Jakieś niewyobrażalne godziny spędziłam w 2020 roku oglądając seriale! Z oczywistych względów nie spędzałam czasu na koncertach i w salach kinowych, więc moja potrzeba wchłaniania produktów kultury popularnej przerzuciła się na oglądanie seriali. To nie tak, że tylko te seriale pozbawiły mnie snu w 2020 roku. Tytułów było znaczenie więcej, ale na przestrzeni dwunastu miesięcy doczekały się recenzji – zapraszam tutaj, więc w myśl zasady, że nie mam na ich temat do napisania więcej niż już napisałam, pominęłam je w tym tekście.
Na liście 16 seriali znajdziecie zarówno produkcje, które zadebiutowały w 2020 roku, jak i te, które oglądam od lat. Jest też kilka tytułów, które zdecydowałam się obejrzeć, choć przez lata nie mogłam przebrnąć przez kilka pierwszych odcinków. Znalazły się nawet dwa stosunkowo stare seriale. Nie o wszystkich piszę pochlebnie i nie wszystkie polecam, ale większość oglądałam z przyjemnością i czekam na kolejne odcinki.
The Mess You Leave Behind – Bałagan, jaki zostawisz
To jeden z ostatnich seriali, jakie widziałam w 2020 roku. Hiszpański thriller stworzony przez Carlosa Montero na podstawie jego powieści o tym samym tytule, opowiadający historie kilku rodzin, wyciągający na światło dzienne kłamstwa, niedomówienia, żale i oczekiwania zamiatane latami pod dywan. Główną bohaterką jest nauczycielka, która próbuje rozwikłać sprawę tajemniczej śmierci jednej z koleżanek po fachu z lokalnego liceum.
Włączyłam z nadzieją na serial, który mnie wciągnie, ale z każdym kolejnym odcinkiem liczba absurdów tylko się piętrzyła. Nie lubię historii, w których zamiast zakończenia mamy do czynienia z przeciąganiem opowieści, zbędnym komplikowaniem spraw. Mam też wrażenie, że momentami retrospekcje, zabieg który bardzo lubię, były pokazane w niejasny sposób. Można było się pogubić w tym, co zdarzyło się dawniej a co dzieje się teraz.
The Crown
Od początku mojej przygody z The Crown, a ona nie zaczęła się wraz z pierwszym sezonem, doceniam pomysł na prowadzenie opowieści i cieszy mnie, że twórcy nieustannie wymagają od widza, żeby szukał i dociekał, sprawdzał co na temat wydarzeń i bohaterów mówią karty historii. To nigdy nie był serial, który pieczołowicie opowiadał historię rodziny królewskiej, wyciskając każdy wątek do granic możliwości. Nie zakładałam, że w przypadku 4 sezonu będzie inaczej, choć przypuszczałam, że od niego zaczną się pewnego rodzaju problemy. Chciałam nawet napisać recenzję tego sezonu, ale po tym, jak wiele na jego temat napisano zmieniłam zdanie. Poza tym, o The Crown naprawdę napisano już wszystko i mimo premier kolejnych sezonów trudno napisać coś nowego.
Outlander
To nie tak, że przez lata nigdy nie słyszałam o tym serialu, ale skusiłam się dopiero w dniu, w którym poczułam się nękana wyskakującą na Netflix informacją, że Outlander może mi się spodobać. Fakt, że jestem prawie na końcu przygody i nawet ucieszyła mnie informacja o kolejnym sezonie świadczy o tym, że oglądanie przygód Claire i Jamie’ego mi się spodobało. Pierwsze dwa sezony wciągnęły mnie bardzo, kolejne są już mniej pasjonujące, a niektóre wątki przewidywalne i męczące. Ile można wpakowywać się w kłopoty tylko po to, żeby wszystko skończyło się dobrze? Outlander ma jednak kilka zalet – począwszy od takiego historycznego sznytu, gdzie prawdziwe historyczne wydarzenia połączono z fikcją, przez szkocki akcent, na połączeniu romansu z serialem przygodowym kończąc.
Można rozpisywać się o świetnych castingach, można zachwalać scenografię i dobór wydarzeń, można chwalić reżyserię i scenariusz… W przypadku czwartego sezonu łatwiej przychodzi jednak krytykowanie, bo to sezon opowiadający wydarzenia, których widzowie mogli być naocznymi świadkami. Nie wszystkim więc podoba się serialowa Margaret Thatcher, nie wszystkim podoba się też przedstawienie Księżnej Diany. Czwarty sezon The Crown z pewnością ogląda się inaczej, z większą świadomością serialowych przejaskrawień czy interpretacji, z mniejszą wiarą, że to serial biograficzny. I wiem, że wokół tego ostatniego pojawiło się kilka zarzutów w stronę Netflixa. Zapytam więc – a czy twórcy kiedykolwiek mówili, że mają dostęp do intymnych rozmów członków rodziny królewskiej i ich zamiarem jest pokazanie prawdy rodem z dokumentu historycznego?
Home for Christmas – Facet na święta
Grudzień zdecydowanie nie upływa mi na słuchaniu świątecznej muzyki – ta nastraja mnie raczej melancholijnie i depresyjnie, czego bardzo nie lubię. Nie mam też listy świątecznych filmów, jakie muszę obejrzeć w grudniu, choć Kevin Sam w Domu to nie jest najgorszy pomysł. Na fali zainteresowania skandynawskimi produkcjami, a muszę przyznać, że 2020 roku obejrzałam kilka norweskich seriali, Home for Christmas włączyłam szukając odpowiedzi na pytanie, jak cukierkowe i kolorowe święta opowiadają mistrzowie zasp. Okazało się, że Facet na Święta to bardzo przyjemny serial, zabawny, z przymrużeniem oka, ale niebanalny. Nie sposób nie polubić głównej bohaterki i nie sposób nie kibicować jej w znalezieniu wymarzonego partnera.
Virgin River
To jeden z tych seriali, o których oglądanie trudno mnie podejrzewać, bo to po prostu przyjemny serial obyczajowy z akcją toczącą się w małej mieścinie, wśród rzek i lasów, bez spektakularnych zwrotów akcji, pościgów czy rozwiązywania mniej lub bardziej skomplikowanych zagadek. Nie ma zawrotnego tempa, ale życie mieszkańców Virgin River przyjemnie płynie, a ja mam wrażenie, że cofnęłam się w czasie o kilka dekad, tak mniej więcej do lat 90., gdy miliony ludzi siadały przed telewizorami, żeby chłonąć właśnie takie historie. Z całą pewnością jest to moje guilty pleasure, ale nie mam żadnych wyrzutów sumienia.
Król
Bezsprzecznie najlepszy polski serial 2020 roku i wygrałby w tym starciu nawet, gdyby 2020 rok dostarczył jeszcze kilku tytułów na podobnym poziomie. Te kilka lat czekania na dopieszczenie Króla zdecydowanie miało sens. Canal+ udowodnił, że po serii średnich produkcji stać go na to, żeby stanąć w szranki z HBO Polska. Tym, którzy czepiają się serialu polecam przeczytać książkę, bo bez tego trudno w pełni docenić, jak dużą pracę w stworzenie postaci włożyli aktorzy – nie wykluczone, że Borys Szyc zagrał jedną z najlepszych ról w życiu. Jestem ciut zła za zakończenie, bo to malutki spoiler Królestwa, drugiej książki Szczepana Twardocha z tej serii, ale wybaczam, bo jeśli ekranizacja Królestwa nie dojdzie do skutku Król nie stanie się serialem bez wyraźnego zakończenia.
Beyond the Worlds: The Walking Dead
Obejrzałam kilka pierwszy odcinków kolejnego spin-offa The Walking Dead i zrobiłam sobie kilka długich miesięcy przerwy. Beyond the Worlds rozkręca się bardzo powoli, można wręcz odnieść wrażenie, że główni bohaterowie stoją w miejscu, a akcja razem z nimi. Na przestrzeni lat wszystkie seriale The Walking Dead przyzwyczaiły widzów do tego, że w pierwszych odcinkach nakreślane jest starcie z wrogiem, do którego dojdzie pod koniec sezonu. Beyond the Worlds miało jednak pokazać apokalipsę z innej perspektywy, oczami dzieci, które wychowały się z zmienionym świecie, często bez rodziców. Efekt mnie nie porwał, bo o ile przemocy jest mniej, całość to po prostu delikatniejsza wersja macierzystej produkcji. Rzucę jednak okiem na drugi sezon, bo może się okaże, że tak jak w przypadku Fear the Walking Dead, im dalej w las, tym ciekawiej.
Fear the Walking Dead
Będąc w temacie zombie, piąty sezon Fear the Walking Dead nastoił mnie pozytywnie na dalszy ciąg, ale podobnie jak w przypadku Beyond the Worlds, też musiałam zrobić sobie kilka miesięcy przerwy, bo czułam, że pandemia nie sprzyja czerpaniu przyjemności z oglądania serialu o apokalipsie. Na razie wyemitowano pierwsze 7 odcinków 6 sezonu, produkcyjnie poziom jest równie wysoki jak ten w The Walking Dead, ale scenariuszowo zaczyna mi się nudzić. Podczas gdy w The Walking Dead główni bohaterowie walczyli przez kilka sezonów z Neganem, tak bohaterowie Fear The Walking Dead walczą z Virginią. Schemat mniej więcej ten sam, ale z mniejszą dawką przemocy.
To the Lake – Ku jezioru
Pamiętam, gdy To the Lake zadebiutowało na Netflixie i stało się dość intensywnie komentowanym serialem, mnóstwo osób się zachwycało i polecało. Nie powiem, wątek tajemniczej choroby zabijającej ludzi i konieczność ucieczki jak najdalej od cywilizacji zawsze byłby dla mnie wystarczającą zachętą do rozpoczęcia seansu, ale niekoniecznie w 2020 roku. Ostatecznie obejrzałam, ale mnóstwo absurdów i takiego rosyjskiego podejścia do tematu mnie nie zachwyciło. Raczej nie obejrzę drugiego sezonu. Na liście 16 serial, które pozbawiły mnie snu w 2020 ten jest największym rozczarowaniem.
Gambit Królowej
Odnoszę wrażenie, że jestem ostatnią osobą w kraju, a może i na świecie, która wcisnęła play przy tytule Gambit Królowej. Wielokrotnie powtarzałam, że trudno przekonać mnie do rozdmuchanych medialnie tytułów, choć w przypadku seriali i książek często przekonuję się, że pozytywne recenzje nie były przesadzone. Usiadłam więc w towarzystwie choinki i śpiącego nieopodal kota i dałam szansę serialowi uznanemu za jeden z najlepszych w 2020 roku. Błyskawicznie zrozumiałam wszystkie pozytywne słowa wypowiedziane w kierunku twórców i aktorów, bo to serial, których robi się niewiele. Z niebanalnym scenariuszem, z przywiązaniem do szczegółu, pięknymi wnętrzami i nieopatrzonymi aktorami. W dodatku to produkcja Netflixa, który przestał zaskakiwać, dorabiając się kilku z definicji udanych seriali (House of Cards, The Crown, Stranger Things).
Dark
W 2020 roku zrobiłam kolejne podejście do Dark. Pierwsze zaliczyłam mniej więcej w okolicy premiery pierwszego sezonu, drugie kilka miesięcy później i myślę, że gdyby nie wydarzyła się pandemia, gdyby było więcej nowych filmów, do dziś nie obejrzałabym Dark do końca. Zrobiłam to i uważam, ze to jeden z tych seriali Netflixa, które należy obejrzeć. Bardzo wciąga, ale wymaga też całkowitej uwagi i uważnego śledzenia wydarzeń. Nie jest to łatwy serial, ale skomplikowanie fabuły wynagradza te wszystkie rozważania.
Ragnarok
Powracając na moment do norweskich produkcji czas na Ragnarok, czyli serial, który pojawił się pod koniec stycznia 2020 roku. Nie jestem fanką fantasy, ale ten serial inspirowany jest norweską mitologią, a ta jest interesująca. Pierwszy sezon potraktowałam jako przedłużony, bo złożony z 6 odcinków pilot, który mocno wierzę w to, że rozwinie się w ciekawy serial wraz z premierą drugiego sezonu. Trzymam kciuki, bo te nie-anglojęzyczne seriale w ofercie Netflixa wypadają w ostatnich czasach lepiej niż wysokobudżetowe seriale czy filmy, w jakie inwestuje platforma.
Into the Night – Kierunek: Noc
To była jedna z pierwszych premier na Netflixie w czasie rosnącej świadomości liczbą chorych na koronawirusa. Pisano o tym serialu jak o produkcji, którą warto obejrzeć, bo też dotyczy sytuacji bezpośrednio zagrażającej człowiekowi. Główna różnica polega jednak na tym, że w Kierunek: Noc nie chodzi o wirusa i że można skończyć tę przygodę w kilka godzin. Pierwsze dwa odcinki oglądałam zaciekawiona, ale kolejne nie były już tak wciągające, a zakończenie mnie rozbawiło. Jeśli sięgnę po drugi sezon to tylko ze względu na polskie nazwiska w obsadzie.
Killing Eve – Obsesja Eve
Następny na tej liście serial, którego chyba nigdy bym nie obejrzała, gdyby nie przyszła pandemia. Podjęłam kiedyś próbę zaprzyjaźnienia się z Obsesją Eve, bo serial zbierał świetne recenzje, w obsadzie jest Sandra Oh, akcja toczy się m.in. w Londynie, a kryminalne wątki z przymrużeniem oka to coś, co lubię.
Pierwsze jedno czy dwa spotkania zupełnie nam nie wyszły, ale w marcu czy kwietniu usiadłam i postanowiłam sobie, że dokończę pierwszy sezon. Po tym, w jaki stereotypowy sposób pokazano w jednym z późniejszych odcinków Polskę nie wiem, czy będę oglądać dalej, ale przynajmniej wiem, że te wszystkie nagrody nie były na wyrost.
Spinning Out
Mam żal do Netflixa, że porzucił pomysł realizacji drugiego sezonu Spinning Out. Brakuje mi w ich ofercie seriali tego typu, opowiadających historie ludzi podążających za marzeniami. Seriali o pasji, wyrzeczeniach, poświęceniach, pocie, łzach i momentach zwycięstwa, poczuciu osiągnięcia celu. Spinning Out z ciekawej perspektywy pokazywało siostry, których matka bardzo naciskała na sportową karierę, chwilę zwątpienia dziewczyn ze własne możliwości i pokazywało, co to znaczy uprawiać sport profesjonalnie. Jeden z przyjemniejszych seriali, które widziałam w 2020.
Chicago Med
Przez przypadek, przeskakując między kanałami, trafiłam na Chicago Med. Serial o lekarzach i pielęgniarkach pracujących w jednym ze szpitali właśnie w Chicago, który przypomniał mi, jak to kilka lat temu bardzo lubiłam seriale o tej tematyce. Zaczęło się oczywiście od Ostrego Dyżuru. Jestem wciąż na początku przygody, ale zupełnie mi nie zależy, żeby obejrzeć go jak najszybciej.