Muzyczne szorty #32: Ellie Goulding, Madrugada & Mrozu

Z zaledwie kilkudniowym poślizgiem witają się z Wami Muzyczne szorty #32, czyli drugie w tym roku spojrzenie na piątkowe premiery muzyczne. Piątki są tutaj oczywiście umowne, bo wytwórnie płytowe już dawno odeszły od czekania z premierą nowego singla do piątku i starają się wypuszczać piosenki w środy lub czwartki, tylko po to, żeby ich nowość nie zniknęła w piątkowym tłumie.

Tym razem nowości zapewniają Ellie Goulding, przygotowująca się do wydania nowej płyty, Madrugada, która nagrała utwór do filmu oraz Mrozu, który połączył dwa w jednym – piosenkę filmową z zapowiedzią nowej płyty. Zestaw jest bardzo różnorodny gatunkowo, ale w przeszłości o każdym z tych artystów pojawił się tutaj przynajmniej jeden tekst.

Ellie Goulding – Flux

Na dzień lub dwa przed premierą tej piosenki napisałam na Facebooku, że oczekuję pozytywnego zaskoczenia i właśnie takie dostałam! Nie nazwałabym singla Flux najlepszą piosenką w dorobku Ellie, ale spokojnie zalicza się do grupy kilku najlepszych. Naprawdę! Myślę, że jak wiele osób kojarzę Goulding z elektronicznymi utworami, przy których trudno ustać w miejscu, zarazem mając świadomość, że single, jakie wydawała w ostatnich latach nie były szczytem jej możliwości.

Po piosence Close to Me, wydanej kilka miesięcy temu a przesłuchanej przeze mnie zaledwie kilka razy, obawiałam się, że Ellie wyda coś podobnego. Tymczasem Flux zaskakuje i tym, że nie tryska energią, tym że oparte jej na pianinie i wreszcie faktem, że to piosenka przypominająca utwory z albumu Halcyon. A po płycie Delirium można było się zastanawiać, w którą stronę zmierza Ellie i czy przy przypadkiem nie zgubiła się między marzeniami o wydaniu super przebojowej płyty, a własnym potencjałem. Przynajmniej ja miałam wrażenie, że wtedy coś poszło nie tak. Czekam, bez obaw, na więcej!

Madrugada – Half-light

Tak, znów będzie o Madrugadzie i nie będzie to ostatnia publikacja na temat tego zespołu w tym miesiącu. Nie mogę nie wykorzystać Muzycznych szortów do wspomnienia o premierowej, pierwszej od bardzo dawna, nowej piosence tego zespołu. Zwłaszcza, gdy jest to naprawdę bardzo przyjemna kompozycja, wypuszczona nieoczekiwanie. Utwór Half-light nagrano na potrzeby norweskiego filmu zatytułowanego Amundsen, który opowiada historię życia norweskiego odkrywcy, pierwszego zdobywcy bieguna południowego. Co ciekawe, w Norwegii film zadebiutował 15 lutego (tak, wszystko co dobre wydarzyło się w lutym 15), a piosenka ukazała się w miniony piątek.

Znacie lepszy, pochodzący z Norwegii zespół, który mógłby opowiedzieć muzyczną historię do takiego filmu? Ja nie znam i nie chcę znać. Madrugada ma w dorobku tak rewelacyjne utwory, że naprawdę trudno będzie im pokonać samych siebie, ale Half-light ma większość cech, które charakteryzują ten zespół. Gitarowe granie owiane nutką tajemnicy, melancholijne, subtelne opowiadanie historii wsparte tym niesamowitym głosem Siverta. Ten utwór to opowieść, nie piosenka.

Nie chcę się nastawiać, że jest to jakikolwiek wstęp do nowej płyty. Tak naprawdę, przynajmniej na razie, wystarcza mi świadomość, że Madrugada wróciła na scenę. O płytę nie pytam.

Mrozu – Napad

Mrozu zapowiedział premierę nowej płyty, wypuścił pierwszy singiel i już udało mi się usłyszeć go w kinie. A wszystko dlatego, że utwór Napad zapowiada film Na bank się uda. Produkcja raczej nie dla mnie, bo to komedia kryminalna, ale piosenka jest niczego sobie! Wiem, że nie są to najbardziej wymyślne słowa, jakich można użyć do opisania utworu muzycznego, ale to dlatego, że ta piosenka nie jest daleka od brzmienia, jakie Mrozu oferuje na ostatniej studyjnej płycie. Z jednej strony mi to odpowiada, bo mam wrażenie, że to nadal brzmienie, z którym Mrozu nie kojarzy się szerszej publiczności, a z drugiej chciałabym, żeby album Aura nie był drugą płytą Zew.

Ten, mimo wyróżnienia za sprzedaż, przeszedł trochę niezauważony i według mnie jest bardzo niedocenioną płytą oraz dowodem na to, że o ile np. w przypadku Brodki rynek muzyczny stosunkowo szybko polubili zmianę brzmienia (mam tutaj na myśli album Granda), w przypadku Mroza jeszcze tak się nie stało. Tak naprawdę już od płyty Rollercoaster z 2014 roku Mrozu próbuje zaprzyjaźnić się z R&B, soulem i jazzem osadzonym w popowych brzmieniach.

Na krążku Zew było słuchać, że obrano konkretny kierunek, zrezygnowano z prostych popowych melodii, które zdarzały się jeszcze na Rollercoaster, a sam album przybrał bardziej mroczny, momentami zaskakujący i nieoczywisty w brzmieniu charakter, co po pierwszym przesłuchaniu do mnie nie trafiło, ale przy kolejnych zaczęłam coraz bardziej doceniać pracę, jaką włożono w skomponowanie tej płyty.

Mam nadzieję, że Napad to rozgrzewka przed albumem przynajmniej tak dobrym, jak Zew choć po cichu liczę, że będzie to jeszcze lepsza płyta. Przy okazji odsyłam do relacji z koncertu Mroza z 2018 roku, gdzie piszę m.in. o tym, dlaczego zdał test z zaufania.