Na dwa miesiące pojechały w trasę koncertową z Jeffem Beckiem, któremu pomogły nagrać album Loud Hailer. Wcześniej kilka tygodni spędziły w trasie po Europie z amerykańskim zespołem PVRIS. Jak to możliwe, że nie wydały jeszcze debiutanckiej płyty? O to trzeba będzie je zapytać przy innej okazji. Dwa dni temu Bones zagrali pierwszy, od czasu trasy z Beckiem, koncert w Wielkiej Brytanii. W małym, klimatycznym klubie, do którego zjechali się ich najwierniejsi fani.
Poznałam je w Berlinie, gdzie występowały w roli supportu. Na przestrzeni kilku ostatnich lat to drugi przypadek, w którym artysta-support zwraca moją uwagę. W ich przypadku trudno byłoby przejść obok obojętnie, bo robią show na naprawdę profesjonalnym poziomie.
Wiecznie na debiucie
Właśnie ten brak wydanej debiutanckiej płyty mnie dziwi. W zasadzie to z jednego powodu: patrząc na ich występ, pewność siebie na scenie i niewymuszony kontakt z publicznością widać, że to nie są młodziaki dopiero bawiące się muzyką. Brzmienie, styl bycia, sposób grania i śpiewania mają już dopracowany, określony i dla siebie bardzo charakterystyczny.
Może to jeden z tych zespołów, któremu nie dane jest szybkie wydanie debiutu, a dopiero późniejsza wielka kariera opatrzona podpisami: wcześniej współpracowały z…? Ostatnimi czasy sporo takich artystów trzyma listy przebojów w garści.
Energicznie i po domowemu
Miejsce, w którym odbył się koncert nosi wdzięczną nazwę The Water Rats i można je określić mianem malutkiego klubu, a może bardziej pubu. Jest w nim specjalnie wydzielona przestrzeń na koncerty, jest scena, profesjonalne oświetlenie i backstage. Na dodatek jest dobra wentylacja, która jest dodatkowym plusem. Koncert miał być duszny i pocący, takie ostrzeżenia docierały z obozu Bones, ale w praktyce dało radę się nie spocić i wyjść z klubu bez szwanku.
Zakładając oczywiście, że nie poszło się w pogo, które skutecznie organizowali fani. Klub nie był przepełniony, ale dla dziewczyn, które kilka tygodni spędziły w innym kraju, przywitanie przez grono ludzi wyśpiewujących ich piosenki – podkreślę to jeszcze raz, że nie wydane na płycie i w sieci niedostępne na skinienie palca – musiało robić wrażenie. Same z resztą dawały znać, że cieszy ich powrót do domu, na lokalną scenę i to podczas solowego koncertu dla własnej publiczności.
Bones Band Bones
Przydałoby się chyba w skrócie napisać, co to za zespół i co grają. Dziewczyną grają na gitarach, robią to bardzo głośno i bardzo efektownie, a na scenie towarzyszy im perkusista. Rosie, frontmanka zespołu, to taka stara rockmanka, nie w kwestii wieku, ale podejścia do grania, śpiewania i scenicznej ekspresji. Po jej prawej stronie stoi blondwłosa Carmen, która mogłaby spokojnie łamać męskie serca, jako idealne urzeczywistnienie dziewczyny grającej na gitarze elektrycznej.
W duecie dziewczyny idealnie się dopełniają – Rosie to zdecydowana liderka grupy, otwarta, gadatliwa, ruchliwa i kontrolująca sytuację, a Carmen to taka jej ciut spokojniejsza ostoja, która robi swoje, rozdaje fanom uśmiechy, ale nie wychyla się z własną osobowością.
Bones udało się już nie tylko pomóc Beckowi napisać album, ale też dostać się do telewizji. Jedna z ich piosenek pojawiła się w serialu Orange is the New Black oraz w reklamie Victoria Secret. Ich ekspresja, mocne teksty i power pasują idealnie do tematyki Orange is the New Black, ale gdy przeczytałam o Victoria Secret to się delikatnie zdziwiłam. Jakoś do seksownych różowych stringów i kusych koszul nocnych mi nie pasują, ale pewnie PRowiec marki chyba wiedział, co robi.
I co dalej?
I tak oto przez przypadek instytucja supportu znów spełniła swoją rolę. Udało mi się poznać zespół, którego muzyczną drogę chętnie będę obserwować. Wracając z koncertu zastanawialiśmy się, czy pewnego dnia Bones zawita na wielkie sceny w Wielkiej Brytanii, czy to raczej muzyka niepasująca do mainstreamu.
Doszliśmy do wniosku, że współcześnie sformułowanie mainstream mocno się zatarło, podobnie, jak alternatywa, którą kiedyś nazywano muzykę dzisiaj coraz częściej i chętniej emitowaną w radiach. Szansa dla Bones jest więc olbrzymia, ale oglądanie ich na małej scenie ma ten niepowtarzalny klimat, który widać w fotorelacji.