Czasami podglądam, co dzieje się u uczestników i finalistów polskich talent show, ale najczęściej nie dzieje się nic, co by mnie zainteresowało. Niedawno trafiłam w jednym z miesięczników na recenzję debiutanckiej płyty Gracjana Kalandyka. Album nosi tytuł Dwa słowa i ukazał się w kwietniu tego roku. Płyta zupełnie mi umknęła. Po programie The Voice of Poland, którego Gracjan był finalistą, ukazało się już kilkanaście singli, które brzmią praktycznie identycznie. Nie czułam więc potrzeby, żeby posłuchać płyty Gracjana, ale ta jedna, krótka recenzja mnie do tego przekonała.
Okazuje się bowiem, że z The Voice of Poland można wyjść obronną ręką. Jak na razie udało się to niewielkiej grupie artystów – najlepiej chyba Natalii Nykiel i Sarsie, które mimo obecności w rozgłośniach radiowych zachowały charakterystyczny dla siebie styl. W przypadku Gracjana wszystko wskazuje na to, że pojawił się na horyzoncie muzyk, który jeszcze nas pozytywnie zaskoczy. Na razie robi to… małymi kroczkami.
Nad albumem Dwa słowa pracował z producentem Robertem Amirianem oraz Leskim i Igorem Herbutem, którzy pomagali tworzyć teksty piosenek. Jeśli nazwisko Amirian niewiele Wam mówi to spieszę z informacją, że można je znaleźć w booklecie takich albumów, jak Gemini Kasi Kowalskiej, Emu i Elf Varius Manx czy na kilku krążkach Anny Marii Jopek. Wiem, że nie są to najnowsze albumy, ale właśnie takie delikatne mrugnięcie okiem w stronę przeszłości słychać na albumie Gracjana.
Gdyby spróbować, tak mocno dosłownie i bez szczegółowego podziału, scharakteryzować współczesne debiuty na polskiej scenie muzycznej można byłoby stworzyć taki podział: albumy brzmiące nowocześnie, albumy inspirowane przeszłością i albumy zaskakujące. Te kategorie są oczywiście bardzo robocze i raczej powinno się unikać takich podziałów, ale chcę zobrazować pewien trend.
W tej pierwszej kategorii znajdują się albumy, które nie stronią od elektronicznych dźwięków i sięgają po wpływy ze współczesnej muzyki z krajów zachodnich. Generalnie większość z nich, tych szeroko promowanych, brzmi bardzo podobnie, można nawet odnieść wrażenie, że te albumy wychodzą z taśmowych produkcji. W drugiej kategorii są płyty, których twórcy i współtwórcy fascynują się przeszłością – organicznym graniem, polską muzyką lat minionych lub zachodnią muzyką z kilku dekad wstecz. W ostatniej kategorii są wszystkie te, które w teorii udałoby się wrzucić też do pierwszej i drugiej kategorii, ale mają w sobie to magiczne coś, co sprawia, że nas zaskakują.
Album Dwa słowa pasuje do drugiej kategorii. Słyszę na tej płycie chęć grania klasycznych piosenek. Nieudziwnionych, nieprzesadzonych, dających się odtworzyć na koncertach bez wspomagania z pendrive’a. Doceniam to. Doceniam też polskie teksty piosenek, mimo że po drugim przesłuchaniu całego albumu, gdy zaczęłam bardziej skupiać się na poszczególnych elementach w utworach, a nie całych piosenkach, zaczęły mnie nieco przytłaczać. Tutaj jednak problem leży po mojej stronie – nie przepadam za romantycznymi piosenkami o miłości, nie jestem też fanką twórczości Leskiego i tekstów Herbuta, bo wydają mi się przesadnie depresyjne. Nie zmienia to jednak faktu, że całościowo Dwa słowa brzmią dla mnie, jak zapowiedź interesującej drogi. Nie wiem, dokąd zaprowadzi Gracjana, ale warto posłuchać jego debiutanckiej płyty. Jest to miłe zaskoczenie, i miła odmiana, po kilku rozczarowujących debiutach dobrze zapowiadających się uczestników programów telewizyjnych.
Piosenki warte uwagi: Dwa słowa, Dogasanie i Zanim Odejdę. Album można kupić tutaj.