Czym kierujecie się wybierając film, który chcecie obejrzeć w kinie? Obsadą aktorską? Reżyserem? Scenarzystą? A może popularnością produkcji i recenzjami, które przeczytacie? Dla mnie, w przypadku polskiego kina, największe znaczenie ma obsada aktorska. Idąc tym tropem ponownie wylądowałam w kinie na filmie, na który nie chodzą tłumy. Obejrzałam Pewnego razu w listopadzie, film z Agatą Kuleszą.
Mam takie dziwne wrażenie, że popularność pani Agaty pośród Polaków można podzielić na trzy etapy. Pierwszy to Taniec z Gwiazdami w TVN, gdzie zaprezentowała się milionowej widowni przed telewizorami. Drugim jest jej rola w serialu Rodzinka.pl, gdzie do dziś gra u boku Małgorzaty Kożuchowskiej i Tomasza Karolaka, a trzecia to oczywiście nasza oscarowa duma, czyli Ida. Paradoksalnie produkcja, która w naszym kraju nie cieszyła się zbyt dużą widownią, ale splendoru narobiła. Nie oznacza to jednak, że do czasu Rodzinki.pl, czy Idy pani Agata siedziała w domu i patrzyła w sufit. Oczywiście, że nie.
Ja poznałam ją dzięki filmowi Róża z 2011, który zrobił na mnie niesamowite wrażenie i bardzo mi się spodobał. Od tamtej pory staram się uważnie przyglądać, jakie role wybiera i w czym można ją zobaczyć. Już jakiś czas temu, publikując Monthly na wrzesień wspominałam o kilku polskich filmach, które chcę w tym roku obejrzeć. Na liście był właśnie on, najnowszy film Andrzeja Jakimowskiego zatytułowany Pewnego razu w listopadzie.
Seans na godzinę 11:30 to dla mnie prawie środek nocy, pora na kino niezbyt dobra, ale cóż poradzić, gdy w repertuarze dominuje 20 seansów Listów do M., czasami kilka o tej samej godzinie. Zacisnęłam zęby, ubrałam moje piękne buty od Katy Perry i pomaszerowałam do kina.
Nie mogę powiedzieć, żebym żałowała, ale Pewnego razu w listopadzie nie umywa się do Róży, czy Jestem Mordercą, w którym również zagrała pani Agata.
Jakimowski pokusił się na stworzenie filmu, sam napisał scenariusz i zajął się reżyserią, nie tyle trudnego i skomplikowanego, co pozostawiającego mnóstwo pytań. I to wcale nie są pytania natury egzystencjalnej, czy mające pomóc zrozumieć motywację kierujące głównymi bohaterami. To są raczej pytania z gatunku: dlaczego? w jakim celu? co chciał Pan powiedzieć? dlaczego w taki, a nie inny sposób?
Marek właśnie rozpoczyna studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Ma dziewczynę Olę. Na co dzień troskliwie opiekuję się matką, z którą mieszka w przedwojennej kamienicy. Kiedy w wyniku eksmisji rodzina traci dach nad głową, rozpoczyna się wyczerpująca tułaczka po Warszawie – między jedną noclegownią a drugą. W końcu Markowi udaje się wynegocjować miejsce w skłocie w centrum miasta. Szczęście bohaterów nie trwa długo, bo w stolicy właśnie rozpoczyna się manifestacja niepodległościowa. Do budynku, w którym znaleźli schronienie, próbuje wedrzeć się grupa agresywnych chuliganów. Wydarzenia, jakie rozegrają się w murach skłotu, odcisną niemożliwe do zatarcia piętno na życiu wszystkich bohaterów. – opis dystrybutora filmu.
W tym filmie czegoś brakuje, czegoś tutaj nie ma, ale trudno powiedzieć, co to jest. Pewnego razu w listopadzie to niby jeden film, ale jakby dwa. Gdyby rozbić je na dwa, każdy mógłby być naprawdę bardzo interesujący. Otrzymalibyśmy produkcje skupiając się na sytuacji osób po eksmisji, które nie mogą znaleźć pomocy, tułają się z jednego ośrodka do drugiego jednocześnie próbując ułożyć sobie w głowie sytuację, w jakiej się znaleźli i walcząc z trudnościami, jakie stawia przed nimi nowe życie.
Druga produkcja byłaby poświęcona obchodom 11 listopada, marszom, protestom, burdom i całemu temu niechlubnemu zamieszaniu, jakie tego dnia przedziera się przez ulice polskich miast. Powstałby film mocno polityczny, chociaż Pewnego razu w listopadzie również od polityki nie stroni. W końcu opowiadanie się przeciw, co Jakimowicz ewidentnie zrobił, już stawia go w opozycji do konkretnej partii.
Zastanawiałam się, jaki był zamysł na poprowadzenie wątków w tym filmie? Z jednej strony bezdomność wysuwa się na pierwszy plan. Zdecydowanie bardziej poznajemy losy Mamusi i Marka niż chuliganów. Z drugiej strony, wciąż mamy wiele niedopowiedzeń i niedokończonych opowieści na temat historii Mamusi i Marka. Nie dostajemy odpowiedzi na podstawowe pytania.
Być może Jakimowski chciał tym zabiegiem sprawić, że film nie będzie skupiał się na jednej rodzinie.
Był bardziej obrazem o ogólnej sytuacji osób eksmitowanych i bezdomnych. Może z tego samego powodu postać grana przez Kuleszę nazywana jest Panią Nauczycielką bądź Mamusią, nigdy po imieniu. Być może również dlatego nie poznajemy bliżej nikogo z grupy chuliganów demolujących Warszawę. Znamy jednego z nich, ale również na tyle powierzchownie, że trudno nam zrozumieć, jako motywacje, światopogląd. W przypadku tego wątku, który zajmuje jedną trzecią filmu, na szczególną uwagę zasługują na pewno te materiały, te obrazki, które rzeczywiście nagrano podczas niepodległościowych manifestacji na terenie Warszawy.
Wpadamy w oko cyklonu. Nagle znajdujemy się w samym środku krzyków, wrzasków, tłuczonego szkła, wybuchających butelek i stajemy twarzą w twarz z zamaskowanymi chuliganami. W kinie, przy dobrym nagłośnieniu, tego typu odgłosy mocno działają na wyobraźnię. Te sceny dodają temu filmowi dynamiki, ale do wątku bezdomnych nie wnoszą aż tak wiele.
Oczywiście, znaleźli się oni w sytuacji zagrożenia, ich aktualne miejsce pobytu, jakim był skłot, zostało zaatakowane. Patrząc na reakcje niektórych jego mieszkańców z podobnymi atakami agresji i niechęci spotykali się już wcześniej, jednak można się zastanawiać, czy należało poświęcić temu wątkowi aż tyle czasu?
Te wszystkie pytania, na które nie mogę znaleźć odpowiedzi to moja nieudolna próba odnalezienia tego brakującego elementu. Tego czegoś, czego w tym filmie nie ma, a co sprawiłoby, że mogłabym się nim zachwycić. Poruszono tutaj dwa wątki społeczne, jeden rozwinięto trochę bardziej, drugi nieco mniej, a mi brakuje między tymi warstwami silniejszego powiązania. Splecenia tych wątków ze sobą.
Mimo kilkunastu pytań, które mam, nie żałuję, że wybrałam się do kina.
Pewnego razu w listopadzie to na pewno jeden z tych polskich filmów, które poruszają ważne, kłopotliwe, ale autentyczne problemy naszego społeczeństwa. Jakimowskiemu na pewno trzeba oddać to, że pomimo poruszania niewygodnych i najzwyczajniej w świecie trudnych tematów, których ludzie mający dach nad głową często po prostu nie dostrzegają, nie zrobił z tego filmu smutnej, depresyjnej historii.
Pewnego razu w listopadzie, pomimo swoich wad, to film o ludziach, którzy walczą, nie dają się zdeptać i nie zamierzają się poddać. Łez jest tutaj, jak na lekarstwo, przesady także.
Wracając jeszcze na moment do pani Agaty. Niewykluczone, że nie jestem obiektywna, ale ponownie uważam, że to kolejna produkcja, która dzięki niej bardzo wiele zyskuje. Chociaż muszę przyznać, że bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Grzegorz Palkowski. Trzeba mieć na niego oko.