Drew Barrymore to wystarczająca zachęta aktorska, żeby chcieć obejrzeć cokolwiek. Naiwnie wychodzę zawsze z założenia, że aktor z dorobkiem nie przyjmie beznadziejnej roli, nie zrobi z siebie wariata za pieniądze i jeśli scenariusz jest beznadziejny to po prostu kulturalnie podziękuje. Tymczasem Drew Barrymore mnie zaskoczyła.
Poznajcie najbardziej odrażający serial, jaki widziałam. Nosi tytuł Santa Clarita Diet i zapowiadał się na zabawny, relaksujący serial w ofercie Netflixa. Pamiętam, że po obejrzeniu trailera pomyślałam, że fajnie będzie obejrzeć świat zombiaków z trochę bardziej szalonej, abstrakcyjnej perspektywy.
Po jednym odcinku wymiękłam
W dodatku do tej pory, gdy tylko pomyślę o tym, co Drew tam wywijała, robi mi się niedobrze. Po 30-minutach, a tyle trwa odcinek, stwierdzam, że serial, w którym kobieta wymiotuje hektolitrami zielonkawej cieczy, odgryza swojemu natarczywemu koledze z pracy palce w akcie, który on rozumie, jako grę wstępną, to rozrywka dla ludzi ze specyficznym poczuciem humoru. Na pewno nie dla mnie.
Paradoks tej sytuacji polega na tym, że o ile The Walking Dead mnie nie przeraża, często bawi, to Santa Clarita Diet zaskakuje mnie głupotą scenariusza. Zupełnie nie bawią mnie żarty, które podobno bawiły krytyków. Zupełnie nie przemawia do mnie tworzenie formatu komediowego z sytuacji, w której kobieta z dnia na dzień staje się zombie i wpiernicza sąsiadów. Nie wiem, jak z takiej historii można byłoby stworzyć coś zabawnego i śmiesznego, ale po obejrzeniu zapowiedzi myślałam, że scenarzyści mnie zaskoczą.
Bo gdybym wiedziała, napisałabym scenariusz i opchnęła go Netflixowi…
Tymczasem po jednym odcinku czułam się, jak po kiepskim sitcomie i to takim, w którym Drew wygląda niezbyt korzystnie. Nie wiem, czy próbowaliście oglądać Santa Clarita Diet, ale jeśli wytrwaliście do kolejnego odcinka… Szacun! Możecie dać mi znać, czy Drew dalej smacznie wcina ludzi ze swojego otoczenia? Trochę mnie to nurtuje, ale nie na tyle, żeby zmusić się do obejrzenia dalszej części historii.