Sony Music

P!nk – Beautiful Trauma jest jednocześnie beautiful i trauma

W pierwszej połowie roku pisałam o nowej wówczas płycie Halsey i Katy Perry. O tej pierwszej nie miałam zbyt pozytywnego zdania, tą drugą nazwałam albumem ratującym wizerunek popu w 2017 roku. Po solidnym przesłuchaniu najnowszej płyty P!nk myślę, że gdybym miała umieścić album Beautiful Trauma na osi, w odniesieniu do tych dwóch wcześniej wymienionych albumów, ustawiłabym go przed płytą Perry. Sprawa ma się tak, że Beautiful Trauma jest jednocześnie beautiful i trauma.

Nie umiem dokładnie określić, kiedy pierwszy raz usłyszałam piosenkę P!nk, ale wydaje mi się, że był to rok 2000 lub 2001. Od tamtej pory, i pewnie po zobaczeniu jej twarzy w Bravo, P!nk kojarzyła mi się z trzema cechami: mocnym głosem, wyrazistym wizerunkiem i masywną sylwetką. To ostatnie nie jest w żadnym stopniu obraźliwe. P!nk to potężna babka, której głos pasuje do tego, jak wygląda i nic się z niczym nie kłóci.

Przez lata moja relacja z muzyką P!nk była taka sobie. Pamiętam premierę albumu I’m Not Dead, w którym bezgranicznie się zakochałam i Funhouse, który nie zrobił na mnie większego wrażenia, bo wciąż wolałam P!nk z czasów Just Like A Pill, U + Ur Hand, Please Don’t Leave Me, Bad Influence czy Leave Me Alone (I’m Lonely). Później prawie bezgranicznie zakochałam się w The Truth About Love z 2012 roku i do dzisiaj uważam, że to najlepsza, najspójniejsza płyta w dorobku P!nk.

Ten rok nie jest dla mnie szczególnie łaskawy, jeśli chodzi o muzyczne premiery moich ulubionych artystów. Z jednej strony jest tego tak dużo, że powinnam skakać z radości. Z drugiej strony jeszcze żadna płyta z mojej listy wyczekiwanych albumów mnie nie zachwyciła do tego stopnia, żebym uznała ją za wielkie pozytywne zaskoczenie. Są albo bardzo zachowawcze i bezpieczne, albo eksperymentalnie przesadzone. Pozytywnie zaskoczył mnie na razie tylko Harry Styles, Foo Fighters i The Killers, ale na ich płyty nie czekałam z wypiekami na twarzy…

Mając na uwadze te doświadczenia nie zakładałam, że P!nk zwali mnie z nóg. Zwłaszcza, że po singlu What About Us miałam nieco mieszane uczucia. W #16 muzycznych szortach pisałam, że ten utwór jest bardzo powtarzalny, muzycznie dla P!nk dość nietypowy. Liczyłam, że to po prostu pierwszy singiel, który nie będzie reprezentował brzmienia całej płyty. Po przesłuchaniu kolejnych udostępnionych przed premierą piosenek, czyli tytułowego Beautiful Trauma i Whatever You Want miałam jeszcze bardziej mieszane uczucia.

Muzycznie to wszystko nie brzmiało, jak muzyka, której spodziewałabym się po P!nk. I wcale nie chodzi o to, że nie jest to już takie organiczne granie, jak w Just Like A Pill z 2001 roku, ale o to, że na płycie znalazło się wiele piosenek brzmiących bardziej, jak elektronika (elektro-pop jak mawiają niektórzy) niż pop, który dominował na wydanej, jednak nie tak dawno, bo w 2012 roku, płycie The Truth About Love.

Autentycznie przyznaję, że przestraszyłam się, że P!nk pójdzie w takie eksperymenty, jak Halsey i ukryje swój wokal pod warstwą stu osiemdziesięciu ścieżek, schowa go tak bardzo i tak dokładnie, że nawet jej własne dzieci jej nie rozpoznają. Na szczęście ta trauma nie jest aż tak traumatyczna i na tej płycie jest też trochę beautiful, czyli pięknie.

Jedno trzeba temu albumowi oddać. W tekstach piosenek P!nk porusza wiele istotnych tematów, a wokalnie rozwinęła się, jak na żadnej innej płycie. Nawet na moim ukochanym albumie z Dallasem Greenem nie brzmi aż tak dobrze. W dokumencie On the Record: Beautiful Trauma dostępnym na Apple Music, z wrodzoną dla siebie skromnością piosenkarka przyznaje, że na niektórych kawałkach jej wokal wymiata. I to prawda, tak rzeczywiście jest i w większości przypadków jest na pierwszym planie, lub tylko delikatnie przykryty.

Gdybym popatrzyła na Beautiful Trauma tylko pod względem tekstów piosenek, które są z jednej strony osadzone w tematach politycznych, z drugiej w refleksjach o życiu, przemijaniu, dojrzewaniu i dorastaniu, dodała do tego niezaprzeczalny rozwój wokalny, powiedziałabym, że to genialny album i koniecznie musicie go posłuchać.

Niestety prawda jest taka, że to bardzo nierówny album, który mógłby być genialny, a jest po prostu… dobry.

Od pierwszego przesłuchania jestem wielką fanką utworu Barbies. Pamiętam, że po udostępnieniu tracklisty albumu obstawiano, że będzie to piosenka o nadmuchanych, operacyjnie wygładzonych i intensywnie wypudrowanych słodkich idiotkach. Okazało się jednak, że ten utwór nie ma z nimi kompletnie nic wspólnego i jest balladą o patrzeniu na życie z perspektywy dorosłej osoby, która czasami chciałaby się schować, uciec od codzienności do świata, w którym kłopotów i problemów było mniej.

Pozornie to jest banalnie prosta piosenka, z klimatyczną gitarką, delikatną perkusją i mocnym głosem P!nk. W praktyce frazowanie nie jest w niej wcale takie proste i sprawia, że jedna z dość sztampowych ballad zamienia się w interesujący muzycznie, instrumentalnie i wreszcie tekstowo kawałek.

Druga z moich faworytek nosi tytuł I Am Here. Billy Mann, który wspólnie z P!nk stworzył ten utwór, zrobił z niego miks tej nowej, nostalgicznej P!nk z jej dawną, skoczną i zabawową energią z poprzednich płyt. To ten utwór, w którym występuje chór gospel, który, jak to chóry mają w zwyczaju, potrafi dodać popowej piosence głębi i magii.

Bardzo podoba mi się też Wild Hearts Can’t Be Broken, kolejna z refleksyjnych piosenek na płycie. Napisana przez P!nk po obejrzeniu filmu Sufrażystki, na potrzeby filmu. Tym razem wykorzystano fortepian. Dostajemy klimatyczną balladę dopieszczoną dźwiękami instrumentów smyczkowych, opowiadającą o tym, że jeśli tylko chcemy, mamy wystarczająco dużo siły, nie powstrzyma nas kompletnie nic.

Początkowo nie byłam fanką piosenki Beautiful Trauma, ale po pewnym czasie bardzo spodobał mi się pomysł na tekst. Zestawienie słów “my love” z “beautiful trauma” jakoś zaczęło do mnie przemawiać i po którymś przesłuchaniu, wsłuchaniu się w tekst, kupiłam ten kawałek. Ot tak, niespodziewanie. Na płycie ogólnie jest więcej piosenek, których teksty bardzo mi się podobają, ale muzycznie te utwory niezbyt do mnie trafiają. Taką piosenkę jest też For Now, i Revenge, które miało być największą petardą albumu.

P!nk napiła się wina, napisała do Eminema maila, on zgodził się zaśpiewać w tym utworze, odesłał jej swoją partię i tak powstał utwór, który w sumie… nie powala na kolana.

Bardzo podoba mi się figlarny, zawadiacki charakter tej piosenki. Gra słów, wbijanie szpilek i droczenie się kobiety z mężczyzną. Kupuję ten pomysł, ale z wykonaniem jest już gorzej. To jest jedna z tych piosenek, które mogłyby być rewelacyjne, wynieść ten album na wyższy poziom. Niestety to, co powstało, w moich oczach (tzn. uszach) to piosenka, której mogłoby na tym albumie nie być i niewiele by to zmieniło. Trochę szkoda, bo na The Truth About Love był rewelacyjny, przepiękny duet, a tym razem aż tak rewelacyjnie już nie jest.

Na Beautiful Trauma znajduje się trzynaście piosenek. Japońska wersja została poszerzona o utwór White Rabbit, który na całe szczęście został utworem bonusowym, bo kompletnie odstaje od całego albumu i to zupełnie nie w pozytywny sposób. Na tej podstawowej trackliście jest w zasadzie pół na pół – połowa spokojnych, balladowych kawałków i połowa szybszych, niepozbawionych elektroniki utworów, z których kilka nawiązuje do tej dawnej energii P!nk.

Po naprawdę intensywnym przesłuchaniu płyty, obejrzeniu dokumentu i przeczytaniu kilku wywiadów z P!nk doszłam do wniosku, że dostaliśmy album, który pokazuje pewne istotne zmiany, jakie zaszły w myśleniu P!nk. O ile zawsze starała się poruszać w swoich piosenkach ważne tematy, choćby w Dear Mr. President czy Fucking Perfect, to teraz ten głos wydaje się silniejszy, pewniejszy i dojrzalszy. Zmierzam do tego, że kupuję te wszystkie rozważania, podsumowania, rozliczenia i refleksje P!nk, wydają mi się autentyczne.

Nie oczekuję już od niej nagrywania albumów wypełnionych po brzegi piosenkami zadziornymi i skocznymi, które będą jedynie uzupełniane spokojnymi utworami. Mam jednak problem z przekonaniem się do brzmienia, które wybrała. Chciałabym, żeby ten charakterystyczny dla P!nk zadzior jednak przejawiał się też w muzyce, nie tylko w wywiadach, gdzie wychodzi z niej wariat.

Album ‘Beautiful Trauma’ można kupić tutaj

PS. Dla zainteresowanych, którzy przesłuchali album dodaję, że You Get My Love wyszło zbyt krzykliwe i na dłuższą metę mnie męczy. Better Life bardzo przyjemnie się zaczyna i ma super chwytliwy refren. Piosenka Secrets nie przypadła mi do gustu, podobnie, jak Where We Go, a słuchając Whatever You Want ciągle się zastanawiam, czy Maxowi Martinowi, producentowi utworu, przypadkiem nie skończył się worek z pomysłami?