Trzeba się wykazać dużą odwagą, żeby pójść do kina na film skierowany do dzieci. Nie chodzi nawet o to, że Twoi dorośli współtowarzysze seansu przez moment zachodzą w głowę, co Ty tam robisz, gdzie podziało się dziecko i czy aby na pewno nie pomyliłeś sali. Ryzyko polega na tym, że nigdy nie wiesz obok kogo przyjdzie ci usiąść. Mnie trafił się chłopiec, dość wygadany i bardzo ruchliwy. Nie miało to jednak większego znaczenia – film Alvin i Wiewiórki – Wielka Wyprawa można oglądać w każdym wieku, z dzieckiem lub bez.
Nie ma współcześnie wielu bajek i filmów animowanych dla najmłodszych, które przyciągnęłyby mnie do kina. Wariactwo na punkcie Frozen kompletnie mnie ominęło, do dziś nie wiem, o co w tej bajce chodzi i chyba nie prędko się przekonam. Alvin i Wiewiórki to już zupełnie inna historia.
Sierściaści i długowieczni
Przygody szalonych wiewiórek, które z wyglądu są jak najbardziej wiewiórkami, ale mówią, myślą, czują i zachowują się niczym ludzie rozpoczęły się jeszcze w latach sześćdziesiątych. Wtedy pojawił się serial o braciach, Alvinie, Teodorze i Szymonie, którzy zamieszkali z człowiekiem. W 2007 roku do kina trafiła iście hollywoodzka odsłona tej bajki i w ten oto sposób bracia naprawdę zaczęli przypominać wiewiórki, a nie ich dziwną imitację mocno skrzyżowaną z człowiekiem. Komputerowe wiewiórki są idealne, przesympatyczne i do tego stopnia urocze, że nie powstydziłby się ich Walt Disney. Jedna z nielicznych sytuacji, w których remake (w założeniu) przebija oryginał.
Nie powiedziałabym, że jest to film skierowany typowo do dzieci. Powiedziałabym wręcz, że jest to film dla dzieci powyżej siódmego roku życia, które rozumieją trochę więcej niż psoty, harce i nie przyszły do kina potańczyć. Nie ma tam morału, a jeśli go szukać to znajdzie się jeden, może dwa, ale bardzo naciągane. Jest za to zabawnie, muzycznie i bardzo relaksująco. To jeden z tych filmów, z resztą cała seria taka jest, które można oglądać kilkanaście razy i nigdy się nie nudzą. A dla mnie jeden z tych, w których polski dubbing uważam za idealny i bardzo chętnie z niego korzystam.
Nawiasem mówiąc, mam wrażenie, że dużo większą wagę przykłada się do dopracowywania dubbingów do produkcji dla dzieci, a filmy dla dorosłych traktuje się po macoszemu, ucinając zdania i pozbawiając je sensu. Nie mówiąc już o dziwacznych napisach, jakie można poczytać oglądając film w kinie… Wróćmy jednak do Alvina i jego braci.
Chłopięcy urok
Nowa, czwarta część, jest zdecydowanie ciekawsza niż poprzednia. Winą śmiało obarczam Wiewióretki, których w Wielkiej Wyprawie jest niewiele. Żeńska wersja wiewiórek trochę mnie męczy, wydają mi się zbyt szczebiotliwe i hałaśliwe, dlatego średnio za nimi przepadam. Poza tym wolę oglądać wiewiórki w wersji realistycznej, a nie lądujące na bezludnej wyspie i poszukujące skarbów. W realnym świecie mają szansę pokazać swoje muzyczne umiejętności i pochwalić się wiewiórczymi aranżacjami największych przebojów ostatnich lat. A mnie ich wersje przeważnie podobają się bardziej niż oryginał. Warstwa muzyczna tego filmu – i poprzednich części – to zdecydowanie druga rzecz, jaka zawsze przyciąga mnie do oglądania. Podoba mi się sposób, w jaki pokazywany jest show biznes, ta jego ciemna strona, która wkomponowana w przygody wiewiórek wydaje się troszeczkę mniej mroczna, ale nadal pełna pułapek i niebezpieczeństw.
Nie chce szukać na siłę morałów, jakie mogłyby wypływać z tego filmu, ale jeden jest raczej oczywisty i jest trzecią siłą tej produkcji. Pokazanie przyjaźni, zaangażowania i oddania drugiej osobie. Tutaj widać to na przykładzie relacji zarówno wiewiórek z ich ludzkim opiekunem, jak i wiewiórek jako rodzeństwa. Jeden za wszystkich – wszyscy za jednego. Choć wiewiórki wolą powiedzenie – kto zadziera z jednym z nas, zadziera z całą trójką.
Na wiewiórczy urok
Produkcja ma naprawdę mnóstwo uroku i potrafi świetnie odstresować. Przed jej pokazem zaprezentowano zapowiedzi kilku innych animowanych filmów, które niedługo wejdą na kin. We wszystkich głównymi bohaterami są zwierzęta, ale żadna zapowiedź nie przekonała mnie, żeby wybrać się do kina. Nie chodzi tutaj o kwestię wieku. Zdaje sobie sprawę, że są to bajki skierowane do dzieciaków i to im mają się podobać, ale żadna nie miała w sobie krzty uroku. A to przecież w filmach dla dzieci jest najważniejsze!
W zwiastunie każdej była w taki, albo inny sposób pokazana przemoc, walka jednego bohatera z drugim. W Alvinie i Wiewiórkach tak ewidentnej brutalności nie ma. Okej, w Wielkiej Wyprawie mamy do czynienia z ucieczkami przed stróżem prawa, z wypadkiem samochodowym i mało eleganckim tatuażem na klatce piersiowej, ale jednak nikt nikogo ewidentnie w twarz nie bije i bicia nie uczy.