Materiały prasowe

Muzyczne szorty #104: Maggie Rogers, The Subways, Pink Floyd

Wyjątkowe okazały się utwory, które stały się częścią Muzycznych szortów #104. Pośród trzech wybranych przeze mnie kompozycji znalazła się nowość od artystki, która w świetnym stylu otwiera nowy rozdział w karierze. Jest też nowość od grupy, którą zawsze będę darzyć ciepłymi uczuciami oraz powrót legendy w szczytnym celu.

Pozostałe nowości z ostatniego tygodnia, jakich słucham, a które nie znalazły się w publikacji wrzucam na bieżąco do playlisty na Spotify – tutaj. Składa się ona już z blisko 3 godzin muzyki.

Maggie Rogers – That’s Where I Am

Historia drogi Maggie Rogers na muzyczne salony jest bardzo ciekawa. W skrócie przybliżałam ją pisząc o debiutanckiej płycie Amerykanki, Heard It in a Past Life. Wówczas postawiłabym Maggie obok zespołu HAIM, Lorde czy dziewczyn z Boygenius. Teraz, słuchając singla That’s Where I Am, pierwszej zapowiedzi albumu Surrender, o którym pisałam w Monthly na marzec 2022 odnoszę wrażenie, że z nowym krążkiem Maggie zamierza pokazać swoją drugą twarz. Być może pomogło kilka lat przerwy, a być może Rogers będzie jedną z tych artystek, które co album będą udowadniać, że stagnacja to coś, czego nie lubią. Współautorem i producentem singla jest Kid Harpoon, mający na swoim koncie współpracę m.in. z Florence + the Machine. Z niecierpliwością czekam na kolejne zapowiedzi! Premiera płyty 29 lipca.

The Subways – You Kill My Cool

Pamiętam, jak kilkanaście lat temu zakochałam się w energii The Subways. Był pierwszy zagraniczny zespół, na którego koncercie byłam, więc sentyment tym większy. Grupa ma na koncie cztery albumy, ja wracam do ich muzyki bardzo sporadycznie, ale nie można im odmówić charakterystycznego grania i brzmienia. Właśnie opublikowali nowy singiel – brzmieniowo od pierwszych dźwięków informujący, kto go wykonuje – oraz poinformowali, że do składu dołącza perkusistka Camille Phillips z The Ramonas. W tym zestawie The Subways wydadzą piąty krążek. Nie liczę na zmiany muzyczne, ale chętnie posłucham i dam znać, czy warto poświęcić mu czas. Premierę zapowiedziano na jesień. Na razie zostawiam You Kill My Cool, w którym najfajniejsze są żywe gitary.

Pink Floyd – Hey Hey Rise Up (feat. Andriy Khlyvnyuk, BoomBox)

Piękna i smutna jest historia powstania tego utworu. Legendy z Pink Floyd ponownie weszły do studia, aby przełożyć na język muzyki emocje, jakie towarzyszą im w obliczu wojny na Ukrainie oraz faktu, że do walki włączył się ich znajomy, muzyk Andriy Khlyvnyuk. Opowiadając o powstaniu Hey Hey Rise Up David Gilmour pokusił się o osobiste historie, mające chyba na celu uświadomienie odbiorców, że otaczają go osoby z Ukrainy a to, co dzieje się na terytorium tego kraju nie jest dla niego jedynie medialną historią.

Media natomiast informowanie o Hey Hey Rise Up zaczynają od przypomnienia, że to pierwsze w pełni nowe nagranie Pink Floyd od 28 lat. Wiadomo, takie postawienie sprawy przyciąga uwagę, choć wydaje mi się, że ważniejsze w tym wszystkim jest podkreślenie, że tak legendarny zespół wszedł do studia, skomponował, nagrał muzykę, odszukał ukraińskiego przyjaciela i dał światu sygnał, że widzi, słyszy i nie jest obojętny na to, co się dzieje.