Nylon

Bezkompromisowa Halsey alternatywą w świecie popu

Szczera, autentyczna, bezkompromisowa. Tak o sobie mówi każda początkująca piosenkarka, ale jest jedna, Ashley Frangipane, która wydaje się aż niebezpiecznie przyziemna w swojej zwyczajności i umiejętnym jej ukazywaniu. Gdy pod koniec sierpnia 2015 roku do sprzedaży trafiała jej debiutancka płyta nie było o tym szczególnie głośno. Nie mówiło się o niej zbyt wiele, mimo że miała za sobą kilka udanych występów festiwalowych i grupę naprawdę oddanych fanów. Świat usłyszał o Halsey, bo właśnie tak Ashley przedstawia się fanom, dopiero na początku września, gdy płyta Badlands niespodziewanie zadebiutowała na #2 miejscu Billboard 200. Album, który do dziś nie doczekał się radiowego przeboju, rozszedł się w liczbie 115,000 egzemplarzy. Jak to się mogło stać i dlaczego jej fenomen wydaje mi się delikatnie niebezpieczny?

Nie istnieje jedna recepta na sukces. Złoty środek, który sprawi, że debiutant zostanie zauważony, zapamiętany. Istnieje jednak miejsce, które pozwala debiutantowi zbudować grupę oddanych słuchaczy na długo przed wydaniem płyty, a nawet na długo przed podpisaniem kontraktu. Mowa o Internecie. Halsey, jak praktycznie każda młoda piosenkarka w ostatniej dziesięciolatce, swoje pierwsze kroki stawiała na portalach społecznościowych i darmowych platformach umożliwiających publikowanie muzyki. Nagrywając i następnie wpuszczając do sieci autorską piosenkę Ghost została zauważona przez przedstawicieli wytwórni Astralwerks, z którymi w 2014 roku podpisała kontrakt płytowy. Początkowo jedynie na EPkę.

Niepozorna, sprawiająca wrażenie nieśmiałej, błyskawicznie wyruszyła w trasy koncertowe po całej Ameryce. Grała przed The Kooks i Imagine Dragons, na mniejszych i większych festiwalach. I gdy wielu wciąż zastanawiało się, kim jest Halsey, ona dbała o to, żeby jej profil na Twitterze tętnił życiem. Jak przystało na współczesną 21-latkę idealnie czuje się w internetowym świecie, nie ma problemów z publikowaniem coraz to intymniejszych zdjęć i nawiązywaniem interakcji z możliwie jak największą grupą fanów. Mogłoby się wydawać, że Halsey nie musi robić nic więcej, a wypracowane metody dbania o medialny wizerunek wystarczą, żeby nacieszyć się z sukcesu debiutanckiego materiału i w miarę spokojnie patrzeć w przyszłość. Zwłaszcza, że wszelkie próby ogłaszania dat solowych koncertów kończyły się ich natychmiastowym wyprzedaniem. Okazuje się jednak, że jej życiorys to materiał na niezły film, a przy tym coś, co daje niebywałe zainteresowanie mediów.

Przyziemność Halsey rozpoczyna się w momencie, w którym dowiadujemy się, że jest dzieckiem z mieszanego związku. Jej matka ma korzenie europejskie, a ojciec jest Afro-Amerykaninem. Wiadomość cenna o tyle, że dziewczyna nie przypomina ani murzynki, ani mulatki. Jest biała, ale wychowana w mieszanej kulturze. Następna ciekawostka to fakt wieku jej rodziców. Ashley urodziła się, gdy jej rodzice byli jeszcze nastolatkami. A ponieważ nie powodziło im się zbyt dobrze, a rodzicielstwa w wieku 16 lat nie planowali, mała Halsey zmieniała szkoły, gdy tylko rodzicom udało się znaleźć tańsze mieszkanie lub lepszą pracę. Już te dwie historie wystarczą, żeby przekonać do siebie ludzi – przecież musiała się nieźle natrudzić, żeby osiągnąć sukces.

To jednak nie koniec interesujących faktów z jej życia. Gdy w maju 2015 roku w sieci opublikowano jej rozmowę z dziennikarzem Elle o dziewczynie o pseudonimie Halsey dowiedzieli się ci, którzy wcześniej nie usłyszeli całkiem popularnego w serwisach streamingowych singla Ghost lub wydanego już w ramach promocji studyjnej płyty, singla New Americana. Swoją drogą mocno buntowniczego i agresywnego kawałka. Oto Halsey, w bardzo swobodnej rozmowie, wyznaje, że cierpi na ChAD.

“Cierpię na zaburzenia afektywne dwubiegunowe. Nigdy nie wspominałam o tym w wywiadzie i przypuszczam, że większość ludzi, z którymi współpracuję nie ma o tym pojęcia. Usłyszałam diagnozę w wieku 16 lub 17 lat.”

Chwilę później, gdy ludzie zainteresowani jej personą już podzielili się na obóz tych doceniających szczerość i tych uważających, że to typowe wyznania pod publiczkę, Halsey zaczyna mówić o sobie „tri-bi.” Skrót wziął się z połączenia trzech wyrazów, jakimi najprościej można byłoby scharakteryzować jej osobę: biracial, bisexual, bipolar.
Ze swoją biseksualnością Halsey od początku była bardzo otwarta. Gdy rewelacje o chorobie dwubiegunowej przeszły do porządku dziennego wytoczone zostało działo numer dwa. Niepozorny wpis zasugerował, że uwielbiająca eksperymentować z kolorami włosów Halsey – w ciągu roku była blondynką, platynową blondynką, brunetką, niebieskowłosą syreną i zgolonym na glacę chłopcem – nie rozróżnia kolorów! Czara prawie się przelała, gdy mimochodem oznajmiła, że cierpi na chorobę jajników, która sprawia, że ma bardzo bolesne menstruacje. Otwarta i szczera – bez zahamowań!

Chciałoby się powiedzieć, że to niby nic. W gruncie rzeczy nie można tych informacji nazwać skandalicznymi, bo informowanie o licznych schorzeniach, na które się cierpi jest raczej powodem do współczucia niż próbą wywołania skandalu, ale nadmierna szczerość Halsey jest rzeczywiście dość zastanawiająca. Może chodzi o przesuwanie granic? Dalej, odważniej, śmielej, mocniej?

“Wszystkie cechy, których w sobie tak bardzo nie akceptuję znikają, gdy wchodzę na scenę. Właśnie dlatego tak mocno się tego trzymam – to powstrzymuje mnie przed samobójstwem.”

Muzycznego talentu nie można jej jednak odmówić. Trudno zaprzeczyć, że płyta Badlands wyróżnia się na tle popowych albumów wydawanych przez młode, amerykańskie piosenkarki przechadzające się po czerwonym dywanie. Nie można też zarzucić Ashley braku charyzmy, umiejętności robienia prawdziwego show i cech tak bardzo potrzebnych do stania się czyimś idolem. Pytanie tylko, czy ta jej przyziemność nie staje się powoli niebezpieczna? Czy nie zaczyna przyćmiewać talentu i muzyki? Czy epatowanie chorobami nie ma być alternatywą dla ładnych, zgrabnych piosenkarek pokroju Taylor, które uchodzą za słodkie i uwielbiane przez wszystkich?

Halsey twierdzi, że chce być po prostu autentyczna, a wszystko co robi, każdy utwór, który wydała powstał w zgodzie z jej wewnętrznym ja. Publicznie lubi przyznawać się do błędu, uwielbia robić fanom niespodzianki i dba o to, żeby żadna plotka na jej temat nie została źle zrozumienia. Gdy kilka tygodni temu oberwało jej się za podpisanie kontraktu z firmą kosmetyczną M.A.C., która w przekonaniu krytykantów testuje swoje produkty na zwierzętach, Halsey pierwszy raz od początku medialnej kariery poddała się i wymownie skasowała konto na Twitterze. Razem z nim zniknęły tysiące pokrzepiających wpisów o tym, że trzeba wierzyć w siebie, nie dać się złym wibracjom otaczającego nas świata i być sobą nie zważając na oczekiwania, osądy i poglądy innych ludzi. Twitterowy kryzys nie potrwał jednak długo, bo już kilka dni później Halsey przemyślała swoją decyzję i ku radości wielu, reaktywowała konto.

PRZECZYTAJ: Recenzja albumu “Badlands”

Nie oznacza to jednak, że negatywna opinia o jej osobie na dobre nie rozgościła się na salonach. W sieci aż huczy od artykułów, wpisów i komentarzy, których autorzy odważnie i bez skrępowania krytykują popularyzowany przez nią medialny wizerunek. Halsey obrywa się dosłownie za wszystko – publikowanie odważnych koncertowych kreacji, których głównym elementem są przeważnie mocno wycięte body, pokazywanie licznych tatuaży, których jak na tak młody wiek ma naprawdę sporo, czy wreszcie za wywiady, w których opowiada o początkach swojej przygody z muzyką i tym, że niezbyt dużą wagę przykłada do popularności na listach przebojów.

A ten ostatni fakt, choć trudno się z nim tak naprawdę nie zgodzić, wielu wydaje się niemożliwy. Rzeczywiście, przynajmniej na ten moment, nie udało jej się wylansować żadnego hitu, nawet takiego drugiej kategorii. Małe zamieszanie wokół singla New Americana zdążyło już dawno opaść, a piosenka nie przebiła się do mainstreamu, chociaż przez moment wydawało się, że ma na to spore szanse. W zamian Halsey trafiła na płytę Justina Biebera, z którym nagrała duet i wystąpiła w jednym z amerykańskich programów śniadaniowych. To właśnie wtedy świat popu dowiedział się o jej istnieniu. Niedawno sprzedała też prawa na wykorzystanie nagranej przez siebie piosenki Castle, otwierającej płytę Badlands w filmie Łowca i Królowa Lodu. Jeszcze wcześniej nagrała własną wersję Mad World do nowego spotu reklamującego Taco Bell. I jakby się tak przyjrzeć, to ciężko ją lubić, bo jak na tak schorowaną dziewczynę, w mgnieniu oka zaczęła naprawdę dobrze prosperować!

Czy Halsey, możliwe że zupełnie przez przypadek, odnalazła we współczesnym show biznesie lukę, którą sukcesywnie udaje jej się wypełnić? Nie od dziś przecież wiadomo, że muzyka sama się nie sprzeda, trzeba jej w tym pomóc i niejednokrotnie pracować na to kilka lat. Podpisując w 2014 roku kontrakt z relatywnie małą wytwórnią, Halsey była długowłosą blondynką, z jakimś tam internetowym kapitałem fanów, której dano szansę. Na rynek wypuściła koncept album, własną wizję świata pogrążonego w chaosie, bezprawiu i złu, która spodobała się nie tylko jej starszym fanom, ale też nowym, którym być może brakowało na rynku świeżej krwi. Album Badlands pokazał Halsey, jako interesującą autorkę tekstów, dziewczynę o ciekawej barwie głosu, która w przyszłości ma szansę wydać naprawdę bardzo dobry materiał. Na razie wydała dobrą debiutancką płytę, z momentami przejmującymi utworami, która stała się dużą alternatywą dla tanecznych, radosnych piosenek z czołowych miejsc list przebojów.

Sama w mgnieniu oka, z długowłosej dziewczynki, stała się tryskającą seksapilem kobietą, która na koncertach nie wstydzi się pokazywać ciała, pocałować się z fanką czy wykonać kilku wulgarnych gestów. Przy tym wszystkim jest dość gadatliwa, a każde zdanie skierowane w stronę fanów pokazuje, jak wiele im zawdzięcza, za jak wiele dziękuje. Pozornie mogłoby się wydawać, że są to wrodzone cechy, jednak od czasu wydania płyty Halsey stała się jeszcze bardziej bezpośrednia i wylewna, coraz chętniej odsłania ciało w sesjach zdjęciowych dla kolorowych pism, ale jej zachowanie trudno nazwać szokującym.

W erze publikowania w sieci ładnych zdjęć własnej twarzy, jedzenia, nowych gadżetów, czy pięknych widoków z właśnie odbywanych wakacji na prywatnych wyspach, Halsey zdaje się być, po raz kolejny, nudna i zwyczajna. Owszem, pokazała niedawno widok z tarasu swojego nowego mieszania, jednak w porównaniu do topowych piosenkarek i wyznaczających trendy celebrytek, jej internetowy feed to przede wszystkim zbiór dziwnych selfie, – raczej mających pokazywać ją w zwykłym, niezbyt idealnym wizerunkowo świetle – profesjonalnych zdjęć z zagranych koncertów oraz przypadkowych zdjęć wykonanych dziwnym przedmiotom, czy ukochanym żelkom.

Czy w świecie dbających o zdrową dietę piosenkarek, codziennie pokazujących swoje idealne, poukładane i wypielęgnowane życie Halsey nie stała się przypadkiem nową wersją Avril Lavigne? Alternatywą dla tych wszystkich nastolatek, które buntują się przeciwko wszystkiemu i wszystkim? Idealnym przykładem ciężkiej pracy, która przeradza się w zawodowe spełnienie, ale równocześnie pracy na własnych warunkach, pod prąd i polegającej na trzymaniu się zasad? Zdaje się, że odpowiedź na te pytania jest twierdząca. Halsey, ujawniając informacje o swoich problemach zdrowotnych, które w gruncie rzeczy wcale nie były jej potrzebne do rozgłosu – zdobyła go wcześniej wydając dobrze przyjętą przez krytyków i słuchaczy płytę – zdobyła sobie przychylność tej grupy młodych ludzi, której nie po drodze było z Taylor Swift, ale też za daleko było do bardzo kontrowersyjnej Miley Cyrus.

Na ich drodze stanęła sympatyczna, otwarta i niebojąca się bezpośredniego kontaktu z fanami dziewczyna. Rozumiejąca, jak to jest być fanem muzyki, czego się wówczas oczekuje od swojego idola i jak sprostać tym oczekiwaniom. Brzmi podobnie do recepty na sukces przedstawionej niegdyś przez Katy Perry? Nawet bardzo, ale w przeciwieństwie do Perry, Halsey nie wychowała się w słonecznej Kalifornii, a na przedmieściach New Jersey. W dzieciństwie tonęła w dźwiękach serwowanych jej przez rodziców, a ta, co wiąże się z ich etnicznym pochodzeniem, była bardzo zróżnicowana. Z jednej strony były brzmienia uwielbiane przez matkę, Nirvana, Alanis Morissette, the Cure, Gin Blossoms, a z drugiej muzyka, bez której nie potrafił żyć jej ojciec – Tupac, Biggie, Bone Thugs-N-Harmony, Slick Rick.

Jak potoczą się dalsze losy niebezpiecznie przyziemnej Halsey? Drogi są dwie – wydanie kolejnego albumu i próba zadowolenia obecnych fanów połączona z próbą pozyskania nowych lub szybkie artystyczne wypalenie zatopione w chorobach i jednak dość dużo wymagającej od życia choroby, jaką jest ChAD.