Cały czas, pozostając w temacie poszukiwać lżejszych, i może dzięki temu lepszych seriali zajrzałam na listę tych, na których premierę czekałam. Tak oto przypomniałam sobie o niemieckiej produkcji Biohakerzy, od sierpnia dostępnej na Netflixie. Przyznaję, że nie mam pojęcia, jak to możliwe, że od premiery minęło już tyle czasu! Byłam pewna, że minął zaledwie miesiąc. Włączyłam, obejrzałam i muszę przyznać, że nawet mi się podobało.
Z tym serialem wiąże się pewna ciekawa historia, która bardzo wpływa na moje pozytywne odczucia. Z lepszym lub gorszym skutkiem, regularniej lub mniej, wykorzystuje Netflix jako narzędzie do odświeżania znajomości języka niemieckiego. Wspominałam już o tym recenzując serial Charité & Charité At War. Pod względem opowiadanej historii Biohakerzy to serial zupełnie nie w moim guście. Zdarzało mi się na przestrzeni lat sięgać po produkcje z gatunku sci-fi, ale z reguły te spotkania kończyły się moim szybkim odwrotem.
Już dawno temu upodobałam sobie kryminały, thrillery i seriale obyczajowe, a te z magią, nadprzyrodzonymi mocami i efektami specjalnymi w postaci uczłowieczonych robotów podbijających nasze terytoria nie robią na mnie wrażenia. Od serialu Biohakerzy oczekiwałam jednak na tyle nieskomplikowanej fabuły, żebym mogła cieszyć się, że rozumiem, o czym mówią bohaterowie bez konieczności włączania napisów albo innej wersji językowej.
Zaczęłam więc oglądać. Zaciekawiona jak bardzo w biotechnologię wybiega serial aż tu nagle okazało się, że stworzono ciekawy życiorys głównej bohaterki. Studentka medycyny Mia Akerlund to dziewczyna, która w dzieciństwie bardzo wiele przeszła a dorastając postanowiła pomścić śmierć najbliższych. Częścią jej planu jest zbliżenie się do wybitnej, cieszącej się uznaniem na całym świecie i wielkim majątkiem profesor Tanji Lorenz. Przez sześć odcinków śledzimy więc poczynania Mii, która próbuje udowodnić to, w co wierzy.
Na swojej drodze spotyka innych studentów, którzy zajęci własnym życiem – jak przystało na tytuł filmu, głównie eksperymentowaniem – stając się jej przyjaciółmi. Nie obywa się oczywiście bez wątków romantycznych, złamanych serc, niedomówień i, w konsekwencji, złych decyzji. Myślę, że już po tym opisie rozumiecie, że serial całkiem mi się spodobał, bo nie ma w nim wiele z sci-fi, a nawet niewiele ma wspólnego z biohakerami, jakich mamy na myśli używając tego terminu. To po prostu grupa ludzi robiących różne eksperymenty, mniej i bardziej inwazyjne, które ani nie zaskakują, ani nie ekscytują.
Niewiele dowiadujemy się o samych eksperymentach. Probówki i mikroskopy to główne narzędzia serialowych biohakerów, a kilka smaczków w postaci fluorescencyjnego pudru, świecących w ciemności krzewów czy zwierząt jest przyjemne dla oka, ale to chyba jednak trochę za mało, żeby mówić o biohakerach. Biorę jednak pod uwagę, że może niepoprawnie rozumiem ten termin. Poza tym czasy, w których kogokolwiek szokowała wizja ingerowania w system odpornościowy człowieka w łonie matki dawno minęły. Teraz szokują nas inne rzeczy… Językowo też nie był to bardzo wymagający serial, więc spędziłam przyjemnie czas uświadamiając sobie, że coś tam jeszcze pamiętam z mowy naszych sąsiadów.
Im bliżej końca serialu, tym bardziej interesowało mnie jak skończy się wątek zemsty Mii i co doprowadziło do wydarzeń przedstawionych w pierwszej scenie. Serial otwiera bowiem scena wyrwana z zakończenia, której koniec poznajemy wraz z ostatnim odcinkiem. Produkcja jest jednak na tyle dynamiczna, że serial się nie dłuży, a z każdym kolejnym odcinkiem, podobnie jak w przypadku Emily w Paryżu, godzimy się na konwencję, która z medycyną nie ma wiele wspólnego, a i z biohakerami jest związana luźno.
Zakończenie trochę mnie rozczarowało, bo twórcy postawili na takie z serii: chcemy zrobić kolejny sezon, więc niczego definitywnie nie zamkniemy. Szkoda, bo ostatnimi czasy Netflix wypuszcza zbyt wiele produkcji, które kończą się właśnie w ten sposób, a nie będą kontynuowane. Niedawno poinformowano, że nie będzie drugiego sezonu serialu Away (Rozłąka), który aż się o niego prosił.
Znalazłam więc kolejny przyjemny, niewymagający, pełen ładnych ludzi i ładnych wnętrz serial, o którym zapomnę przed końcem roku, a który przyjemnie się oglądało. Z pewnością znajdziecie o wiele ciekawsze tytuły, ale jeśli czujecie, że w ofercie Netfliksa nie ma już dla Was nic ciekawego – a abonament jak mieliście opłacony, tak macie – i chcecie się rozerwać, polecam rzucić okiem na serial Biohakerzy. Lekki, przyjemny, niewymagający, ale też nieudający, że jest inaczej.