Filmowe szorty #3: Dziewczyna z Pociągu, Komuna i Czerwony Kapitan

Zawsze mam ambitne plany wybrać się na kilka kinowych premier każdego miesiąca, ale najczęściej udaje mi się pójść na jeden film i uważam to za sukces, bo na więcej i tak nie udałoby mi się znaleźć czasu. O opisaniu później tych filmów nie chce już nawet wspominać… Nie oznacza to jednak, że nie śledzę kinowych nowości, a tego typu posty pomagają mi po czasie przypomnieć sobie, który film chciałam obejrzeć i nadrobić zaległości.

W kinach małymi kroczkami zbliżamy się do sezonu jesiennego, a ten przynosi premierę filmu, na który czekałam od dnia przeczytania informacji, że Paula Hawkins stała się autorką bestsellera. Nadchodzi też czas premier dwóch produkcji nieanglojęzycznych, które chętnie obejrzę, ale wyjątkowo najchętniej z dobrym polskim lektorem. Dobrym jest tutaj kluczowym słowem

Dziewczyna z Pociągu

Ta książka to materiał na naprawdę dobry thriller. Wciągający, pokręcony, mroczny i mocny. Tymczasem Pauli udało się sprzedać prawa do ekranizacji grupie ludzi, która chyba takiego filmu nie będzie potrafiła stworzyć. Chciałabym go obejrzeć, żeby się przekonać, jak bardzo jestem w błędzie. Zwiastun sugeruje mi, że Dziewczyna z Pociągu stała się nową wersją 50 Twarzy Greya, i to nawet z odważniejszymi scenami niż w Greyu.

Martwi mnie też przeniesienie akcji z Wielkiej Brytanii do Stanów Zjednoczonych, ale być może akurat nie to zaszkodzi tej produkcji najbardziej. Moją recenzję książki znajdziecie TUTAJ. Mała ciekawostka dotycząca filmu jest taka, że epizodyczną rolę zagrała w nim Paula Hawkins, ale… wycięli ją w postprodukcji.

Komuna

Bardzo chce obejrzeć ten film. W Komunie z grubsza chodzi o to, że żona namawia męża, żeby zrezygnowali z wielkomiejskiego życia i stworzyli hipisowską komunę, w willi odziedziczonej w spadku. Tak dochodzi do spotkania kompletnie różnych ludzi, innych pomysłów na życie i planów na przyszłość. Intryguje mnie ten film!

Za filmem stoi Thomasa Vinterberg, duński reżyser, który może pochwalić się światowymi sukcesami. Film jest w języku duńskim, w Polsce dostępny z napisami, co niestety niezbyt mi odpowiada. Czytanie i oglądanie nie idzie ze sobą w parze, ale w tym przypadku jeszcze długo może nie być szansy na wersję z lektorem, więc chyba będzie trzeba porzucić ideały.

Czerwony Kapitan

Maciej Stuhr w roli głównej to wszystko, co trzeba wiedzieć, żeby chcieć pójść do kina. W tym przypadku dobrze byłoby się też dowiedzieć, że jest to film będący czesko-polsko-słowacką produkcją, która w kinach w Polsce pojawia się z dubbingiem. Również z polskim lektorem można oglądać zwiastun.

Miałam okazję obejrzeć go czekając na projekcję 183 Metrów Strachu i oglądało się go… źle. Odpowiedniejszym słowem byłoby chyba użycie słowa “niewygodnie,” bo gdy doskonale nam znane głosy polskich aktorów zostają włożone w usta nieznanych nam zagranicznych aktorów można nabawić się bólu głowy. Podobnie jest z samym Stuhrem, który polskie dialogi dograł w studiu. I wiem, że w tym przekonaniu nie jestem jedyna.

Nie zmienia to jednak ciekawej fabuły filmu. Stuhr wciela się w rolę ambitnego detektywa z Wydziału Zabójstw, który ma zająć się jedną z nierozwiązanych spraw z czasów komunizmu. Cofamy się w czasie do roku 1992 i grzebiemy w przeszłości, w którą zamieszana jest policja i oczywiście kościół.