Wczoraj chwilę po północy zaczęłam słuchać piątkowych premier muzycznych. Rano do nich wróciłam, uzupełniając o kolejne. Uwielbiam czwartkowe noce właśnie za to, że można poznać nowe kompozycje i często znaleźć utwór, który stanie się ścieżką dźwiękową piątkowego poranka. Przesłuchałam, niektóre nawet kilkakrotnie, ale miałam wątpliwości, czy to dobry materiał na Muzyczne szorty #40. Żadna z nowości, krajowych i zagranicznych nie zachwyciła mnie na tyle, żebym koniecznie chciała o niej napisać. Pomyślałam jednak, że szkoda byłoby nie napisać tego tekstu. Ostatecznie przekonało mnie dwoje artystów, których powroty zawsze zasługują na uwagę.
Bohaterami Muzycznych szortów #40 są Harry Styles, JoJo, Ania Karwan, tęskno, Anita Lipnicka, Green Day i Simple Plan. Niezły, pokaźny zestaw, prawda? Muzycznie bardzo różnorodny, choć nie ukrywam, że trzech ostatnich artystów jest tutaj trochę na doczepkę. Niewiele mam na temat ich propozycji do powiedzenia, ale te kilka słów chciałam napisać.
Harry Styles – Lights Up
Być może pamiętacie, jak pozytywnie zaskoczył mnie debiutancki album Harrego Stylesa. Płyta Harry Styles to jedna z moich ulubionych wydanych w 2017 roku i wspaniały dowód na to, że po graniu w boysbandach można wydać album niebędący kalką wcześniejszych dokonań. Od kilku tygodni Harry bardziej lub mniej śmiało opowiada o swoim drugim albumie. Krążku, który będzie dla niego testem, a poprzeczkę postawił sobie niebywale wysoko. Wstępem do albumu jest singiel Lights Up, który nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia, jak piosenka Sign of the Times zapowiadająca Harry Styles.
Harry pożegnał się, przynajmniej w tym utworze, z klimatem rocka lat 70., który dominował na jego debiucie. Bardzo nad tym ubolewam, bo właśnie za to pokochałam Harry Styles. Jednocześnie mam poczucie, że ta zmiana brzmienia może pokazać go z innej strony, że to ewolucja, która przyniesie kolejną rewelacyjną płytę. Nie mam powodów, żeby uważać, że bardziej melodyjne granie i delikatniejsze wokale to pójście na łatwiznę. Lights Up to nie jest banalna piosenka, którą bez trudności da się wrzucić do radia. To z pewnością utwór, z którym trzeba się zaprzyjaźnić, wsłuchać się w niego, to nie jest piosenka, która wkręca się po jednym przesłuchaniu. Moją największą uwagę zwraca, jakby inaczej, klimatyczne pianino i chórki. Lubię takie wyważone dodatki, które sprawiają, że piosenka staje się wyjątkowa i dopracowana, a jednocześnie nieprzesadzona. Czekam na więcej!
JoJo – Joanna
JoJo miała kilka lat temu moment, w którym poczuła, i to całkiem słusznie, że ma coś do udowodnienia. Wydała album Mad Love., pokazała że jej głos ma wiele odcieni i że drzemie w niej olbrzymia chęć bawienia się dźwiękami, czerpania z jazzu, r&b i soulu. Teraz wraca z singlem Joanna, który jedynie to potwierdza i o tym przypomina. Różnica, w moim odczuciu, polega na tym, że od 2016 roku JoJo nie musi już niczego udowadniać. Życzę jej, żeby pod skrzydłami Warner Records miała możliwość spokojnego, swobodnego tworzenia muzyki, którą czuje i którą chce tworzyć.
Singiel Joanna, jeśli pamięta się próby JoJo z 2016 roku i EPkę z 2015, nie będzie zaskoczeniem. Powiedziałabym wręcz, że to nudna piosenka, której brakuje kopa i zmiany tempa, choć domyślam się, że chciano zwrócić uwagę na tekst i to on ma być w tej kompozycji najważniejszy. Myślę jednak, że to taki mały kęs tego, co JoJo wyda na kolejnej EPce (i czwartej płycie) i nie zrezygnuje z dźwięków r&b, które eksplorowała kilka lat temu.
Ania Karwan – The Secret Game
Ania Karwan nagrała utwór promujący film Ukryta Gra, najnowszą propozycję Watchout Studio. Nigdy nie napisałam słowa na temat jej debiutanckiej płyty, więc kilka napiszę teraz. Wydany w lutym tego roku album Ania Karwan to płyta zdecydowanie niedoceniona, z dobrymi melodiami i dobrymi tekstami, której największym problemem jest brak charyzmy… Ani. Bezsprzecznie jest utalentowana, potrafi śpiewać i mogłaby wnieść dużo do polskiej muzyki rozrywkowej. Bezsprzecznie pracowała nad tym albumem ze świetnymi ludźmi, dokładnie tymi, którzy stanęli za pierwszymi sukcesami Dawida Podsiadły, ale w przypadku Karwan nie pojawia się to uczucie, że ma się do czynienia z wyjątkowym artystą.
Przypomniało mi się o tym, gdy zaczęłam słuchać The Secret Game. Piosenki, która brzmi jak połączenie Christiny Aguilery z Adele, a więc jest to utwór, który gdzieś już słyszeliśmy, ale wykonywał go ktoś inny. Słucham i nie ma dla mnie większego znaczenia, kto go śpiewa. Szkoda, bo piosenka nie jest zła, a po prostu bezbarwna. Tak samo, jak debiut Ani.
tęskno – Między nami
W tęskno, duecie którego miałam okazję posłuchać podczas poznańskiego przystanku trasy koncertowej Męskie Granie 2019 zaszły spore zmiany. Ze składu odeszła Hania Rani, której solowa kariera zaczęła nabierać jeszcze większego tempa i pogodzenie dwóch projektów zaczęło być uciążliwe. Ich wspólny debiut, płyta Mi, jest jednym z tych albumów, które lubię włączać, gdy chcę, żeby dźwięki wypełniały mi domową przestrzeń, wprowadzały harmonię i spokój.
Po odejściu Rani Joanna Longić przejęła ster i sama będzie rozwijać skrzydła. Na początek zaprezentowała utwór Między nami, piosenkę bardzo w charakterze tęskno, choć zdecydowanie czuć brak drugiego głosu. Z niecierpliwością czekam na kolejne nowości, bo subtelność i delikatność Joanny jest polskiej muzyce bardzo potrzebna.
Anita Lipnicka – Bones of Love (prod. Urbański)
Zaryzykuję stwierdzenie, że Bones of Love to jedna z najpopularniejszych, wspólnych piosenek Anity Lipnickiej i Johna Portera. Właśnie ukazała się nowa, współczesna wersja utworu wyprodukowana przez Urbańskiego. Nowa wersja związana jest z premierą wydawnictwa OdNowa, które ma być formą uczczenia 25-lecia pracy artystycznej Anity. Na płycie znajdzie się 12 utworów z repertuaru Lipnickiej w aranżacjach ośmiu producentów. Pomysł wydawał się interesujący i odważny, bo artystka dała panom dowolność i pozwoliła, żeby pokazali piosenki w sposób, w jaki oni je odbierają.
Niestety już po premierze nowej wersji kultowej Piosenki księżycowej okazało się, że projekt to 12 utworów w klubowych wersjach. Bones of Love otrzymało nowy twist, moim zdaniem psujący piękno, lekkość, intymność i romantyczność tej piosenki. Lubię psychodelie w muzyce, ale w tym wydaniu do mnie nie przemawia. Są piosenki, przy których się nie kombinuje. Piosenka księżycowa i Bones of Love zdecydowanie są takimi piosenkami. Z ciekawości posłucham dziesięciu kolejnych, ale myślę, że nie trafią w mój gust.
Green Day – Fire, Ready, Aim
Emocje związane z powrotem Green Daya i zapowiedzią nowej studyjnej płyty zdążyły już opaść. Trochę przyćmiły je inne wydarzenia w świecie muzyki, ale premiera singla Fire, Ready, Aim przypomniała mi, że cały czas nie wiem, jak traktować album Father of All Motherfuckers. Czy pochodzić do niego poważnie? A może nonszalancko i olewczo, jak robi to zespół? Czy analizować piosenki, czy zwyczajnie pozwolić im wybrzmieć, bez szukania drugiego dna? Gdy piosenka trwa niespełna dwie minuty jej analizowanie jest trudniejsze niż analizowanie klasycznej, radiowej propozycji. Tutaj trudno się nawet wkręcić w cokolwiek, bo już wybrzmiewa ostatni riff…
Simple Plan, State Champs feat. We The Kings – Where I Belong
Simple Plan, State Champs i We The Kings wyruszają we wspólną trasę koncertową i z tej okazji postanowili wypuścić singiel, który ma podgrzać atmosferę przed jesiennymi występami. Piosenka nosi tytuł Where I Belong i posłuchałam jej tylko i wyłącznie dlatego, że ponad dziesięć lat temu byłam fanką Simple Plan. Po latach stwierdzam, słuchając tej propozycji, że Simple Plan niewiele się zmienili. Nadal uwielbiają chwytliwe refreny i ten powiew kalifornijskiego punka roztopionego na słońcu. Nie twierdzę, że to źle, wręcz chyba dobrze, że niektórzy artyści, tak po prostu, się nie zmieniają. A przynajmniej nie przechodzą drastycznej zmiany.