Czekałam na ten serial. Obejrzałam w jeden wieczór, w dniu premiery. Wielka Woda reklamowana była hucznie, ale nawet najlepsza reklama nie mogła równać się pozytywnym recenzjom i zainteresowaniu zagranicznych mediów, które jeszcze podbiło zainteresowanie Polaków. Agnieszka Żulewska i Tomasz Schuchardt po raz kolejny spotkali się wspólnie na planie, tym razem grając w produkcji reklamowanej jako polski serial katastroficzny. Powódź we Wrocławiu z lipca 1997 roku bezsprzecznie była katastrofą, ale czy Wielka Woda to rzeczywiście serial katastroficzny?
Gdybym miała wypisać, moim starym zwyczajem, kilka powodów, dla których warto obejrzeć ten serial to na jednym z czołowych miejsc byłaby obsada. Można sobie żartować, że Żulewska i Schuchardt to aktorsko sprawdzony duet, który bardzo dobrze się zna i wie, jak współpracować, ale prawda jest taka, że to doskonali aktorzy. A Agnieszka, mimo talentu i rozpoznawalności, jest wciąż mocno nieopatrzoną twarzą. Nie grywa w popularnych komediach romantycznych, nie można jej zobaczyć w serialowych tasiemcach, a to wszystko sprawia, że gdy znajdzie się już w obsadzie jakiegoś projektu, zainteresowanie nim wzrasta.
Lipiec 1997 roku, wielka fala powodziowa zbliża się do Wrocławia. Lokalne władze, na czele z aspirującym urzędnikiem Jakubem Marczakiem, ściągają do miasta wykwalifikowaną hydrolożkę, Jaśminę Tremer, aby za wszelką cenę uratować miasto. W tym samym czasie, Andrzej Rębacz wraca do rodzinnych Kęt pod Wrocławiem nieoczekiwanie stając na czele zbuntowanych mieszkańców wsi.
Opis dystrybutora
Oprócz nich w Wielkiej Wodzie gra aktualny ulubieniec Netflixa, Ireneusz Czop, naczelny aktor do produkcji z dreszczykiem emocji, czyli Leszek Lichota oraz stosunkowo dawno niewidziany Tomasz Kot wraz z córką Blanką. Dla Blanki to aktorski debiut, który się udał, więc w jej przypadku czekam na więcej i po cichu wierzę, że wspólnie z Sonià Szyc rozpoczynają nowy etap w historii polskiego aktorstwa. Młodych, zdolnych dziewczyn, którym ojcowie udeptali aktorską drogę, ale nie zapewnili obecności na ekranach. Nie zapominam oczywiście o Annie Dymnej, która ku mojej radości coraz częściej pojawia się w serialach! W Wielkiej Wodzie gra śpiewaczkę operową, niegdyś podbijającą światowe sceny, obecnie walczącą z własnymi słabościami, lękami i trudną relacją z córką, czyli serialową Jaśminą. Jej postać jest drugoplanowa, ale pani Annie wystarczyła jedna emocjonalna, wybuchowa scena, żeby zdominować aktorsko serial i dać się zapamiętać. Inna sprawa, że w Wielkiej Wodzie emocje nie leją się strumieniami, więc scena, w której Lena daje upust emocjom i z rozżaleniem przyznaje, że psychicznie nie daje sobie rady, musi zapadać w pamięć.
Realizacyjnie Wielka Woda zachwyca, imponuje i zastanawia. Zalane ulice miast, woda wdzierająca się do sklepów, budynków mieszkalnych, bohaterowie biegający po dachach budynków, pływający w łodziach po ulicach do niedawna tętniących życiem… Ta ogromna produkcyjna logistyka wygląda niesamowicie, więc nic dziwnego, że widz chce wiedzieć, jak tego dokonano. Czy naprawdę zalano miasto? Jakich tricków i myków użyto, żeby to, co oglądamy wyglądało właśnie tak. Przy okazji premiery opublikowano serię materiałów zakulisowych oraz rozmów z twórcami, którzy wyjaśniają i pokazują, jak współczesna technologia pomogła “zalać Wrocław”. Te opowieści o Wielkiej Wodzie są bardzo krótkie, ale interesujące, bo przybliżają też serialowe postaci, które oparte są na prawdziwych postaciach. Wywiady przeprowadza Magda Mołek, która stała się pierwowzorem postaci Ewy, dziennikarki pracującej dla lokalnej stacji telewizyjnej. W rzeczywistości Mołek rzeczywiście zaczynała swoją zawodową drogę relacjonując powódź 1997 roku. W serii wywiadów przyznała jednak, że nie była tak przebojowa i wyrazista jak serialowa Ewa, którą gra Marta Nieradkiewicz.
Wielka Woda to sześć odcinków wydarzeń z lata 1997 roku podanych w pigułce. Dowiadujemy się, jak opieszałość władz i ewidentny brak zaufania do młodej, niepozornej hydrolożki przekładają się na tragedie mieszkańców Wrocławia i okolic. Dowiadujemy się, jak wola walki jednego człowieka, Andrzeja Rębacza, może ponieść tłum. Widzimy, jak ludzie się jednoczą w walce o swoje domy, jak tracą dorobek życia i jak kariera polityczna przestaje być ważna, gdy w grze jest ludzkie życie. Pomiędzy tym wszystkim poznajemy historię życia Jaśminy Tremer, historię związku z Jakubem i jego owoc, patrzymy jak zmienia się jej relacja z matką i jak rodzi się jej relacja z córką. Nie widzimy jednak emocjonalnej strony. Widzimy wkurzenie i poirytowanie Jaśminy, która jest jedyną kobietą w sztabie napuszonych polityków, dla których skala problemu jest niezauważalna. Sporadycznie, tylko gdy stawia czoła mężczyznom.
W Wielkiej Wodzie brakuje jednak ludzkich uczuć, emocji, jakie musiała przecież budzić tak duża tragedia. Jaśmina i Jakub są bardzo często zimni i zdystansowani. Nieco więcej emocji okazuje Jakub, dla którego powódź oznacza utratę rodzinnego domu, w którym mieszka jego ojciec. W tej roli, zdaje się, że po raz ostatni na ekranie, Jerzy Trela. Zastanawiam się jednak, czy nie nadaję tym scenom emocjonalności patrząc na to, co powinno dziać się w głowach bohaterów. Na ekranie naprawdę tego nie widać i to jest ten element, który sprawia, że Wielka Woda mnie nie porwała. Doceniam stronę wizualną, przywiązanie do szczegółów i wierne odwzorowanie zalanego Wrocławia. Te elementy naprawdę zachwycają i dla nich poleciłabym ten serial każdemu. Niestety nie zostanie on ze mną na tak długo, jak mógłby, gdyby niósł ze sobą ładunek emocjonalny.