Pierwsze podejście do napisania tego tekstu miałam jeszcze w 2018 roku, gdy nadszedł czas, żeby zastanowić się, które płyty z 2018 roku uważam za moje prywatnie ulubione. Szybko doszłam do wniosku, że nie potrafię wskazać dwóch albumów – krajowego i zagranicznego. Najpierw pomyślałam, że to oznacza, że 2018 był słaby, że nic mnie aż tak nie wciągnęło, żebym obudzona o szóstej rano, w środku nocy, wyrecytowała tytuł i autora. Dopiero później zrozumiałam, że skoro mogę wymienić więcej niż jeden album to oznacza, że to był dobry rok.
Oficjalnie zrywam więc z zasadą w myśl której, np. w 2017 roku, wybieram ulubiony krajowy i ulubiony zagraniczny album. Nie umiem wskazać dwóch, więc opowiem o… czterech. Dwóch zagranicznych i dwóch krajowych, z czego jeden ukazał się dawno temu i zupełnie nie przystaje do grania charakterystycznego dla 2018, ale nie mogę o nim nie wspomnieć.
Now, Now – Saved
Rewelacyjny koncert, który Now, Now dali jesienią 2017 roku w Londynie niesamowicie nakręcił mnie na nową płytę. Wyczekiwałam ich powrotu od lat, a wszystkie zapowiedzi albumu Saved, czyli udostępniane w sieci single tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że warto spokojnie poczekać na całą płytę. Gdy się ukazała praktycznie od razu miałam szansę posłuchać jej na żywo, więc myśląc o ulubionej płycie z 2018 roku do głowy przychodzi mi (m.in.) właśnie Saved zespołu Now, Now.
Napisałam już o tej płycie jeden długi tekst. Recenzję, w której wyjaśniłam, dlaczego cieszę się z ich powrotu, wytłumaczyłam, co mi się podoba w tym albumie i dlaczego uwielbiam aktualną koncertową energię tego zespołu. Nie będę się więc powtarzać – odsyłam tutaj , ale muszę dodać, że po ponad pół roku od premiery Saved nadal chętnie wracam do piosenek, jakie trafiły na ten album. Do wszystkich.
Nie mam jednej ulubionej, choć oczywiście są takie, które przywołują konkretne wspomnienia, np. singiel AZ, który zagrali podczas koncertu w londyńskim Omeara, a wówczas była to świeża, niesinglowa piosenka. Lubię też wracać do tytułowego singla i bardzo lubię utwór Holy Water, co nie zmieniło się od dnia premiery płyty.
Nina Kinert – Romantic
Mocno wierzę, że nazwisko Kinert nie jest Ci już obce, bo pojawia się tutaj regularnie i zawsze, tylko i wyłącznie, w kontekście świetnej muzyki. Nina Kinert to moje odkrycie skandynawskiej sceny muzycznej sprzed ładnych kilku lat. Miałam nawet okazję poznać ją osobiście w momencie, w którym miała na koncie cztery studyjne płyty. W tym roku wydała szósty album i EPkę, po raz kolejny udowadniając, że jest fantastycznym muzykiem, artystką, wokalistką. Album Romantic to, no właśnie. Aż kusi, żeby napisać, że to jedna z najlepszych płyt w jej karierze, ale wiem, że nie mogę tego zrobić, bo Nina nie ma gorszych i lepszych płyt.
Album Romantic zasługuje na recenzję.
Album Romantic już dawno powinien zostać tutaj zrecenzowany.
Dlaczego tak się nie stało?
Bo żadne z nas nie potrafi tego zrobić, choć obiecujemy to sobie od dnia premiery płyty. Ja uważam, że nie mam wystarczających umiejętności, znam za mało słów, żeby opowiedzieć o tej płycie. Ileż można pisać, że jest świetna, rewelacyjna? Że Nina powinna robić światową karierę, ale fakt, że jej nie robi w zasadzie działa na korzyść tego, co tworzy?
W 2018 roku były dwie możliwości posłuchania Niny na żywo. Tak, tylko dwie. Pierwszy z koncertów został zapowiedziany na ostatnią chwilę, a drugi odwołano. Ostatecznie to jej kolejny album, którego nie udało się nam posłuchać na żywo. Nie wiedząc czemu Nina przestała koncertować. Nigdy nie była specjalnie zajęta w tym względzie, ale odkąd została żoną i matką zupełnie porzuciła sceniczne życie. Gdyby dzisiaj ogłosiła koncert, chciałabym na nim być.
TOP 5 zagranica – najczęściej przeze mnie słuchane
- Now, Now – Saved
- Nina Kinert – Romantic
- Justin Timberlake — Man of the Woods
- The Killers — Wonderful Wonderful*
- Kylie Minogue — Golden
Kasia Kowalska – Aya & Pełna Obaw
Myślę, że nie ma Polaka, który nie znałby choćby jednego przeboju Kasi Kowalskiej. Dziwnie mówi się o kimś używając słowa “legenda”, ale chyba można tak powiedzieć o artystce, która jest na scenie od 25 lat, ma na koncie liczne przeboje i kolekcję złotych i platynowych płyt. W 2018 roku Kasia wróciła z pierwszym od 10 lat autorskim studyjnym albumem. O płycie Aya pisałam w Shortexcie, tutaj.
Premiera tej płyty nakłoniła mnie do poznania całej dyskografii Kasi. Oczywiście znałam piosenki z poszczególnych albumów, głównie te singlowe. Doskonale znałam płytę Antepenultimate, która ukazała się, gdy miałam 15 lat i moja świadomość muzyczna była już całkiem rozwinięta. Gorzej znałam pierwsze albumy Kasi i dzięki premierze Aya poznałam w całości płytę Pełna obaw, wydaną dwadzieścia lat temu.
I gdy teraz przyglądam się liście wszystkich płyt, których słuchałam w ostatnich dwunastu miesiącach widzę, że najwięcej jest właśnie albumów Kasi Kowalskiej. To jest chyba pierwszy raz, bo innego sobie nie przypominam, w którym premiera nowej płyty zachęciła mnie do posłuchania starych płyt. Dlatego nie mogłam o tym nie wspomnieć i udać, że rok 2018 w temacie krajowej muzyki nie był u mnie zdominowany przez tą Panią. Prawda jest taka, że małomiasteczkowe rytmy zaczynam dopiero poznawać, a Kowalskiej słuchałam przez pół roku. Na przemian z płytą Marceliny.
TOP 5 kraj – najczęściej przeze mnie słuchane
- Marcelina — Koniec Wakacji
- Pola Rise — Anywhere But Here
- Kasia Kowalska – Aya
- Mrozu — Zew
- Kasia Kowalska — Antepenultimate
W 2018 roku słuchałam piosenek wydanych na 970 płytach. Dziesiątka wymieniona w tekście to tak naprawdę mały wycinek olbrzymiej masy dźwięków. Niestety coraz częściej łapię się na tym, że z powodu nadmiaru nowej muzyki, nie znajduję czasu, żeby wrócić do płyt wydanych miesiąc, dwa temu. Słucham ich kilka razy, po czym sięgam po kolejną, nową płytę. Dlatego bardzo się cieszę, że mój numer jeden z 2017 roku, album Wonderful, Wonderful* nadal jest w czołówce.