Niebywałą przyjemność sprawia obserwowanie, jak artystycznie dojrzewa, muzycznie zmienia się Ralph Kaminski. Jednocześnie trzeba wprost powiedzieć, że debiutując w 2016 roku albumem Morze już był artystą wyrazistym i również wtedy było oczywiste, że jest w nim tytułowe morze potencjału, żeby się rozwijać, zmieniać, rozkwitać. Pytanie brzmiało tylko, czy znajdzie się na polskiej scenie muzycznej miejsce dla barwnego ptaka, który ma dużo do zaoferowania? Błyskawicznie zaskarbił sobie serca słuchaczy, którzy zakochali się w jego charyzmie i nietuzinkowej barwie głosu. Album KORA mógł wydać każdy, nie każdy mógł jednak zrobić to z takim szacunkiem, taką gracją i lekkością.
Ralph Kaminski sięgający po repertuar Kory, jednej z najbardziej wyrazistych artystek polskiej sceny muzycznej, która odeszła pozostawiając przeboje i ponadczasowe teksty, to obietnica dobrej płyty. Pesymistycznie nastawieni do tego wydawnictwa mogli być tylko ci, którzy nigdy wcześniej nie zgłębili twórczości Ralpha, nie rzucili choćby okiem na jego koncertowe poczynania i przez to nie dostrzegli, jak dobrze może on odnaleźć się w repertuarze Kory. W tym projekcie wspierali go zaufani muzycy – Bartek Wąsik, Michał Pepol, Wawrzyniec Topa, Paweł Izdebski i Wiktoria Bialic, z którymi początkowo miał wystąpić raz, podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Ta informacja pojawia się w każdej publikacji o albumie KORA, bo jest kluczem do zrozumienia idei projektu.
Nie mamy do czynienia z płytą z coverami. Dostaliśmy artystyczny projekt z utworami Kory i zespołu Maanam, nagrany na setkę, którego tracklista to dokładnie przemyślana opowieść. Zaproszenie do zgłębienia twórczości jednej z najważniejszych polskich artystek przekazane oczami, emocjami i głosem Ralpha Kaminskiego oraz muzycznym talentem jego współtowarzyszy. Na usta ciśnie się stwierdzenie, że to mocno niszowy projekt, takie spojrzenie na twórczość, które nie każdemu fanowi Maanamu przypadnie do gustu, a zarazem to projekt bardzo mainstreamowy, bo na warsztat wzięto przecież kultowe, ponadczasowe kompozycje.
Ralph mógł pójść na łatwiznę, wybrać te najpopularniejsze piosenki, promować album nową wersję Krakowskiego Spleenu, Boskiego Buenos albo Kocham Cię kochanie moje. Na szczęście tego nie zrobił, zgłębiając repertuar i wybierając kilka naprawdę popularnych wśród zwykłych słuchaczy utworów oraz kilka znanych mniej. Nie powiedziałabym, że wybrał utwory nieznane, zapomniane czy zakurzone, ale fakt, że Krakowski Spleen słyszymy zaledwie we fragmencie pokazuje, na co położono przy tworzeniu KORY nacisk. Bardzo mi się to podoba, bo Biegnij razem ze mną dostało nowe życie, którego zmaltretowany przez wielu wykonawców Krakowski spleen nie potrzebuje. Chociaż wiem, że Ralph nie zmiażdżyłby tej kompozycji.
Odnoszę jednak wrażenie, że KORA to płyta, którą najmocniej docenią znawcy Maanamu i Kory. Osoby, które znają Bez ciebie umieram, Wieje piaskiem od strony wojny i Jestem kobietą na wylot, a nie ci, którzy podśpiewują Wyjątkowo zimny maj jak każdą inną radiową propozycje. Moim faworytem, ze względu na aranżacje, niezmienne pozostaje Ta noc do innych jest niepodobna. Trudno mi też przejść beznamiętnie obok Się ściemnia, gdzie Ralph pokazuje swoją emocjonalność i wokalny kunszt. Chętnie wracam też do Po prostu bądź i złowrogiego Wieje piaskiem od strony wojny. Ujmuje mnie intro do Zabawy w chowanego i magiczne otwarcie płyty utworem Łóżko.
To są te fragmenty albumu KORA, jakie już na płycie pokazują, jak doskonały będzie koncert z tym materiałem. A tych koncertów Ralph ma zagrać kilka – pełna lista dostępna jest tutaj, sporo dat jest już wyprzedanych, a w kilku miastach odbędzie się kilka koncertów. I pomyśleć, że miał to być jednorazowy projekt, jeden występ… Niesamowicie cieszy mnie ten sukces Ralpha i pielęgnuję żal, że ominęły mnie Kosmiczne energie koncertowe.
Czy album KORA to przedstawienie Kory młodszym słuchaczom? Z pewnością fani Ralpha to w dużej mierze osoby młode, choć nie zarzucałabym im ignorancji muzycznej i nieznajomości żadnej piosenki Kory. Ten projekt daje im raczej możliwość zaznajomienia się, zgłębienia, poznania Kory bliżej niż przedstawia zupełnie nieznaną postać. Jednocześnie jest to też raczej prawda w przypadku innych słuchaczy, wychowanych na Trójce i Maanamie, dla których słuchanie tego rodzaju muzyki jest wspomnieniem, zakurzonym i pełnym melancholii.
Muzyka łączy pokolenia, album KORA łączy muzykę z teatrem, śpiew w aktorstwem. Jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej, jakim wcieleniem zaskoczy Ralph na trzeciej autorskiej płycie.