Brodka zagrała premierowo na Spring Break

Koncertowe środowisko to nie jest najlepszy moment do zaprezentowania nowego materiału. Zwłaszcza, gdy gra się na otwartej przestrzeni, gdzie nagłośnienie pozostawia wiele do życzenia, z nieba leje się deszcz, a publiczność nie wie, czego ma się spodziewać. Brodka na Spring Break, zaraz obok Dawida, była drugim najbardziej wyczekiwanym gościem, nie bez powodu grała przecież na Enea Stage. Tłum był więc spory, nastroje pozytywne, bo krążek Clashes ukaże się dopiero 13 maja, a na Spring Break premierowo zagrano materiał, który się na nim znajdzie.

Z muzyką Moniki nigdy nie było mi po drodze. Doskonale pamiętam jej pierwsze po-idolowe przeboje i ten wszechogarniający Polskę zachwyt nad innością albumu Granda. To była jedna z tych nielicznych popularnych piosenkarek, które dobrowolnie zdecydowały się opuścić czołówki list przebojów i zaryzykować, z czymś, co w prasie branżowej górnolotnie nazywa się ambitnym. Później zauroczyło mnie Varsovie i Dancing Shoes, ale do Grandy cały czas nie zajrzałam. Tymczasem czas płynął, a Brodka wyemigrowała do wielkiego świata pracować nad swoim pierwszym albumem z przeznaczeniem na europejski rynek.

Wielu było już Polaków, których próbowaliśmy wypuścić na świat i w zasadzie ci, których promowaliśmy wszystkimi siłami donikąd nie dotarli. Byli tacy, którzy próbowali przeanalizować ten problem, wyciągnąć wnioski i uczyć się na błędach, ale zdaje się, że recepty na światowy sukces nie ma. Ciekawy tekst na ten temat można przeczytać w rozmowie Artura Rojka z Aleksandrą Klich. Nie oznacza to jednak, że nie należy próbować, starać się, a przede wszystkim tworzyć coraz lepszych kompozycji. Brodka próbuje i świetnie jej to wychodzi!

Koncert trwał godzinę z kawałkiem, ale trudno powiedzieć, czy w tym czasie zaprezentowano wszystkie kompozycje obejmujące album Clashes. Brodka nie przemawiała do publiczności zbyt często, nie podawała też tytułów piosenek. Na pewno zagrano singiel Horses oraz piosenki My Name Is Youth i Up In The Hill. Było też kilka starszy utworów, jak Dancing Shoes w nowej wersji wpasowującej się w klimat utworów z nadchodzącej płyty i piosenka Granda. Wspomniane już nagłośnienie i ewidentny stres płynący z całego 11 osobowego zespołu dawał o sobie znać, ale po tym, co Brodka pokazała widać, że Clashes będzie płytą ambitną, dla wymagającego słuchacza, nastawioną na odbiorcę lubiącego muzykę niszową. Wiele kompozycji przypominało mi muzycznie piosenki Niny Kinert, szwedzkiej piosenkarki, która też próbowała przebić się do całej Europy, ale niestety jeszcze jej się to nie udało. Mnóstwo żywych, prawdziwych instrumentów, postawienie na dużą dawkę etnicznych dźwięków i spokojny, hipnotyzujący wokal. A w bonusie kadzidełka doczepione do gitary i ulatniające zapach przez cały czas trwania koncertu – nie było tego czuć, ale było widać.

Całość zapowiada się na naprawdę ciekawą płytę, ale jej prezentacja live raczej lepiej będzie się sprawdzała w zamkniętych pomieszczeniach, salach koncertowych z prawdziwego zdarzenia i chyba nawet takich, w których można wygodnie usiąść. Bo o ile druga część koncertu była żywsza, to materiał z Clashes jednak sugeruje liryczne, stonowane, finezyjne podejście do muzyki. Chyba tylko My Name Is Youth miało delikatny pazur. Czy takie granie przemówi do fanów? Nie mam pojęcia, ale kto lubi Monikę chyba już zdążył się przyzwyczaić, że to artystka o wielu twarzach, dziewczyna odważnie rozwijająca się muzycznie i nie szukająca dźwięków łatwych i przyjemnych w odbiorze. To na pewno materiał dla osób, które w muzyce szukają drugiego dna, fascynują się zarówno dźwiękami, melodiami, jak i słowami i sposobem ich ekspresji.