Na początku października wybrałam się do Warszawy na zaproszenie Viasat World, które nabyło prawa do emisji w Polsce nowego serialu Świat w ogniu: początki (ang. World on Fire). W Stolicy zorganizowano oficjalną premierę produkcji, spotkanie prasowe, zaproszono aktorów wcielających się w główne i drugoplanowe role, zaserwowano szampana i pokazano pierwszy odcinek. Mnie do oglądania seriali wojennych i z wojną w tle nie trzeba zachęcać, uwielbiam produkcje okraszone historią, więc wsiadłam w pociąg i zameldowałam się na przeciwko Pałacu Kultury i Nauki. Byłam bardzo ciekawa, co na temat pracy przy zagranicznej produkcji mają do powiedzenia polscy aktorzy i jak producenci odnoszą się do prób pokazania trudów II wojny światowej oczami Polaków.
Serial powstał bowiem na zlecenie BBC One. To jest zdecydowanie to, co przynajmniej w teorii wyróżnia go na tle innych filmów czy seriali, które na ten sam temat zrobiliśmy my, Polacy. Tym razem w naszym imieniu mówią ludzie, dla których II wojna światowa nie jest tak ogranym i wszechobecnym tematem. Świat w ogniu: początki opowiada o pierwszym roku drugiej wojny światowej z perspektywy kilku narodów, z naciskiem na Polaków. Składa się z siedmiu odcinków, a w obsadzie obok zagranicznych nazwisk (Helen Hunt, Sean Bean, Julia Brown, Jonah Hauer-King) znaleźli się polscy aktorzy – Zofia Wichłacz, Tomasz Kot, Agata Kulesza, Borys Szyc, Mateusz Więcławek czy Tomasz Ziętek.
O tym wydarzeniu wspomniałam w kilku słowach w Monthly na październik, ale teraz, na dosłownie chwilę przed polską, telewizyjną premierą produkcji mogę zdradzić więcej i zrecenzować serial. Zacznę jednak od tego, że w Polsce Świat w ogniu: początki będzie można oglądać na kanale Epic Drama. Pierwszy odcinek zostanie wyemitowany już w niedzielę, 10 listopada o godzinie 21:30. Drugi będzie można obejrzeć 11 listopada o 21:30, a pozostałe pięć w kolejne poniedziałki o 21:30.
Moje pierwsze wrażania po obejrzeniu pierwszego odcinka były mieszane. Z jednej strony przeważało przekonanie, które podzielali inni dziennikarze i blogerzy obecni na premierze, że nas Polaków bardzo trudno zaskoczyć. Prawda jest przecież taka, że jesteśmy narodem, który o II wojnie światowej nakręcił nie jeden film, nie jeden serial i pokazaliśmy okrucieństwo wojny już z każdej możliwej perspektywy.
Telewizja publiczna pokazała Czas honoru, pokazuje Wojenne dziewczyny, oglądaliśmy W ciemności czy Katyń. Był też przecież Wołyń, niedawno Kurier, a wcześniej Kanał, Europa Europa i Pokolenie. Trudno jest więc nakręcić cokolwiek o II wojnie światowej, co pokazałoby te zdarzenia w inny sposób. Pod tym względem Świat w ogniu: początki to po prostu kolejny serial, tym razem z brytyjskim budżetem, który porusza ten temat. Niczym Was nie zaskoczy i niczego nowego nie pokaże. Z drugiej strony bardzo ciekawie ogląda się produkcje o II wojnie światowej, której nie napisali Polacy. Serial, w którym nasz polski heroizm i patriotyczne zrywy nie są mocno eksponowane, nie ma tej odgórnej potrzeby, żeby Polak był najdzielniejszy, najodważniejszy, najważniejszy.
Świat w ogniu: początki daje swego rodzaju odświeżenie, jeśli można użyć tego słowa opisując produkcje o tak trudnej i złożonej tematyce. Polscy aktorzy, tworzący w większości członków jednej rodziny, pojawiają się w każdym odcinku. Czasem polski wątek, walka z okupantem, jest głównym punktem odcinka, czasami schodzi na dalszy plan oddając miejsce walkom na froncie, m.in. w Dunkierce czy odważnym poczynaniom Niemców we Francji. Poznajemy II wojnę światową oczami kilku narodów, ludzi różnych ras, choć oczywiście przeważa perspektywa brytyjska.
Ciekawą rolę otrzymała Helen Hunt, która gra korespondentkę Nancy Campbell, postać autentyczną. Jest narratorem, który nadaje tło zdarzeniom, nakreśla oś czasu i tłumaczy, co się już historyczne wydarzyło. To dzięki niej wiemy, jak szybko płynie serialowy czas. Jednocześnie Nancy staje się integralną częścią historii, bohaterką zdarzeń, która sama doświadcza wojny.
Obecni na warszawskiej premierze polscy aktorzy, Wichłacz, Kot, Szyc mają już naprawdę duże doświadczenie w wojennych produkcjach kręconych w kraju. Zostali więc spytani o różnice w pracy z Brytyjczykami. Tutaj podsypały się same pozytywne opinie, od profesjonalizmu po doskonałe przygotowanie historyczne, na fantastycznej scenografii i rekwizytach kończąc. Wspomniano także o tym, że podczas nagrywania scen niejednokrotnie zmieniano nieco dialogi, ponieważ te dostarczone przez scenarzystów nie były do końca naturalne.
W serialu pojawia się kilka języków – większość dialogów prowadzona jest w języku angielskim, ale pojawiają się również dialogi po polsku, francusku i po niemiecku. Ten miks językowy ogląda się z przyjemnością, ale w polskiej wersji, w tłumaczeniu wszystkich dialogów, ten dodatkowy walor niestety zniknie. Tak samo, jak zniknie ciężka praca aktorów zagranicznych włożona w nauczenie się akcentu z tamtego okresu.
Polscy aktorzy zwrócili uwagę, że oryginalne dialogi napisane po polsku najprawdopodobniej wyszły spod ręki osoby, która nie ma na co dzień styczności z językiem polskim. W rezultacie zdania były zbyt długie i nie brzmiały wiarygodnie. Aktorom pozwolono więc je skrócić lub przerobić tak, żeby pasowały do sceny i były wiarygodne. Efekt jest taki, że oglądając serial czuć naturalność, nie ma się wrażenia, że oto nagle ktoś próbuje mówić po polsku, choć zupełnie nie rozumie słów, jakie wypowiada.
Świat w ogniu: początki to na pewno nie jest serial, który zrobi na Was wrażenie, jeśli regularnie sięgacie po podobne tematycznie produkcje. My już naprawdę doskonale wiemy, jak działali Naziści – w mundurach i bez. Warto jednak obejrzeć te siedem odcinków, żeby zobaczyć, jaki obraz drugiej wojny światowej pokazało BBC i jak w opowieść o brytyjskim tłumaczu, który zaciąga się do armii wpleciono wątek polski.
Nie będę jednak kłamać, że Świat w ogniu: początki to produkcja pozbawiona pewnych przekłamań, które umocniły się w opowieściach o wojnie. Należy jednak pamiętać, że ten serial miał pokazywać wojnę z perspektywy zwykłych ludzi, nie żołnierzy. Być może mając to na uwadze da się mu wybaczyć pewne potknięcia. A może właśnie trzeba zacząć od powielania pewnych stereotypów, żeby w przyszłości móc je obali. Założenie twórców jest bowiem takie, aby Świat w ogniu: początki był pierwszym sezonem, a następne pokazywały kolejne lata wojny. Na razie skupiono się na 1939 i 1940 roku.