Universal Music Germany

Amy Macdonald wróciła z nową płytą, “Under Stars”

Pierwotny plan zakładał, że napiszę o płycie Under Stars kilka dni po premierze. Tekst przeleżał w szkicach od lutego, a to dlatego, że nowy album Amy Macdonald nieszczególnie mnie zachwycił. Wstrzymałam się z pisaniem też dlatego, że byłam przed dwoma koncertami Amy i uznałam, że może lepiej będzie wypowiedzieć się o tej płycie już po usłyszeniu części nowego materiału na żywo. 

Poznałam muzykę Amy w 2012 roku. Wówczas najbardziej spodobały mi się dwa albumy, This Is the Life, czyli debiutancka płyta oraz wydana właśnie w 2012 Life in a Beautiful Light. Do dzisiaj uważam, że to jej dwa najciekawsze albumy z podkreśleniem, że ten debiutancki wypada najlepiej i nadal najlepiej obrazuje to, jaką artystką jest Macdonald. Mimo że od jego premiery niedawno minęło dziesięć lat.

Amy jest dziewczyną, która ma w sobie zadzior, pazur, a w jej krwi płynie mnóstwo rock’n’rolla. Fakt, że często można ją zobaczyć w koszulkach rockowych kapel, oraz ciągle powiększające się liczba tatuaży na jej ciele, nie są przypadkiem. Na koncertach widać, słychać i czuć, że Amy śmiało mogłaby stanąć na czele rockowego zespołu i byłaby w tym świetna. Bardzo mylne jest myślenie, które zaobserwowałam podczas koncertu w Poznaniu, że dziewczyna grająca na gitarze akustycznej gra wolne, melancholijne piosenki w stonowanych aranżacjach. Może robi to jakaś inna dziewczyna, ale na pewno nie Amy.

I właśnie tego pazura brakuje mi na nowej płycie

Album Under Stars wypada przeciętnie na tle wcześniejszych płyt Amy. To jest taka płyta, której owszem przyjemnie się słucha, ale jest to też taki album, który fan Amy może włączyć i od razu pozna, że to nowy materiał Macdonald. Nazwałabym brzmienie i aranżacje bezpiecznym graniem, niestety troszeczkę niewartym czteroletniego oczekiwania.

Z drugiej strony jest to świetna płyta dla potencjalnych nowych fanów Amy, bo nie znajdą na niej tuzina kompozycji aranżacyjnie tak różnych, od tego, z czego słynie Macdonald. Więc jeśli nie znasz jej muzyki to pamiętaj, że o płycie Under Stars piszę z perspektywy osoby, która przesłuchała wszystkie albumy Amy wzdłuż, wszerz i w poprzek.

Moje wrażenie o Under Stars zupełnie się nie zmieniło po dwóch koncertach. Nowe piosenki pasują do setu, ale nie mogę powiedzieć, że te z pierwszej płyty, czyli Let’s Start a Band, Youth of Today czy Poison Prince nie wyróżniają się większą energią, ciekawszymi aranżacjami i nie wynoszą koncertu na wyższy poziom. To samo tyczy się Slow It Down oraz 4th of July.

Z nowej płyty bardzo lubię tytułowe Under Stars, z chyba najciekawszym otwarciem ze wszystkich piosenek z tej płyty, Down by the Water, które nie było moim faworytem od początku, ale ostatecznie okazało się jedną z tych najbardziej wyróżniających się piosenek na całej płycie. Do listy mogę dopisać też From The Ashes, dość monumentalnie brzmiący kawałek.

Jest też jedna rzecz, która delikatnie mnie na tym albumie irytuje

Chodzi o teksty piosenek, w których Amy bezustannie bawi się w trenera motywacyjnego. Jest więc tak, że można posłuchać After Laughter Paramore i się zdołować, a później zapodać sobie Under Stars i poczuć chęć do łapania wiatru w żagle, walki o marzenia itd., itp. Bardzo motywacyjna w warstwie tekstowej wyszła Amy ta płyta, mocno jednolita.

Pomimo niezbyt dużej miłości, jaką zapałałam do tego albumu niesamowicie się cieszę, że wydanie tej płyty sprawiło, że mogłam wreszcie posłuchać Amy na żywo! Album ukazał się na początku roku, miałam wtedy niesamowity apetyt na nową muzykę i z niecierpliwością czekałam na wszystko dobre, co muzycznie może przynieść 2017. Jak na razie, niestety, ten rok muzycznie nie jest tak niesamowity, jak mógłby być. Płyta Amy nie jest więc wyjątkiem, a raczej potwierdzeniem reguły, że pierwsza połowa 2017 nie przyniosła zajebistych premier muzycznych. A przynajmniej nie przyniosła ich mnie.

Polecam posłuchać Under Stars i wszystkie pozostałe albumy Amy

Zwłaszcza, jeśli lubicie żeński wokal, gitarowe granie, energiczne granie i gigantyczną charyzmę. Amy to wszystko ma, a ten tekst ma tylko pokazać, że czasami artyści zapuszczają się w bardzo bezpieczne dla siebie rejony, co niekoniecznie wychodzi im na dobre spoglądając na ich wcześniejsze dokonania.

W listopadzie idę na trzeci w tym roku koncert Amy. Tym razem będzie to występ akustyczny i już nie mogę się doczekać!