Naprawdę nie spodziewałam się, że koncertowy sierpień będzie tak obfity, tak różnorodny i tak inspirujący. W sobotę, 29 sierpnia przekonałam się, jak z pozornie zwyczajnego parku można wyczarować miejsce magiczne. A to wszystko za sprawą piątego kroku Generatora Malta i koncertu Enchanted Hunters nad rzeką Główna w parku im. ks. Tadeusza Kirschke. Ten koncert to kolejny dowód na to, że chcieć to móc, a dobrze przemyślana organizacja, umiejętne wykorzystanie walorów miejsca to klucz do sukcesu.
Enchanted Hunters to duet, który tworzą Małgorzata Penkalla i Magdalena Gajdzica. Pod koniec ubiegłego roku dziewczyny wydały studyjną płytę Dwunasty dom, która mogła się Wam rzucić w oczy w serwisach streamingowych za sprawą wyrazistej okładki. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Okładka została także zauważona w konkursie 30/30 i uznana za najlepszą okładkę VI edycji konkursu, a sam album zbierał pochwały i był wymieniany pośród najlepszych polskich płyt 2019 roku. Koncert w poznańskim parku był wypełniony utworami właśnie z tego krążka.
Podczas godzinnego koncertu nie mogło zabraknąć otwierającego płytę Fraktale, pojawiło się także króciutkie i klimatyczne Czekaj dalej, Dwa Księżyce, Plan Działania, Pretekst czy Burza. Muzyka dziewczyn to połączenie alternatywy, popu, syntezatorów, inspiracji polskim popem lat 80., co słychać choćby w utworze Fraktale i olbrzymia dawka delikatnego, żeńskiego śpiewania w harmoniach. Grają muzykę, która zdecydowanie nie trafi do każdego, muzykę delikatną, skierowaną do słuchacza, który szuka w dźwiękach artyzmu, lubi nastrojowe brzmienia i nutkę tajemnicy. Sobotni koncert pokazał jednak, że pozwala też całkiem głęboko wpaść w taneczny trans i przypaść do gustu dość przypadkowej publiczności.
W tym roku Generator Malta ponownie ruszył w podróż po poznańskich dzielnicach, dając mieszkańcom możliwość poznania historii terenu, na którym mieszkają, ale również obcowania z muzyką, po którą być może sami by nie sięgnęli. Myślę, że dla większości uczestników koncertu było to pierwsze w życiu spotkanie z twórczością Enchanted Hunters. Patrząc na entuzjastyczne przyjęcie może nie ostatnie!
Idąc na koncert, a później będąc już na miejscu, zastanawiałam się, jak przygotowano małą polanę na takie wydarzenie. Park im. ks. Tadeusza Kirschke jest malutki, to jeden z tych miejskich parków, które niczym się nie wyróżniają. Chodzi się tam na spacery z dziećmi, psami lub poćwiczyć na siłowni. Ma jednak polany, które okazały się doskonałym miejscem do zorganizowania koncertu. Otaczające polanę drzewa oświetlono kilkoma lampami tworząc w ten sposób magiczny, tajemniczy, bajkowy klimat idealnie komponujący się nie tylko z kolorowymi włosami dziewczyn z Enchanted Hunters, ale przede wszystkim z ich muzyką!
Byłam naprawdę pod olbrzymim wrażeniem, bo wielokrotnie bywałam na koncertach, na których nie przykładano wagi do dobrego, klimatycznego oświetlenia, spychając to na drugi czy nawet trzeci plan. Tymczasem jak widać kilka dobrze ustawionych lamp nawet z niepozornego parku potrafi zrobić wyraziste i zapadające w pamięć miejsce. I tak, jak w przypadku Baranovskiego pisałam, że jego muzyka lepiej będzie się sprawdzać w klubowym wydaniu, w zamkniętych obiektach, tak Enchanted Hunters nie potrafię już sobie wyobrazić w klubowym wydaniu.
Grające, śpiewające, hipnotyzujące harmoniami z kaczkami przelatującymi im nad głowami, w otoczeniu starych drzew, zieleni i ciem były jakby w swoim świecie. Dźwięków i natury. Jeden z najbardziej klimatycznych koncertów 2020 roku, na jakich byłam i jeden z najlepszych plenerów.