Ostatnio sporo czytam o Demi Lovato. Jakoś tak się złożyło, że nigdy szczególnie nie interesowała mnie jej twórczość. Ani muzyczna, ani filmowa. Nie powiem, żebym nagle stała się jej fanką i fanatycznie zaczytywała się we wszystkim, co na jej temat opublikowano, wymyślono i powiedziano, ale zaczęłam interesować się kampanią medialną, jaką urządzono jej przy okazji premiery albumu Confident. Niespodziewanie dostrzegłam, że Demi jest wszędzie.
Poczułam się zaintrygowana. Dziewczyna wydawała nowe single, nowe teledyski, zaczęła reklamować kinową produkcję, w którą zainwestowała sporą gotówkę i nagrała duet z muzykami z ciut innego muzycznego świata. Ma 23 lata i niedawno wydała piąty studyjny krążek. Dlaczego nigdy jej nie słuchałam?
Pamiętam, jak Demi zagrała w jednym albo dwóch filmach Disneya, a w kolorowych gazetach pojawiały się jej plakaty. To był ten moment mojego życia, w którym kolorowe gazetki dla nastolatek kupowałam zdecydowanie rzadziej, a zamiłowanie do mroczniejszych filmów wyparło, od zawsze małą, chęć oglądania filmów skierowanych do mojej grupy wiekowej. Tym sposobem przeszłam obok Demi obojętnie i od zawsze myliła mi się z Seleną Gomez.
Po kilku latach przypomniała mi o sobie. Zaczęła pojawiać się obok braci Jonas, którzy byli małym pierwowzorem One Direction, i zagrała jakiś koncert wspólnie z Avril. A może to wciąż był ten po-filmowy okres? Od tamtego czasu sporadycznie czytałam o jej życiowych kłopotach, udziale w talent show i muzyce. Wręcz wydawało mi się, że to przede wszystkim aktorka, która od czasu do czasu wyda płytę przeznaczoną dla dzieciaków zapatrzonych w jej filmowe role. Wiecie, taka nowsza wersja Hilary Duff, która potrafiła sprzedać swoją muzykę tylko wtedy, gdy była na fali serialowej popularności.
Talentu muzycznego Demi odmówić nie można, ale nie trudno zauważyć, że jest jedną z tych piosenkarek młodego pokolenia, które muszą walczyć z łatkę gwiazd Disneya. A to wcale nie jest przyjemna łatka, bo trudno ją zedrzeć z klasą. Nie przez przypadek Miley, Selena i właśnie Demi wyglądały kiedyś łudząco podobnie i grały łudząco podobną muzykę. I z tego powodu zawsze mi się myliły. Teraz z przyjemnością odkrywam, w jaki sposób ta bardzo młoda piosenkarka buduje swoją artystyczną siłę i jakie kroki podejmuje, aby utrzymać się na powierzchni w sytuacji, w której dobra sprzedaż płyty i średniej wielkości przebój to za mało, aby mówić o dobrze rozwijającej się karierze muzycznej.
Na początku zaintrygowała mnie jej rola w produkcji Charming, której została producentem wykonawczym i w którą zainwestowała niezłe pieniądze. Tak naprawdę już teraz, na długo przed premierą, to jej nazwisko reklamuje ten film, a w niedalekiej przyszłości to głównie na jej rolę, a raczej dubbing, będzie zwracana największa uwaga. Reszta obsady, która przecież składa się z równie dobrze znanych nazwisk, może jedynie dołożyć swoją maleńką cegiełkę i przy odrobinie szczęścia, ulepszyć produkcję. A jeśli nie wyjdzie, nikt nie będzie miał pretensji.
Drugie zaskoczenie to obsada i reżyser klipu do singla Confident. Nie od dziś wiadomo, że ciekawi bohaterowie podnoszą zainteresowanie teledyskiem. Różni muzycy, za namową różnych ekspertów, próbują różnych myków, ale Demi poszła raczej w stronę spełnienia małego filmowego marzenia. I muszę przyznać, że jej się to udało. Nie jestem pewna, czy osiągnie zamierzony sukces komercyjny, ale raczej nie jest to teledysk, którego Demi powinna się wstydzić. Michelle Rodriguez i Jeff Fahey w rolach głównych? Kupuję w ciemno.
Na zakończenie chyba moje największe, i wiem, że nie tylko moje, zaskoczenie, jakim jest współpraca z Fall Out Boy. Taka współpraca trochę po najniższej linii oporu, bo przerobiono już dobrze fanom FOB znaną piosenkę, ale jednocześnie współpraca wysokiego ryzyka, bo chyba prościej jest przekonać ludzi do czegoś nowego, niż do nowej wersji czegoś starego. Opinie o efekcie końcowym są mieszane. Komuś się podoba, komuś się nie podoba, ale wszystkich zdziwiło i zaskoczyło.
Najbardziej chyba podoba się panom z FOB, którzy wychwalają głos Demi pod niebiosa i miłośnikom mopsów, którzy mogą pooglądać przeuroczy teledysk. Dla mnie Irresistible z Lovato to dobry pomysł na zaprezentowanie jej ludziom, którzy wcześniej nie pomyśleliby, że jej głos może pasować do ciut mocniejszego grania. Nawet jeśli większość powie, że Irresistible bez Demi jest lepszą piosenką, efekt zamierzony został osiągnięty – wcześniej nieosiągalna grupa słuchaczy, nieosiągalne portale muzyczne, wspomniały o niej i jej nowym albumie. Sprytne? Sprytne.
Myki i triki, którymi posłużono się, aby wypromować krążek Confident skończyły się srebrnym miejscem na liście sprzedaży w Stanach Zjednoczonych. Nie pomogła nawet szybka przecena albumu na iTunes. Pierwsze miejsce okazało się nieosiągalne, ale przed Demi imponująca trasa koncertowa i walka o to, aby na stałe wpisać się do kanonu amerykańskiej popkultury.