Ostatni weekend maja to była największa muzyczna uczta, w jakiej przyszło mi uczestniczyć od kilkunastu ładnych miesięcy. Wspomnieniami z dwóch juwenaliowych koncertów już się podzieliłam. Teraz czas na wrażenia z południowego koncertu Marceliny.
Marcelina była jedną z dwóch gwiazd sobotniego puszczania Baniek Mydlanych na poznańskim Starym Rynku. Wydarzenie może wydawać się dziecinne, ale kolejny rok z rzędu przyciągnęło tyle samo dorosłych (dojrzałych, odpowiedzialnych…), co dzieci. Puszczanie baniek, podobnie jak oglądanie bajek, mają jedną wspólną cechą – nie ogranicza ich metryka. Bańkomaty rozdawano w punktach rozstawionych na Rynku. Nam udało się stanąć w jednej z krótszych kolejek i szybko zaopatrzyłyśmy się w swój płyn. O zapachu werbeny i cytryny, z etykietką Le Petit Marseillais.
Koncert rozpoczął się kilka minut po 11:30, czyli pół godziny przez rekordem puszczania baniek. A przynajmniej tak się nam (i zgromadzonemu tłumowi) wydawało. Później okazało się, że rekord będzie bity dopiero po koncercie. Dla nas nie miało to większego znaczenia – przyszłyśmy posłuchać na żywo Marceliny. Wokalistki, o której słyszałam niewiele. Oczywiście mojej uwadze nie umknęło Karmelove, które zagrane na koniec najbardziej ucieszyło zgromadzony tłum. Piosenka faktycznie zasługuje na uwagę, ale na uwagę zasługuje także cały koncert. Marcelina okazała się niesamowicie charyzmatyczną wokalistką, nieźle władającą kilkoma instrumentami i bardzo otwartą na interakcję z publicznością. A ta, jak to na takich wydarzeniach bywa, skora do wyrażania aprobaty wcale nie była.
Koncert składał się z 10 utworów, wliczając jeden bardzo sympatyczny cover, drugą najlepiej przyjętą przez tłum piosenką. Dla mnie prywatnie najciekawsze były piosenki, w których Marcelina chwytała za przeźroczyste pałeczki i niczym malutka dziewczynka fascynowała się rytmicznym uderzaniem w bębenek. Przypominała mi tym początki koncertów Ellie Goulding, ale miała w sobie zdecydowanie większą dawkę kobiecego uroku i wdzięku.
Cały koncert i jego kolorowa wiosenna oprawa idealnie pasował do idei puszczania Baniek Mydlanych, sympatycznego wydarzenia kulturalnego dla rodzin z dziećmi, turystów i Poznaniaków chcących wyrwać się w sobotnie przedpołudnie z domu.
Marcelina mnie oczarowała – melodiami, głosem, charyzmą i autentycznością. Jest kolejnym idealnym przykładem polskiego artysty, który nie hula po listach przebojów, nie sprzedaje się na okładki kolorowych pism, ale tworzy intrygujące brzmienia. Często mam nadzieję, że tacy artyści pozostaną doceniani tylko przez to wąskie grono, bo boję się, że miłość mainstreamu zabije ich jakość…