“Girl Online” – literacki debiut Zoelli, jednej z najpopularniejszych vlogerek

SponsoredWydawnictwo Insignis

Dziesięciomilionowa widownia w internecie to idealny powód do spełniania najskrytszych marzeń. Zoe Sugg, przesympatyczna Brytyjka, która od kilku lat publikuje na YouTube swoje filmiki o modzie, urodzie i życiu codziennym, w 2014 roku wydała pierwszą książkę. Teraz już wiadomo, że odniosła niebagatelny sukces i ze spokojem może pokusić się o wydanie następnej. Girl Online, bo taki tytuł nosi wydawniczy debiut Zoelli to książka lekka, miła i przyjemna. Lektura idealna dla nastolatek uwielbiających marzyć i budujących swoje marzenia w anglojęzycznych krajach. Marzenia nie są złe. A jaka jest Girl Online?

Nie miałam żadnych, zupełnie żadnych oczekiwań względem tej książki. Wiedziałam jedynie, że chce przeczytać to, co wypuściła sławna YouTuberka i przekonać się, czy słusznie zdecydowała się na książkę fabularną, a nie poradnik Jak zarobić na YouTube? albo Od Zoe do Zoelli. Zanim zabrałam się za czytanie pewnie zerknęłam na zamieszczony na tylnej okładce opis, ale gdy już zaczęłam czytać zupełnie zapomniałam, o czym ta książka ma opowiadać. Pewnie dlatego będąc w jednej trzeciej lektury zorientowałam się, że zanosi się na romans i nie kryłam swojego rozczarowania.

Teenage drama

Nie mam nic przeciwko czytaniu romansów. Nie w tym rzecz. Z resztą, ta książka to taki romans nastolatków, więc nie ma w nim nic, co mogłoby jakkolwiek gorszyć czy wzbudzać kontrowersje. Wszystko jest wyważone, stonowane i grzeczne.

Penny i Noah to para, jak z bajki. Poznają się przypadkiem, zakochują w sobie, spędzają wspólnie krótki, ale pełen świetnych wspomnień czas, a później okazuje się, że każde z nich ma w kieszeni pewien sekret, którego zapomniało bądź celowo nie chciało ujawnić. I mogę to wszystko spokojnie napisać, bo właśnie to tak naprawdę zdradza okładkowy opis książki.

Historia jak z bajki. Przygody, jak z najlepszej amerykańskiej produkcji. Od jednej trzeciej książki wszystkie wydarzenia przybierają dość oczywisty i przewidywalny obrót. Zaskoczenie jest chyba tylko jedno – prawdziwi przyjaciele jednak istnieją! Czy to wystarczy, aby warto było poświęcić swój czas na 360 stron lektury?

Lekka jak piórko

O kontrowersjach wokół tego, kto w rzeczywistości napisał Girl Online już wspominałam. Teraz wspomnę o tym, że to książka przyjemna i fizycznie i psychicznie. Brzmi to dziwnie, ale tak jest. Nie waży za dużo, a duża czcionka sprawia, że te niespełna trzysta stron można szybko i bezboleśnie połknąć w dwa dni. Fabuła posuwa się sprawnie do przodu, nie ma niepotrzebnych wtrąceń i usilnego poplątania zdarzeń.

Lektura idealna na długą podróż albo dzień spędzony na plaży. Raczej dla dziewczynek niż dla chłopców, bo historie są opowiadane z perspektywy Penny. Dla dziewczynek, które lubią amerykańskie seriale o nastolatkach, uwielbiają marzyć o wizycie w Nowym Jorku i obejrzały kilka sezonów Plotkary. Gdybym miała młodszą siostrę pewnie podarowałabym jej Girl Online w prezencie, bo to taka książka, która pokazuje, że świat jest w gruncie rzeczy dobry, dobro zawsze zwycięża a problemy w szkole to pikuś, z którym można sobie w łatwy sposób poradzić. Trzeba tylko mieć kogoś, kto stanie za nami murem i będzie oparciem w trudnej sytuacji.

Bez łez

Kierując się złotą myślą, że wszystko, czemu poświęcamy nasz cenny czas powinno nas czegoś nauczyć zastanawiałam się, czego nauczyła mnie Girl Online. Samoistnie nie zmusiła mnie go głębszych przemyśleń, więc sama musiałam się do nich zmusić.

Nie wiem, co po lekturze tej książki powiedziałaby współczesna nastolatka (główna bohaterka tej książki ma 15 lat, więc wnioskuję, że to jest grupa docelowa), ale mam nadzieję, że czytając Girl Online poczułaby się beztrosko i uwierzyła w siebie i moc sprawdzą swoich działań.

Dużo jest na rynku książek, które opowiadają o tym, że jesteśmy panami swojego życia i powinniśmy kończyć znajomości z ludźmi, którzy działają przeciw nam i zatruwają nasze życie. Girl Online pokazuje siłę przyjaźni, siłę miłości, siłę rodziny i siłę internetu – dobrą i złą. Idąc za duchem czasu pokazuje też kontrowersje, jakie wzbudzają związki homoseksualne. Ten wątek jest zgrabnie przemycony do głównej fabuły i zasługuje na uznanie, bo mogłoby go nie być, – na dobrą sprawę nie zmienia w głównym wątku niczego – ale miło, że autorka pomyślała o poruszeniu głośnego tematu w sposób nienachlany, a zapadający czytelnikowi w pamięć.

I nie zdziwię się, jeśli za rok, dwa, trzy Zoella poinformuje, że Girl Online doczeka się ekranizacji. To byłby naprawdę hollywoodzki film. Tylko kto zagrałby główną rolę?