Czekałam z publikacją tego tekstu do momentu, w którym ogłoszony zostanie laureat Złotej Palmy na Festiwalu Filmowym w Cannes. Nie po to, żeby zmienić cokolwiek w tekście, ale po to, żeby zaznaczyć, że Paweł Pawlikowski otrzymał nagrodę za film Zimna wojna. Podobno nic tak nie podkręca chęci obejrzenia polskiego filmu, jak dwie rzeczy – zagraniczne uznanie albo medialna nagonka. Zwłaszcza, jeśli film zalicza się do gatunku tych trudnych i nie tryska kolorami.
Przeczytaj też: Zimna wojna – recenzja filmu
Paweł Pawlikowski otrzymał w Cannes nagrodę za reżyserię Zimnej wojny, po kilkunastu dniach zachwytu nad filmem w zagranicznych mediach bacznie obserwujących i komentujących festiwal w Cannes. Główna nagroda nie trafiła co prawda w ręce Polaków, ale to wszystko, co wydarzyło się w Cannes to niewątpliwie sukces. Mam szczerą nadzieję, otworzy przed filmem Zimna wojna drogę nieco mniej wyboistą niż ta, jaką przeszła Ida. Jest szansa, że tym razem Polacy pójdą do kina, obejrzą film i wyrobią sobie własne zdaniem zanim ktoś zrobi to za nich. Z Idą stało się tak, że na wielkich i mniejszych festiwalach szło jej lepiej niż w polskich kinach.
Akcja filmu toczy się na terenie Polski, Jugosławii, Berlina i Paryża w latach 50. i 60. XX wieku. Zula (Joanna Kulig) jest młodą tancerką, z kolei Wiktor (Tomasz Kot) pianistą. Parę połączy najpierw fascynacja, potem miłość, która ostatecznie zostanie przerwana przez prozę życia.
Film Zimna wojna trafi do polskich kin 8 czerwca. Będzie go można oglądać w największych kinach w kraju. Czy warto poświęcić czas (i pieniądze) na obejrzenie tego filmu tylko i wyłącznie dlatego, że jego reżyser otrzymał nagrodę w Cannes? A może dlatego, że to film reżysera, który nie tak dawno temu otrzymał Oscara? A może warto z zupełnie innego powodu?
Powód nr 1. Rewelacyjna obsada!
Dobry reżyser, dobra obsada aktorska, dobry scenarzysta… To elementy budujące sukces filmu na starcie. Jeszcze zanim pójdziemy do kina i obejrzymy film. Ba! Nawet jeszcze zanim obejrzymy zwiastun i dowiemy się o produkcji czegokolwiek. W filmie Zimna wojna główne role grają Joanna Kulig i Tomasz Kot. Towarzyszy im Borys Szyc, Agata Kulesza, Adam Ferency i Adam Woronowicz. I tak naprawdę tylko te nazwiska powinny wystarczyć, żeby wybrać się do kina. Zupełnie w ciemno.
Powód nr 2. To polski film!
Przyznaję, że od kilku miesięcy nie byłam w kinie. Nadrobiłam to jednak pod koniec 2017 i na początku tego roku, gdy w kinie lądowałam średnio raz w tygodniu, oglądające przede wszystkim polskie filmy. Wiecie co lubię najbardziej w chodzeniu do kina na polskie produkcje? Moment, w którym w trakcie filmu – czasami już na początku, czasem w połowie, czasami dopiero po skończeniu seansu – przekonuję się, że to jest dobry film. Dobry, polski film. Wciąż, mimo dużych, średnich i małych sukcesów polskiego kina na świecie, istnieje przekonanie, że polskie kino jest złe.
Potwierdzeniem tego faktu ma być zainteresowanie polskimi filmami wątpliwej treści i niemalże brak zainteresowania tymi, które dostają nagrody filmowe. Zupełnie nie chodzi o to, żeby wszystkich Polaków ciągać do kina na każdy polski film – bez przesady. Ja też nie oglądam każdego polskiego filmu, który trafia do kina. Nie wszystkie intrygują mnie tematyką, obsadą, czasami po prostu nie mam czasu, żeby spędzić dwie godziny w sali kinowej. Ale nie ukrywam, że wkurza mnie, gdy ktoś mówi mi, że polskie kino jest beznadziejne, w zamian kupuje bilet na amerykański film, który niczym się nie wyróżnia, ale ma zagraniczną metkę. Poznajmy polskie kino, doceńmy polskich twórców zanim świat zrobi to za nas. Albo przynajmniej dowiedzmy się, co się nam w krajowym kinie nie podoba.
Powód nr 3. Nagroda w Cannes.
Każda nagroda filmowa cieszy. Ta mała, ta duża. Taka na Festiwalu Filmowym w Cannes cieszy podwójnie, chociaż najpewniej jest dopiero wstępem do innych nagród, które w nadchodzącym czasie otrzyma Zimna wojna. Jeśli lubicie robić sobie maratony filmowe pod koniec roku lub na początku, gdy do polskich kin trafiają filmy nominowane do Oscarów, proponuję obejrzeć Zimną wojnę już teraz, w czerwcu. Nigdy nie wiadomo, jak potoczą się losy tego filmu za pół roku, więc lepiej oscarowego faworyta mieć już odhaczonego na swojej liście.
Powód nr 4. To film Pawlikowskiego.
Znawcy filmu mogą się za to następne zdanie obrazić, ale myślę, że nie jest ono nieprawdziwe. W 2013 roku Paweł Pawlikowski, z nieznanego Polakom reżysera, stał się jednym z czołowych polskich reżyserów filmowych. Dzięki filmowi Ida jego nazwisko przestało brzmieć obco. Od tamtej pory, dla tych, którym Ida się spodobała, bądź po prostu dla tych, którzy ucieszyli się z Oscara, Pawlikowski stał się synonimem dobrego polskiego kina.
Powód nr 5. Zawsze dobrze mieć swoje zdanie.
Ostatni, ale chyba najważniejszy punkt całej tej wyliczanki. Zawsze dobrze jest mieć swoje zdanie. O filmie Zimna wojna będzie się dyskutowało jeszcze długo. Od kilku tygodni jest o nim głośno dzięki pokazowi w Cannes, teraz również dzięki docenieniu Pawlikowskiego. Za moment będzie głośno po premierze w polskich kinach, gdy posypią się recenzje. Później będą kolejne rozdania nagród i bardzo możliwe, że kolejne sukcesy. Warto więc obejrzeć film, wiedzieć o czym jest, mieć swoje zdanie.