Zdaje się, że zaliczam powrót do comiesięcznych seansów kinowych, co bardzo mnie cieszy, bo film obejrzany na dużym ekranie nigdy nie smakuje tak dobrze, jak film obejrzany z kanapy. W weekend poszłam sprawdzić, jak wypadł film, który kojarzę w formie jednego z pierwszych seriali audio w ofercie Empik Go. O Fucking Bornholm pisałam w Monthly na marzec 2020, co jest o tyle znamienne, że dwa lata temu w marcu weszliśmy w pandemię, a w maju 2022 roku z niej wychodzimy. Autorką pomysłu na tenże audio serial była Anna Kazejak, która wyreżyserowała film.
W przeciwieństwie do dźwiękowego pierwowzoru z Magdaleną Różczką, Michałem Czerneckim, Leszkiem Lichotą i Olgą Kalicką, kinowa opowieść to aktorskie spotkanie z zupełnie innymi aktorami. Do malowniczego Bornholmu udajemy się razem z Agnieszką Grochowską, Maciejem Stuhrem, Jaśminą Polak i Grzegorzem Damięckim.
Grupa przyjaciół wybiera się z dziećmi na tradycyjny wyjazd na długi weekend, który od lat spędzają na duńskiej wyspie Bornholm. Incydent między dziećmi wywoła falę kryzysu w ich relacjach. Każda z par sprawia wrażenie szczęśliwej, ale czy tak jest naprawdę? Czy żyją pozorami?
Opis dystrybutora
Poznajemy 40-latków, z dziećmi, obowiązkami, niespełnionymi marzeniami i pragnieniami oraz młodszą od nich Ninę. Maja, Dawid i Hubert przyjaźnią się od lat, ich dzieci są w podobnym wieku i towarzyszyli sobie na różnych etapach życia. Wspólny wyjazd w majówkę miał być wypadem przyjaciół oraz okazją do wprowadzenia do grupy Niny, nowej partnerki Dawida, której podejście do życia znacznie odbiega od tego, jakie ma choćby Maja. Nie jest to jednak opowieść o tym, jak poznana przez Tindera blondynka zmienia z pozoru bajeczne wakacje w przykre doświadczenie. To film o tym, jak jedno zdarzenie przelewa czarę goryczy i sprawia, że każdy z przyjaciół wyrzuca z siebie żale.
W tle mamy piaszczyste plaże, mniej i bardziej luksusowe kampery, morze i dzieci, dla których wyjazd miał być kopalnią wspomnień. Tylko pozornie jest to sielska opowieść o grupie przyjaciół, którą stać na to, żeby kilka dni w roku spędzić na campingu. Błyskawicznie, tak naprawdę od pierwszej sceny, w której Maja przygląda się Ninie i Hubertowi, czuć że w powietrzu wisi napięcie. Panie delikatnie i z gracją sobie dokuczają, próbując pokazać, która zna życie lepiej a która jest bardziej postępowa. Panowie pragną spokoju i wyjazdu skrojonego na miarę, dzieci możliwie jak największej swobody.
Anna Kazejak maluje portret 40-latków, którzy zbyt wcześnie weszli w dorosłe życie, założyli rodziny i zapędzili się w wir codzienności zapominając o sobie. W Fucking Bornholm mnóstwo jest wiszącego w powietrzu żalu o rzeczy, których się nie zrobiło, o to, co się zrobiło oraz o to, jak potoczyło się to z pozoru szczęśliwe życie. Rozwiedziony Dawid nie ukrywa, że jest mu trudno i ma nawet moment, w jakim przyznaje, że rozwód nie był najlepszym pomysłem. W tym miejscu narracja filmu delikatnie się zmienia. Uwypukla się podejście Huberta, któremu imponuje towarzysko zaangażowany, randkujący przyjaciel, mający bogate życie erotyczne i większe doświadczenie. Hubert staje się uosobieniem zdania, że wczesne założenie rodziny nie jest dobrym pomysłem, że w życiu trzeba ”posprawdzać” możliwości. Z drugiej strony tych życiowych przemyśleń stoi Dawid, który mówi wprost, że nie tylko nie zgadza się z mądrościami przyjaciela, ale też doszedł do wniosku, że być może trzeba się „przemęczyć dla dobra dzieci” i nie kończyć związku zbyt wcześnie. Czy w tym przypadku potwierdza się powiedzenie, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma?
Nie da się też zauważyć, że filmowa Nina ma być uosobieniem współczesnych 30-latków, późno kończących studia, nie myślących o założeniu rodziny i randkujących przez internet z tzw. dojrzałymi mężczyznami z przeszłością. Jest to ciekawa obserwacja pokazująca zmianę priorytetów i podejścia do życia. Jednocześnie Nina pozostaje zagadką, niewiele o niej wiemy, poznajemy ją po pojedynczych zdaniach, niby jest częścią wyjazdu, ale trzyma się z boku.
Fucking Bornholm może przyciągać scenerią, z pewnością zwraca uwagę obsadą. Zdjęciami nie oczaruje, choć sporo w nim oniryzmu. Aktorsko nie powali na kolana, ale ma w sobie sporo mocy. To nie jest łatwy, lekki i spokojnie płynący film. Określiłabym go raczej jedną z tych produkcji, w których wypowiadane kwestie są często mniej ważne od gestów, spojrzeń i min. Anna Kazejak stworzyła film emocjonalnie wymagający, psychologicznie mocny, przegadany i z częściowym happy-endem. Nie poznajemy odpowiedzi na wiele pytań, ale dowiadujemy się, że każdy z bohaterów doszedł do ściany i odpowiedział sobie na pytanie: co jest dla mnie w życiu ważne.