Pstrykają fotki. Piszą idiotyczne teksty. Czasami lądują na ławie oskarżonych, ale najczęściej to im płaci się za ciekawe zdjęcia z kolacji w najmodniejszej knajpie w stolicy. Życie dziennikarza gazety brukowej zdaje się być usłane różami. Ot siedzi sobie taki w redakcji (albo i w mieszkaniu, bo Internet dziś wystarcza), naskrobie kilka słów o celebrycie, którego to każdy zna tylko z brukowca. Potem dostanie za to kasę i tak codziennie.
Paparazzi mają trochę gorzej. Muszą pojechać tu i tam. I to warte okładki zdjęcie wypadającego celebrycie z dłoni papieroska zrobić. A wiadomo – pogoda figle płatać lubi i nie zawsze jest przyjemnie. Sorry, taki mamy klimat. Paparazzi muszą sobie radzić. I radzą sobie. Jak widać po kolorowych gazetach naprawdę nieźle
Piotr Mieśnik przez siedem lat związany był z najpopularniejszym i najgroźniejszym tabloidem w Polsce. W końcu zdecydował się wyjść z cienia i zdradzić tajniki pracy w Fakcie. Opowiedzieć o tym, jak wykryć aferę, zrobić kompromitujące zdjęcia i dlaczego znane osoby to ryje lub targety.
O tym wszystkim i o ciekawostkach z pracy redaktora brukowca opowiadają „Wyznania hieny. Jak to się robi w brukowcu?” To lektura dla ludzi o mocnych nerwach, dla tych posiadających specyficzne poczucie humoru, ale chyba przede wszystkim dla osób, które naprawdę chcą wiedzieć, jak funkcjonują tabloidy i nie boją się dalszego życia z tą dość specyficzną wiedzą. Bo okazuje się, że wysłannicy brukowców potrafią stać się posłańcami bardzo złych wiadomości, a na okładkę tabloidu może trafić każdy. Wystarczy, że staniesz się tzw. „mordochwytem,” naturalnie nieświadomie i nieproszenie, a przyklejone do twoich ust słowa, które niekoniecznie muszą należeć do ciebie, trafią do druku oprawione w zdjęcie twojej twarzy. Pamiętaj – nie musisz być znany, sławny i bogaty, aby trafić na okładkę brukowca. Możesz stać się znany i sławny po tym, jak na nią trafiłeś. I to raczej z powodów, dla których wcale nie chciałbyś na nią trafić.
Mieśnik pokazuje mechanizmy, sposób myślenia naczelnych i dyrekcji brukowców, ich sposoby na podnoszenie sprzedaży i górowanie nad innymi tytułami w kraju. Ale idzie też o krok dalej – neguje wszystko to, co chwilę wcześniej zaserwowałam Ci we wstępie. Dziennikarze brukowi wcale nie mają łatwego życia. Mieśnik pisze o sposobach na śledzenie polityków, o nieprzespanych nocach w krzakach pod domami sławnych i bogatych oraz o dylematach moralnych, które okazują się nie być obce pracownikom tych mediów.
Jeśli zastanawiasz się, dlaczego to robią (pomijając fakt chęci zarabiania pieniędzy) odpowiedź jest banalna – tropienie znanych osób, robienie im zdjęć i opisywanie ich lepszych lub gorszych momentów potrafi być wciągające. Ta książka pokazuje, że można się uzależnić od bycia docenianym za kopania kogoś innego. Mieśnik opisuje to wszystko z perspektywy osoby, która stawia swoje pierwsze kroki w tym świecie i początkowo czuje się spełniona zawodowo. Jest dużo ironii, sarkazmu i czarnego humoru. A nawet duża dawka wyśmiewania się z siebie i swoich dawnych przekonać i poczynań.
„Wyznania hieny. Jak to się robi w brukowcu?” to idealna pozycja dla każdego, który choćby przez moment zastanawiał się, jak funkcjonują gazety brukowane i dla każdego, kto kiedykolwiek pomyślał, że chciałby pracować w redakcji takiej gazety. Mieśnik nie daje rad wprost. Nie mówi, co jest złe i jak należy postępować. Daje szansę na własne przemyślenia i wnioski. Otwiera także oczy na to, czym są brukowce i do jakiego stopnia to, co w nich czytamy powinniśmy traktować, jako ciekawostkę a na ile to zwykła fikcja. Trzeba jednak pamiętać, że „Wyznania hieny…” to raczej pamiętnik, albo forma niepełnej autobiografii, a nie poradnik opisujący pracę w brukowcu.