Wydaje mi się, że wcale nie oglądam wielu seriali. Jasne, oglądam więcej niż przeciętny Kowalski, ale mniej niż nie jedna zakręcona na punkcie Netflixa osoba. Zaczynam powątpiewać w to stwierdzenie wtedy, gdy chcę przedstawić moje ulubione seriale z danego okresu. Wtedy okazuje się, że moja lista jest długa, a ja chyba jednak powinnam oglądać mniej. Na swoje usprawiedliwienie podkreślę, że rok ma dwanaście miesięcy, a serial średnio po dziesięć odcinków, które emitowane są przez dziesięć tygodni, nie dwanaście miesięcy.
Rok temu opublikowałam dla Was bardzo podobne zestawienie. Znajdziecie je tutaj. Wtedy pisałam o dziewięciu serialach, ale te listy bardzo się od siebie różnią. Dlaczego? Jest kilka powodów.
Gossip Girl to wciąż mój serial na leniwy dzień, ale nie oglądam go godzinami. Oglądanie Arrow porzuciłam, możliwe, że już na dobre, o Billions zapomniałam i nie jestem na bieżąco. Pozostałe albo nie mają nowych sezonów, jak Lost albo się popsuły i oglądam je tylko z sentymentu, np. The Walking Dead i nie mam ochoty po raz kolejny pisać, że w zasadzie to nie warto poświęcać temu serialowi czasu.
Te seriale pozbawiły mnie snu w 2017 roku. Subiektywny przegląd seriali, które mnie zachwyciły i mogą zachwycić też Ciebie!
Big Little Lies. Najlepszy serial roku?
W październiku ubiegłego roku HBO zaczarowało mnie zapowiedzią Big Little Lies. Zapowiedź okazała się odpowiednia do serialu, który zaproponowali. Już w wakacje pisałam, że Big Little Lies to jeden z tych seriali z 2017 roku, który trzeba obejrzeć. Moje oczarowanie potwierdziły późniejsze nominacje, jakie zarówno serial, jak i główni jego aktorzy otrzymali do Złotych Globów. Ten wakacyjny tekst można znaleźć tutaj.
Powstanie drugiego sezonu nie było pewne, ale niedawno poinformowano, że autorka książki, na podstawie której napisano scenariusz wyraziła zgodę na prace przy drugim sezonie. Nie chcę spekulować, czy wyjdzie to historii na dobre, ale liczę, że za rok, dwa znów wspomnę w takim tekście o Big Little Lies.
Bloodline. Moje najnowsze odkrycie!
Moje najnowsze, najświeższe i ostatnie tegoroczne odkrycie. Właśnie skończyłam oglądać pierwszy z trzech sezonów. O Bloodline było głośno w 2015 roku, wtedy pojawił się pierwszy sezon i wtedy krytycy rozpływali się nad genialnością scenariusza, doboru aktorów, gry aktorskiej. Mi gdzieś ten serial umknął, ale cieszę się, że ostatecznie na niego trafiłam. Niestety wiem, że z sezonu na sezon te recenzje bywały coraz krytyczniejsze, ale mimo wszystko chcę poznać historię do końca.
Po pierwszym sezonie mogę powiedzieć, że od strony wizualnej Bloodline przypomina mi The Affair, ale jednocześnie jest to zupełnie inny serial niż This Is Us, o którym piszę kilka akapitów niżej. Tutaj mamy rodzinę, która musi zmierzyć się z kłamstwem sprzed lat, z konsekwencjami, jakie ono niesie i własnym wizerunkiem rodziny idealnej. Z jednej strony to bardzo długi serial. Pierwszy sezon ma trzynaście odcinków, jeden trwający średnio godzinę. Z drugiej strony, sposób opowiadania historii jest tak wciągający, że godzina mija błyskawicznie, a trzynaście odcinków jest idealnie w punkt.
Fear The Walking Dead. Nie skreślajcie go!
Wiem, że wiele osób przekreśliło ten serial po pierwszym sezonie. I naprawdę się im nie dziwię, bo przez pierwszy sezon trzeba po prostu… przebrnąć. Trzeba go przetrwać i niejako zrozumieć, że scenarzyści się speszyli, że budżet był mniejszy. Obecne Fear The Walking Dead to zupełnie inny serial, moim zdaniem aktualnie lepszy, ciekawszy i przede wszystkim idący w ciekawszą stronę niż The Walking Dead. Trzymam kciuki, żeby odejście Dave’a Ericksona nie wpłynęło na drastyczną zmianę jakości scenariusza, ale wierzę, że póki Robert Kirkman jest na pokładzie, ten serial nie zginie.
Wiele było już tekstów o Fear The Walking Dead na blogu. Nie oglądającym polecam przeczytać wszystkie, byle chronologicznie, a osobom, które poddały się po pierwszym sezonie ten tekst. Wyjaśniłam w nim, dlaczego czekałam na trzeci sezon.
Prison Break. Powrót po latach.
Powroty po latach bywają trudne, a w przypadku kultowych formatów i seriali bardzo niebezpieczne. Czasy się zmieniają, technologia idzie do przodu, a widz staje się coraz wybredniejszy. Miałam pewne wątpliwości, czy umieszczać Prison Break na tej liście, ale ostatecznie uznałam, że scenarzyści nie wypadli tak najgorzej i chociaż przeszkadzało mi, że serial nie jest bardziej wymagający, miło było poznać dalsze losy postaci sprzed lat.
Wrażenia z pierwszych sześciu odcinków opisałam w tekście o jakże wdzięcznym tytule Nowy Prison Break trochę jak pendolino. Tam spisałam moje spostrzeżenia i uwagi.
Punisher, jako alternatywa dla Arrow.
Moja znajomość seriali z komiksowymi bohaterami w roli głównej jest niewielka. Arrow było jedynym serialem tego typu, który oglądałam, ale na przestrzeni sezonów błyskotliwa i zabawna Felicity okazała się niewystarczającą zachętą do oglądania. Punisher, podobnie, jak Colony, zachęcił mnie obsadą aktorką… i zwiastunem, w którym wykorzystano utwór Metalliki. Jon Bernthal, czyli tytułowy Punisher grał swego czasu w The Walking Dead i świetnie było go oglądać ponownie! W dodatku w mocnej, ale też wrażliwej roli.
Punisher to niby brutalna postać, więc liczyłam na krwawy, brutalny serial, ale takich naprawdę mocnych odcinków nie było aż tak wiele. Dla mnie Punisher to bardzo przyjemna odmiana po Arrow, gdzie nie ma nadprzyrodzonych mocy, pomocy dziwnych kolegów i wiecznie nie ratujesz tego samego miasta. Z chęcią obejrzę drugi sezon.
The Sinner. Mój wakacyjny numer 1!
Nie mogłam nie wspomnieć o tym serialu, ale ponieważ wiem, że w tym roku pisałam o nim zdecydowanie zbyt często odsyłam tutaj, gdzie znajduje się wszystko, co mam do powiedzenia na temat tej produkcji. A są to same dobre rzeczy!
This Is Us. Tacy jesteśmy zyskuje z każdym odcinkiem!
Kwestią czasu było moje zaangażowanie się w ten serial. Po prawie roku o telewizyjnej premiery, z braku innych propozycji pomyślałam, że rzucę okiem. Nie skończyłam jeszcze pierwszego sezonu. Nie spieszę się z oglądaniem tego serialu, chociaż, gdy zerkam na wyniki oglądalności drugiej transzy czasami mam ochotę przyspieszyć. I dowiedzieć się, jak potoczyły się dalsze losy rodzeństwa.
Ten serial zyskuje z każdym kolejnym odcinkiem. Jest niezwykle ciepły, wzruszający, ale zdecydowanie nie jest to słodki serial o sielskim życiu. Podoba mi się wątek Afroamerykanów i ich pozycji w społeczeństwie amerykańskim. Podobają mi się retrospekcje i to, czego w tym serialu nie ma, a za co uwielbiam większość z wcześniej wymienionych. W tym serialu nie ma superbohaterów, tajemniczych mocy i przedzielnych ludzi, którym niestraszne świszczące nad głowami kule. Tacy jesteśmy to serial o nas, o zwykłych ludziach, którzy wiodą zwykłe życie, mają zwykłe problemy, zwykłe kłopoty. O ludziach, których zwykłe życie wcale nie jest takie zwykłe. Brakowało mi takiego serialu.
Wataha. Polska perełka.
HBO ponownie pokazało, że potrafi robić rewelacyjne seriale! 2017 miał szansę być bardzo dobrym rokiem dla polskich seriali, ale takim się nie stał. Wataha to polska perełka, świetny serial, który nie mógł zawieść wszystkich, którzy pamiętają pierwszy sezon. Naprawdę warto było czekać, bo było na co czekać. Chylę czoła i cieszę się, że HBO Polska stanęło na wysokości zadania i podołało.
Gdybyście zapytali, czy lepszy Belfer 2, czy Wataha 2 bez wątpienia, nawet obudzona o szóstej nad ranem powiedziałabym, że Wataha 2. Oglądałam z przyjemnością, bez poczucia, że ktoś próbuje nabić mnie w butelkę i robi ze mnie bałwana.
Nie potrafię wybrać jednego serialu, który w tym roku najbardziej mnie zaskoczył. Przez te dwanaście miesięcy obejrzałam nieco więcej tytułów niż te tutaj wymienione. Te, które tutaj wymieniłam uważam za seriale, którym warto poświęcić czas, do których warto się przekonać. Celowo i świadomie unikałam pisania o serialach, które oglądałam z przywiązania, bo niestety sama łapie się na tym, że czasami śledzę losy jakichś bohaterów tylko dlatego, że się z nimi zżyłam, ale sama fabuła mnie męczy, nie interesuje albo wręcz denerwuje kierunek, w jaki zmierza. Z tymi serialami nie mam tego problemu!