Szortext: Karaś/Rogucki – Ostatni Bastion Romantyzmu

Po kilku tygodniach słuchania albumu Ostatni Bastion Romantyzmu, kilku dniach przerwy i powrocie do tej płyty jedyne, co mam ochotę napisać, żeby zachęcić Was do posłuchania albumu duetu Karaś/Rogucki to: zróbcie to. To dobra płyta! Naprawdę niewiele brakowało, a nigdy nie sięgnęłabym po ten album. Nie słyszałam żadnego z utworów zapowiadających Ostatni Bastion Romantyzmu, nie rzuciła mi się też w oczy żadna zapowiedź płyty. Czy to oznacza, że jestem aż taką ignorantką krajowych premier muzycznych? Czy po prostu dowodzi, że pewne nazwiska mnie elektryzują mniej niż inne?

Dowiedziałam się o tym albumie dopiero, gdy zobaczyłam banner w jednym ze sklepów z muzyką a płyta wyskoczyła mi na liście nowości na Spotify. Mój wysoki poziom ignorancji, tak ją nazwijmy, usprawiedliwia fakt, że nigdy nie byłam fanką Comy i Piotra Roguckiego, a muzykę The Dumplings poznałam tylko dlatego, że przewijali się na wydarzeniach, na które byłam zapraszana – np. Męskie Granie. Nieznana mi bliżej siła przyciągnęła mnie jednak do tej płyty.

Czy była to zwykła ciekawość, co wyszło z połączenia talentów i osobowości Karasia i Roguckiego? Czy podskórne przeczucie, że do tej pory podobały mi się płyty wyprodukowane przez Kubę Karasia, więc i ta powinna? A może wewnętrzny głos mówił mi, że to może być jeden z najciekawszych debiutów 2020 roku? Przyjmijmy, że było to zrządzenie losu lub przeznaczenie, bo cokolwiek by to nie było, cieszę się, że włączyłam play. Ostatni Bastion Romantyzmu to płyta rewelacyjna. Mądra, skoczna, romantyczna, gitarowa, basowa, przebojowa, różnorodna, barwna. I po tych wszystkich tygodniach jeszcze mi się nie znudziła.

Przed poznańskim koncertem Karaś/Rogucki, który otwierał mój koncertowy 2020, nie miałam wiele czasu, żeby poznać ten album. Zaległości nadrabiałam więc już po koncercie, słuchając albumowych wersji utworów, które pamiętałam z koncertu. Powoli, piosenka po piosence zaprzyjaźniałam się z materiałem, choć już idąc na koncert miałam kilku faworytów. Pierwszy utwór, który zwrócił moją uwagę to Le Petite Mort. Szybko polubiłam też energiczną Katrinę oraz Kilka westchnień. Do dziś są to moje trzy ulubione kompozycje, choć płycie trudno wmówić powtarzalność.

Przy Bolesne strzały w serce można potańczyć, przy Nie mogę spać wpaść w taneczny trans, Na zakręcie zupełnie nie pozwala ustać w miejscu, a z kolei Świecę we wszystkich kierunkach to jedna z najbardziej nastrojowych piosenek, które znalazły się na albumie. Po tej krótkiej chwili wytchnienia następuje energetyczny boom, czyli Witaminy, a później jedna z najbardziej tajemniczych, hipnotyzujących, ale chyba też najlepszych piosenek na całym albumie – Ciociosan. Jeśli nie jesteście przekonani do tej płyty, polecam na pierwszy rzut przesłuchać właśnie Ciociosan i Le Petite Mort. Później powinno pójść już z górki.

Jak już wspomniałam nigdy nie byłam na tyle dużą fanką zespołu Coma, żeby docenić talent tekściarski Piotra Roguckiego. Słuchając Ostatniego Bastionu Romantyzmu zaczynam żałować, ale też cieszę się, że Karaś/Rogucki stał się faktem, bo o ile raczej nie zacznę nałogowo słuchać Comy i The Dumplings, do ich wspólnej płyty będę wracać. Dla tekstów, dla muzyki. To będzie, to już jest, jeden z najciekawszych debiutów na polskim rynku 2020 roku.

Czy grają rocka, pop, alternatywę? Niektórzy próbują wrzucić ich do tego ostatniego worka, miłośnicy Comy doszukują się w niej elementów rockowych, a Rogucki przyznał, że nagrał album popowy. Chyba w tym miejscu, przy okazji tej premiery, warto sobie przypomnieć, że pop to bardzo pojemny gatunek, niebywale różnorodny. Warto też pamiętać, że szufladkowanie muzyki to największa zbrodnia, jaką można wyrządzić artyście i płycie.

Album można kupić tutaj.