Medleyland.pl

LemON świętował 10-lecie na poznańskich targach

Trudno znaleźć w Polsce osobę, zwłaszcza w jakimkolwiek stopniu zainteresowaną muzyką, która nie spotkałaby się z twórczością zespołu LemON. Był moment, w jakim głos Igora Herbuta wyśpiewywał przeboje roku, był czas, w którym zespół nie znikał z plakatów najważniejszych imprez w kraju. Czasy się zmieniły, imprezy przeminęły, pojawiły się nowe, pandemia wykluczyła Juwenalia i wszelkie podobne imprezy studenckie z koncertowej mapy Polski, ale LemON pozostał. Właśnie świętuje 10-lecie scenicznej obecności. A wszystko zaczęło się w programie telewizyjnym, którego nigdy nie oglądałam. W niedzielę, 13 marca zespół zagrał na poznańskich targach.

W duszy się śmieję, że Hala 3A powoli staje się drugim najczęściej odwiedzanym przeze mnie obiektem koncertowym w Poznaniu. Śmieję się, bo to naprawdę nie jest najszczęśliwsze miejsce na koncerty, ale ma ten plus, że może pomieścić kilka tysięcy ludzi. A LemON bardzo dobrze poradził sobie z wypełnieniem obiektu. Na koncert poszłam dzięki zaproszeniu (Emilia, jeszcze raz dzięki!), ciekawa rocznicowego show zespołu, który wcześniej widziałam na żywo raz. Nie będę udawać, że doskonale znam repertuar i mam ulubione utwory – zdecydowanie nie, ale kilka przebojów znam, a ich nie mogło przecież zabraknąć. Nie na koncercie z okazji 10-lecia.

W setliście dominowały piosenki z dwóch pierwszych płyt – debiutanckiego LemON z 2012 roku i Scarlett z 2014. Akurat ten tytułowy singiel, bezapelacyjnie jeden z największych przebojów grupy, rozbrzmiał na koniec, wizualnie dopieszczony bańkami mydlanymi. Był to jedyny efekt specjalny wieczoru, resztę pozostawiono ekranom, materiałom i przebierających się trzykrotnie Igorowi. Może to przyzwyczajenie, a może ta już wspomniana tęsknota za wielkimi koncertowymi produkcjami, ale zabrakło mi produkcyjnego efektu zaskoczenia. Na szczęście LemON ma w zanadrzu dużo skuteczniejszą broń, która sprawia, że koncerty stają się lepsze – to tryskający energią Igor. Aż szkoda, że spora część koncertu została zdominowana przez ballady. A może nie powinno mnie to dziwić, przecież to jest bardzo melancholijna kapela…

Tutaj muszę jednak przyznać, że pewnego rodzaju podziału setlisty na piosenki w języku polskim, łemkowskim i ukraińskim sprawił, że konkretny przekaz wybrzmiał lepiej. Doniosłej, bardziej osobiście. Z pewnością dla fanów zespołu była to interesująca setlista. Szczególnie, że uzupełniono ją o nowy, niewydany jeszcze utwór o roboczym tytule Ptaki, smaczek który sprawił, że koncert w Poznaniu był wyjątkowy, oraz duetami z Mery Spolsky oraz Ralphem Kaminskim. Piękną energię mają ci muzycy, piękna charyzma bije od Ralpha niezależnie od okoliczności – czy śpiewa solo, czy gra repertuar Kory, czy łączy się w duecie. Z Mery LemON wykonał jej utwór Ups!, co momentalnie zmieniło oblicze koncertu na bardziej temperamentny, a z Ralphem Po, jeśli wierzyć Igorowi, na specjalną prośbę gościa. Goście specjalni to już taka tradycja rocznicowych koncertów, LemON zaprosił też muzyków, z którymi zaczęła się muzyczna przygoda. Piękna rzecz!

Wracając jeszcze na chwilę do produkcyjnych aspektów – w trakcie koncertu raz pokuszono się o wyemitowanie krótkiego materiału przybliżającego historię kariery Igora. Celowo i umyślnie unikam słowa zespołu, bo wszystko było powiedziane w pierwszej osobie, wypowiadała się nawet mama wokalisty. Nie wprost, ale jedna jednym materiałem podkreślając jak bardzo zmienił się skład i kto z niego pozostał. Pokazano przebitki z Must Be The Music i nawiązano do sukcesów grupy. Była to ciekawa laurka, szkoda że tylko jedna. Właśnie po niej zaczął się set z łemkowskimi nawiązaniami. 

W setliście znalazły się m.in. takie singlowo-przebojowe utwory jak Nice, AKE, Będę z Tobą,  Napraw czy Wkręceni – Nie ufaj mi intonowane na balladę z latarkami, co bardzo mnie zaskoczyło, Spójrz, Wieje, Pizmo, Bez Boju czy Dewiat. Dwugodzinny koncert najpierw spuentowano energicznym wykonaniem Scarlett, a później wspólnymi podskokami i afirmacją. Tej było dużo, w trakcie, pomiędzy i właśnie na końcu. Również swego rodzaju afirmacja wylewała się ze scenicznej oprawy i hasła: Take What You Need. Wszystko dobrze wyważono.

Jeśli dekadę temu ktokolwiek zakładał, że LemON błyskawicznie zniknie w gąszczu polskich twórców-debiutantów, bardzo się przeliczył. Po latach widać, że to nie tylko zespół, który ugruntował sobie pozycję na rynku w Polsce na tyle, że zawsze będzie miał dla kogo grać, a także jeden z tych, którym po talent show udało się odnieść sukces. Od wielu lat niewielu się to udaje. LemON ma w planach nowy album, więcej koncertów i z pewnością nie zamierza pozbawić się możliwości świętowania 15 i 20-lecia. A ma z kim!