Z każdym tygodniem przybywa płyt, które utwierdzając mnie w przekonaniu, i tak już od wakacji silnym, że trudno będzie mi wskazać zaledwie dwie najlepsze płyty wydane w 2020 roku. Krzysztof Zalewski, którego pierwszy singiel z albumu Zabawa skrytykowałam, wrócił z krążkiem tak różnorodnym, a przy tym tak interesującym i udanym, że podbił krajową stawkę tych najlepszych krążków. Nieco w kontrze do słów tytułowego singla – Życie to nie zabawa, tylko to zawody – słuchanie albumu Zabawa ma wiele znamion zabawy.
Krzysztof Zalewski nie spieszył się z wydaniem następcy genialnej płyty Złoto z 2016 roku. Czas pomiędzy ostatnim albumem a najnowszym wypełnił licznymi projektami i równie licznymi osiągnięciami w postaci nie tylko nagród, ale przede wszystkim uznania słuchaczy. Ileż to Polaków poznało w ostatnich latach twórczość Krzysztofa Zalewskiego i doceniło, kupując płytę, idąc na koncert czy wspierając single w rozgłośniach radiowych. Iluż to moich znajomych przybiegało do mnie z nowiną, że idzie na jego koncert i pytaniem, czy znam człowieka, bo jest świetny.
Mogłoby się wydawać, że taki zastrzyk nowych fanów sprawi, że wszystkie single z albumu Zabawa w mgnieniu oka trafią na pierwsze miejsca list przebojów. Niestety z wielu powodów nie jest to takie proste, ale na szczęście Zalewski nie potrzebuje czołówek, żeby tworzyć doskonałe utwory a ścigać też się nie musi.
Już po pierwszym pełnym przesłuchaniu płyty znalazłam swoich faworytów. Po drugim upewniłam się w tym wyborze, a przy każdym kolejnym cieszyła mnie różnorodność dźwięków, zmienna stylistyka, eklektyzm, który Zalewski zapowiadał i który faktycznie jest częścią tej płyty. Dla niektórych oznacza to brak spójności, dla mnie to otwarcie się na eksperymenty.
Niech Was jednak nie zmylą taneczne dźwięki, bo choć to nimi jest ten materiał wypełniony, Zalewski przygotował płytę dojrzałą, z głębokimi tekstami i nierzadko ciekawym spojrzeniem na otaczający go świat. W ostatnim czasie twórcy bardzo polubili łączenie wesołych melodii ze smutną analizą życia, a na płycie Zabawa mamy tego kolejną odsłonę. Czy to dobrze? O tym na zakończenie.
Z perspektyw czasu, po miesiącach jakie minęły od premiery singla Tylko nocą zapowiadającego album stwierdzam, że był to niezbyt udany wybór. Czy ja już o tym nie mówiłam? W zestawieniu z pozostałymi 10 utworami na płycie jest to jedna z najbardziej radiowych kompozycji, ale o wiele większą moc, i więcej zapadającego w pamięć pazura ma Annuszka. Drugi singiel z Zabawa i po zapoznaniu się z całym materiałem zdecydowanie jeden z moich faworytów, a przy tym to doskonała charakterystyka albumu.
Jednak to nie ten utwór zrobił na mnie największe wrażenie. To piosenka Na apatię, z hipnotyzującą linią basu, partiami gitary i melorecytacją. Najlepsza kompozycja z całej płyty! I ta końcówka… Listę tych najciekawszych zamykam tytułową Zabawą, bo ona naprawdę dobrze oddaje charakter płyty, wprowadza w temat i pozwala też spojrzeć na całość z pewnym przymrużeniem oka. Nie wiem, czy było ono zamierzone, czy chodziło o to, żeby dodać płycie pewnej lekkości.
Trudno nie zwrócić uwagi na zamykający płytę Grzeczny bądź, utwór zadedykowany synkowi Krzysztofa oraz poprzedzającą go piosenkę Ojcowie. Tutaj muzycznie być może nie ma zaskoczeń, ale warto zwrócić uwagę na teksty, w pierwszym przypadku bardzo piękny, wzruszający w drugim brutalnie prawdziwy, ciekawą i trafną obserwację świata. Przeciwwagę do tych dwóch utworów stanowi Dystans, którego pierwsze dźwięki kojarzą mi się ze starymi filmami, pościgami samochodowymi i klimatem płyty Złoto oraz Lustra przypominający, od jakiej muzyki zaczynał Zalewski i że perkusja to też jeden z uwielbianych przez niego instrumentów.
Naprawdę trzeba się mocno postarać, lub słabo znać dyskografię Zalewskiego, żeby nie dostrzec z albumie Zabawa zabawy brzmieniami eksplorowanymi na poprzednich płytach. Nawet, jeśli na pierwszy rzut ucha odnosi się wrażenie, że z nową płytą przychodzi zupełnie nowy artysta każde kolejne przesłuchanie przypomina, że to jednak Krzysztof Zalewski.
Czy Zabawa przebija Złoto? Nie, ale Zalewskiemu będzie bardzo trudno nagrać album, który zachwyci mnie równie mocno. Problem z pozytywnym odbiorem nowej płyty może polegać na jej brzmieniu. Nie chodzi o to, że mnóstwo w niej elektroniki, zabawy stylami i konwencją, a o to, że Zalewski przyzwyczaił słuchaczy i krytyków do konkretów, do pewnego rodzaju mięcha i własnego stylu, który definiowano na dwa sposoby. Dla jednych były to teksty podszyte złością, dla innych ballady, w których brzmiał bardzo delikatnie.
Zabawa wpisuje się natomiast w trend albumów o ważnych rzeczach podanych w lekkim sosie, z inspiracjami sięgającymi retro popu. Zarówno słuchacze, jak i krytycy nie dziwią się już, gdy kolejny artysta robi album w ten sposób. Ja natomiast chciałabym posłuchać całej tej płyty w wersji one-man show, bo od publikacji Tylko nocą nie mogę pozbyć się wrażenia, że ta płyta idealnie nadawałaby się do grania w pojedynkę…