Wysypał się dziś worek z premierami, trudno temu zaprzeczyć. Pierwszy piątek grudnia okazał się takim małym zrywem dla niezdecydowanych, czy wydawać coś jeszcze w starym roku i bardzo świadomym dla tych, którzy przygotowują się na przyszłoroczne premiery albumów. Obok kilku premier, jakie zupełnie mnie nie interesują – np. nowego albumu headlinerki Orange Warsaw Festival 2020, Camilii Cabello znalazły się cztery, jakie mocno zwróciły moją uwagę. Muzyczne szorty #42 poświęcone są dwóm paniom – Alanis Morissette i Halsey.
Początkowo chciałam skomentować także nowy singiel Harrego Stylesa, ale ponieważ w przyszłym tygodniu ukazuje się nowa płyta uznałam, że napiszę o Adore You już w recenzji Fine Line. Na Facebooku skomentowałam jednak teledysk. Jeśli macie ochotę wprowadzić się w świąteczny nastrój, ale niedobrze robi się Wam na myśl Last Christmas z pomocą może przyjść Taylor Swift z utworem Christmas Tree Farm i Nina Nesbitt ze świąteczną odsłoną Last December. Ja skupiam się jednak na Alanis i Halsey, a zestawienie ich w jednym tekście ma też nie jest przypadkowe.
Alanis Morissette – Reasons I Drink
Szalenie się cieszę, że Alanis Morissette wraca z nową muzyką! Właśnie wydała pierwszy od ośmiu lat singiel i przypomniała mi nim, jak bardzo stęskniłam się za jej charakterystyczną barwą głosu. Poznałam ją w 2004 lub 2005 roku, gdy wystąpiła wspólnie z Avril Lavigne. Od tamtej pory z mniejszą i większą częstotliwością wracam do jej albumów, ale ilekroć wydaje nowy, staje się on moim ulubionym na dłuższy czas. Tak było w 2008 roku z Flavors of Entanglement i w 2012 z Havoc and Bright Lights. Uważam, że Alanis nie ma złych płyt i tym bardziej z niecierpliwością czekam na premierę Such Pretty Forks In The Road. Album ukaże się 1 maja 2020 roku i zapowiada go singiel Reasons I Drink napisany w wyniku współpracy z Michaelem Farrellem.
Ten singiel to dowód na to, że Alanis mimo upływu lat nie traci swojego stylu, a jednocześnie udaje jej się iść z duchem czasu. Oczywiście na własnych zasadach. To też dowód, że można mieć na koncie osiem studyjnych płyt, a na dziewiątej nadal mieć coś do powiedzenia. Morissette dość otwarcie opowiada o różnych wyzwaniach, jakie stawia przed nią życie i słuchać to też w nowym singlu. Nie jest to jednak piosenka w żaden sposób zaskakująca czy przełomowa, raczej z niewielką szansą na stanie się przebojem. Pytanie, czy Alanis takiego potrzebuje?
O Such Pretty Forks In The Road artystka mówiła już w 2018 roku, gdy do repertuaru koncertowego zaczęła wrzucać niewydane piosenki. Pierwotnie zapowiadała, że album ukaże się w 2019 roku, ale jak widać premiera przesunęła się o kilkanaście miesięcy. Myślę, że warto będzie czekać.
Halsey – Finally // Beautiful Stranger & Suga’s Interlude
Alanis będzie także bohaterką trzeciej studyjnej płyty Halsey, ale o tym za moment. Właśnie ukazały się dwie kolejne zapowiedzi albumu Manic, którego premierę zapowiedziano na 17 stycznia 2020 roku. Kilka dni temu Halsey ujawniła także tracklistę krążka potwierdzając, że faktycznie nie będzie na nim singla Nightmare, o którym pisałam tutaj. Swego czasu taką decyzję argumentowała tym, że piosenka nie pasuje klimatem do pozostałych utworów z albumu. Po wysłuchaniu Finally // Beautiful Stranger stwierdzam, że do tej płyty może pasować wszystko.
Domyślam się, że Manic będzie najbardziej osobistą płytą w jej dotychczasowym dorobku. Słyszę to w singlach Clementine, Graveyard i przeboju Without Me, który na albumie się znajdzie. Słyszę to też w tekście piosenki Finally // Beautiful Stranger. Pod względem tekstów wszystkie wydane do tej pory single bardzo mi się podobają, ale muzycznie… Nie wiem, dokąd Halsey zmierza i co tak naprawdę chce tworzyć.
Wczoraj sprawdziłam, jak wygląda moje roczne podsumowanie na Spotify i przy okazji dowiedziałam się, że liczba odtworzeń nagrań Halsey powiedziała algorytmowi Spotify, że to moja ulubiona artystka dekady. Z pewnością była moim największym odkryciem 2015 roku, album BADLANDS to rewelacyjna płyta, ale od tamtej pory trochę się zmieniło. Pojawił się album hopeless fountain kingdom, niezliczone kolaboracje, z których większość była rozczarowująca. Po tych czterech latach nazwałabym Halsey raczej największym odkryciem i największym rozczarowaniem dekady niż tylko największym odkryciem.
Przeczytaj także: Widziałam Halsey w Berlinie! + zdjęcia
Oczywiście nie będę oceniać Manic przez pryzmat tylko i wyłącznie już dostępnych singli, ale fakt, że Nightmare nagle przestał pasować do koncepcji bardzo mnie zaskoczył. Ta piosenka brzmiała odświeżająco, Without Me brzmi zwyczajnie i jedynie głos Halsey daje mi znać, że ten utwór ma z nią cokolwiek wspólnego. Najnowszego Finally // Beautiful Stranger słucha się przyjemnie, a jeśli ktoś powie, że Halsey poszła w stronę Taylor Swift, skopiowała liryczną Lady Gagę niespecjalnie będę się z nim kłócić. Suga’s Interlude słuchać się niestety nie da, a liczba tych przerywników na płycie nieco mnie przeraża. Album ma trwać niespełna 48 minut, składać się z 16 utworów, z których trzy to właśnie interludia. Rozumiem, że mają otwierać lub zamykać rozdziały na krążku, ale to chyba martwi mnie najbardziej. W jednym interludium pojawi się raper Dominic Fike, w drugim Alanis Morissette, a w trzecim chłopak z koreańskiego zespołu BTS. Mieszanka wybuchowa.
Manic może być albo rewelacyjną płytą albo jeszcze większym muzycznym bałaganem niż hopeless fountain kingdom.