Materiały prasowe

Asystentka. Filmowe spojrzenie na #MeToo ze świetną Julią Garner

Już naprawdę dawno nie trafiłam na tak dobry, tak mocny, a jednocześnie skromny i nieprzesadzony w formie film. Byłam ciekawa, jak Julia Garner, którą świat kojarzy przede wszystkim z serialu Ozark tworzonego przez Netflix, sprawdzi się w głównej filmowej roli. Nie sądziłam jednak, że film Asystentka (The Assistant) zrobi na mnie tak duże wrażenie i nie pozwoli spokojnie zasnąć. Na mój odbiór produkcji bezsprzecznie olbrzymi wpływ miała autorka scenariusza i reżyserka, Kitty Green. Jej dorobek nie jest duży, ale ewidentnie nie boi się trudnych tematów, a wręcz je uwielbia i patrząc jedynie przez pryzmat filmu Asystentka ma szansę zaskoczyć jeszcze nie jednym mocnym, dobrym filmem.

Na przestrzeni trzech lat, bo tyle mija odkąd o ruchu #MeToo zrobiło się naprawdę głośno, temat molestowania seksualnego i wykorzystywania kobiet nieco ucichł. Świat obserwował co prawda proces Harveya Weinsteina, jednego z czołowych producentów filmów w Hollywood, który został oskarżony o liczne nadużywanie władzy w relacjach z kobietami, ale trudno mówić o wielkich zmianach, jakie zaszły w tym temacie. Świat skupił się na innych problemach, których ma przecież mnóstwo… Kitty Green postanowiła zekranizować opowieść o asystentce w jednej z firm produkującej filmy, aby pokazać, jak z pozoru niewinne zachowania stają się przemocą wobec pracownika. Ruch #MeToo jest tak naprawdę jedynie jednym z elementów całej filmowej układanki. Doskonałej układanki!

Jane, absolwentka college’u wyrywa się z rodzinnego domu, aby spełniać marzenia. Rozpoczyna pracę na stanowisku asystentki w firmie produkującej filmy. Marzy jednak o tym, aby w przyszłości zostać producentką lub reżyserką. Z pozoru zwykła, choć od początku bardzo wymagająca praca, z czasem okazuje się pracą wycieńczającą nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Jane szybko zdaje sobie sprawę, że świat w jakim została wychowana ma się nijak do zasad świata, do którego weszła.

Jestem pod wrażeniem gry aktorskiej Julii Garner. Nie przekonałam się jeszcze na tyle do Ozark, żeby zrobiła tam na mnie wrażenie. Tymczasem w Asystentce jest rewelacyjna – autentyczna, bardzo naturalna, doskonale pokazująca emocje towarzyszące jej postaci. Rola, jaką dostała była bardzo wymagająca. Pozornie w filmie gra wielu aktorów, jednak w większości scen Julia była sam na sam z kamerą. Gdy już pomyślałam, że po prostu lubi takie aktorstwo, w którym nikt jej nie rozprasza wydarzyła się, chyba, jedna z najważniejszych scen. Spotkanie z psychologiem. Nie będę go oczywiście opisywać w szczegółach, ale to jedna z tych filmowych scen, które najbardziej zapadają w pamięć a wychodząc z kina czujesz, że musisz o niej porozmawiać z współtowarzyszem czy współtowarzyszką seansu. W przypadku filmu Asystentka to również scena, która nadaje nowy bieg wydarzeniom, kluczowy moment, który sprawia, że na kolejne wydarzenia patrzy się z innej perspektywy.

Wspomniany przeze mnie ruch #MeToo został przez Green wspomniany, ale nie jest najważniejszy. Pisząc o tej produkcji można doszukać się informacji, że szefem Jane był ktoś pokroju Harveya Weinsteina. Lub nawet on sam. Być może, ale scenariusz napisano w ten sposób, że nazwisko pierwowzoru postaci nie ma żadnego znaczenia – to mógłby być każdy, tak naprawdę również kobieta. W swoim filmie Green pokazuje, że wykorzystywanie (seksualne, ale nie tylko) dotyczy pracowników wszystkich szczebli i dotyka pracowników niższego szczebla względem tych, którzy wykorzystują. Jane spotkała się z przemocą psychiczną, była wystawiana przez swoich kolegów z pokoju i oddelegowywana do zadań, których oni wykonywać nie chcieli. Sama, z czego nie do końca zdawała sobie sprawę, pośredniczyła w niemoralnych praktykach. Poświęcała się pracy całkowicie, od świtu do zmroku, zapominając o bliskich.

Film Asystentka można zaliczyć do tej grupy filmów, które albo zrobią na widzu wielkie wrażenie i pokażą smutną prawdę, którą niby znamy, ale od siebie odpychamy, albo przejdą niezauważone, jak wiele problemów zamiatanych pod dywan. Ja po zakończonym seansie długo rozmyślałam nad tym, co właśnie zobaczyłam. Było mi smutno, byłam zła.