Materiały prasowe

Stronger to bardzo amerykański film o bohaterze

Pierwotnie zakładałam, że Stronger (pol. Niezwyciężonybędzie jednym z pierwszych filmów, które obejrzę w 2018 roku. Zwiastun obejrzałam chwilę po napisaniu recenzji filmu Najlepszy i byłam ciekawa, czy to być może nie będzie amerykański odpowiednik naszego filmu. Oczywiście nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Byłam też ciekawa, jak zagrał Jake Gyllenhaal, który wciela się w głównego bohatera. Okazało się, że Stronger to bardzo amerykański film o bohaterze.

Choć mam wątpliwości, czy słowo bohater nie jest zbyt mocne i czy pasuje do głównego bohatera. To moje osobiste spostrzeżenie już po obejrzeniu filmu. Prawda jest taka, że Jeff Bauman przez środowisko, w którym żyje, i Amerykanów ogólnie, jest uważany za bohatera. Kim jest i co zrobił? Jego historia to zdecydowanie scenariusz na amerykański film.

Pamiętacie informację o dwóch bombach, jakie w 2013 roku zdetonowano na trasie bostońskiego maratonu? Było o tym głośno w mediach, także w Polsce. Jeff Bauman był jedną z osób, które stały w tłumie, widziały sprawcę i odniosły silne obrażenia. Mówiąc wprost, Jeff stracił obie nogi. Jak już się pewnie domyślacie Stronger, czyli na nasze potrzeby, w luźnym tłumaczeniu, siłacz, to film opowiadający historię życia Jeffa. I nie ma się co oszukiwać, póki te bomby nie wywróciły jego życia, Jeff był przeciętnym mieszkańcem Bostonu, któremu świetlana przyszłość raczej nie groziła.

Nie piszę tego z przekąsem, a raczej po to, żeby podkreślić, jak bardzo typowo amerykańska jest to historia. Człowiek znikąd, nie zajmujący się niczym nadzwyczajnym, nagle w wyniku, w tym wypadku splotu nieszczęśliwych zdarzeń, trafia na usta wszystkich, w kraju i zagranicą.

Zaczyna być nazywany Boston Strong, staje się uosobieniem walki ze złem.

Z terroryzmem, jako czymś co dzielnych Amerykanów nie złamie. Dał im wiarę, że są na tyle silni, żeby się nie złamać. I o tej wierze, o tym, jak symboliczną postacią stał się Jeff opowiada jedne z najbardziej wymownych, i kluczowych, scen całego filmu. Być może miała pełnić formę uzasadnienie tego, dlaczego w ogóle wybrano Jeffa na filmowego bohatera?

Stronger to film biograficzny. Film oparto na wspomnieniach, jakie Jeff opublikował w 2013 roku. Jest to historia bardzo emocjonalna, smutna, przejmująca, ale też patetyczna i niestety, bo to moim zdaniem mocno wpłynęło na raczej średnie powodzenie tego filmu, napisana w dość sztampowy sposób. Amerykanie owszem uwielbiają filmy o bohaterach wojennych, o ludziach, którzy podnieśli się z wielkich kłopotów. Uwielbiają ich idealizować, nazywać ich imionami ulice, pisać o nich piosenki, książki, robić z nich gwiazdy medialne, a finalnie stawiać pomniki w postaci filmów.

Naturalnie inne narody też to lubią, ale Amerykanie jakoś tak szczególnie mają talent i zamiłowanie do wpuszczania do kin tego typu filmów. Z reguły wychodzi im to dobrze, ale najczęściej powstają właśnie takie po prostu smutne obrazki, które niczym się nie wyróżniają. Na korzyść Stronger miała działać obsada aktorska.

Nie ukrywam, że gdyby nie Jake Gyllenhaal i Tatiana Maslany raczej nie obejrzałabym tego filmu.

Jake jest też jego producentem, ale to chyba taki czyn bardziej społeczny, bo w film zainwestowano ponad 30 milionów dolarów, a nie zwróciła się nawet połowa. Mimo że sam Jeff jest mocno obecny w amerykańskich, teraz chyba już głównie lokalnych, mediach. Niedawno publicznie poinformował nawet, że się rozwodzi, a informacja poszła w ogólnokrajowej telewizji. Słowem, w teorii widownia tego filmu miała szansę być potężna. Dlaczego nie wyszło?

Przede wszystkim dlatego, że sam fakt przeżycia czegoś tak strasznego nie jest wystarczającą receptą na dobry film. Zaangażowanie dobrych aktorów również, jeśli efektem jest film, jakich w amerykańskim kinie pełno. Tutaj dostajemy historię młodego mężczyzny, który najpierw zabiega o miłość dziewczyny, później staje się inwalidą, następnie przez chwilę udaje bohatera, później popada w depresję i się załamuje, a na końcu dosłownie staje na nogi i zaczyna zbierać swoje życie.

Obok niego dzieją się te wszystkie medialne wydarzenia, na które zostaje zapraszany. Przetaczają się ludzie, którzy go nie znają, ale dla których, poprzez medialny wizerunek, staje się człowiekiem-legendą, z którym fajnie jest mieć wspólne zdjęcie i postawić je na kominku. Jest też rodzina Jeffa, dziewczyna żyjąca u jego boku z poczuciem winy, matka nie stroniąca od alkoholu, która na siłę próbuje zrobić ze swojego niepełnosprawnego syna bohatera, bo ewidentnie nie może sobie poradzić z tym, co się stało i w końcu Jeff, który wychodząc ze szpitala przestaje być dzielny i silny, a staje się słabym i wątłym człowiekiem, do którego dociera, co się wydarzyło.

Od strony fabuły jest to naprawdę historia zwyczajna, bo na tej samej zasadzie tworzona jest większość filmów np. o weteranach wojennych. I o ile te wszystkie sprawy związane z przystosowaniem się do nowego życia rzeczywiście mają prawo być trudne i działać na psychikę, o tyle sam fakt odtwarzania ich na nowo, tylko na przykładzie kolejnej osoby, nie jest pasjonujący. Film trwa dwie godziny, więc naprawdę musiałby być solidny, żeby po takim czasie spędzonym w kinie, czy przed ekranem, powiedzieć, że reżyser David Gordon Green dał radę.

Film dobrze jest obejrzeć, jeśli lubi się Jake’a Gyllenhalla.

Charakteryzacja, jego wejście w rolę są warte uwagi. Dostał nawet kilka nominacji za tę rolę, więc nie tylko ja doceniam to hipnotyzująco-dziko-nieobecne spojrzenie, jakie towarzyszy mu przez cały film. W sumie, nawet patrząc na miniaturkę zwiastuna widać, że ten wzrok ma w sobie coś… przerażającego. Tatiana Maslany, znana chyba głównie z roli w serialu Orphan Black też może sobie odhaczyć dobrą rolę. Podsumowując, Stronger (pol. Niezwyciężony) warto obejrzeć dla gry aktorskiej, dla walorów czysto kinowych już niekoniecznie. A szkoda, bo myślałam, że to będzie mocny film. Wyszedł tylko smutny i potwierdził amerykańskie podejście do prezentacji bohaterów.