Takie historie nigdy się nie znudzą. Przepisów na upieczenie idealnego amerykańskiego serialu można zaprezentować wiele. Na szczycie listy musi się oczywiście znaleźć przystojny aktor. W tyle standardowy motyw miłosny, który zazębia się z jakąś mroczną historia z przeszłości. Teraz pozostaje zbudowanie scenariusza, który złączy to wszystko w jakąś sensowną całość.
Współczesny Robin Hood
Wysportowany niczym młody bóg. Biega ze strzałą z szybkością światła. Nosi kilkudniowy zarost i rozkochuje w sobie wszystkie kobiety pojawiające się w jego życiu. Taki jest Oliver Queen, główny bohater serialu Arrow emitowanego od 2012 roku przez The CW.
Oliver jest miliarderem, synem wpływowych mieszkańców Starling City, który po pięciu latach życia na (pozornie) bezludnej wyspie wraca do domu. Niegdyś rozpieszczony bogaty dzieciak zmienia się we współczesnego Robin Hooda, który wymierza sprawiedliwość. Kupuje sobie wypasiony sprzęt, angażuje do pomocy niezbędne mu osoby i w zielonym kapturze z łukiem w dłoni strzela do złych i niebezpiecznych obywateli. Przyświeca temu szlachetny cel – naprawienie miasta przez wyeliminowanie ludzi, którzy to miasto zawiedli.
Flaki z olejem?
To produkcja naprawdę bardzo przewidywalna. W każdym odcinku Oliver musi kogoś zabić, kogoś goni i na coś się wścieka. Zawsze znajdzie się ktoś, kto wyciągnie go z największej opresji, a magiczne ziółka z chińskiej wyspy uleczą każdą ranę.
I gdyby na tym kończyła się fabuła tego serialu, nikt nie wyprodukowałby trzech sezonów i nie zdecydował się na produkowanie następnego. Ale to przecież amerykańska produkcja i muszą być zaskoczenia. Tutaj zawsze jakiś as z rękawa wypadnie i podniesie atmosferę…
Retrospekcja sukcesu
Magia retrospekcji to największy atut tego serialu! Gdy przenosimy się pięć, cztery, trzy lata wstecz. Do dni, kiedy to Queen próbował przeżyć na wyspie zamieszkałej przez żądnych krwi żołnierzy. Ten wątek jest najbardziej tajemniczy i to zdaje się być kluczem do sukcesu tego serialu. Walka w nowoczesnym mieście, wykorzystywanie rozmaitych gadżetów… to już nikogo nie zachwyca. Było wszędzie i było nawet lepiej, bo przecież mieliśmy już do czynienia z serialami i filmami, których akcja rozgrywała się z dala od realnego świata.
Wątek toczący się na wyspie pozostaje tajemniczy. W każdym odcinku odkrywane są nowe fakty, ale wciąż mamy do czynienia z zagadkami, niedomówieniami. W teorii zachowywana jest chronologia wydarzeń, ale scenarzyści pozostawiają sobie otwartą furtkę do dopowiedzenia już opowiedzianych zdarzeń.
Dlaczego na wyspie znajduje się uzbrojona po szyję armia? Dlaczego ojciec Olivera popełnił samobójstwo i zrobił wszystko, aby syn przeżył katastrofę jachtu? Co wspólnego z tymi wydarzeniami ma matka Olivera? Dlaczego przez pięć lat nikt go nie odnalazł? Kto nauczył go tak świetnie się bronić? I wreszcie, czy zabijanie złych ludzi z listy ojca to słuszne działanie?
Odpowiedź na to pytanie mogli poznać czytelnicy komiksu Green Arrow, który jest pierwowzorem serialu. W Stanach Zjednoczonych popularność produkcji miewa się różnie, ale nie spada poniżej 3 milionów widzów na każdy odcinek. W środę wyemitowano ostatni odcinek trzeciej serii. Łącznie powstało ich już 69.
P.S. Są tam też seksowne, wysportowane, inteligentne i ładne dziewczyny 🙂