Długoletni związek z Paramore z definicji nie miał prawa powodzenia. Gdy w czerwcu 2007 roku wydawali swój drugi, ale medialnie raczej pierwszy, studyjny album ich wizerunek kojarzył się z popularnym w tamtym okresie nurtem pseudo punków i pseudo emo. Płyty jak i książki po okładce się nie ocenia, ale najczęściej to wizerunek ukazuje się nam pierwszy. I tak Paramore na starcie nie mieli u mnie żadnych szans.
Płyta RIOT! była ich pierwszym dużym krokiem w muzycznej karierze. Przyniosła pierwsze wyróżnienia, pierwsze nagrody, większe trasy po świecie i umocniła środowisko fanów, które zainteresowało się zespołem tuż po wydaniu debiutanckiego krążka. Do Polski mocniejsze zainteresowanie Paramore przyszło razem z Decode, czyli rok później, po czym ze zdwojoną siłą odrodziło się dopiero w 2013 roku z piosenką Still Into You.
Otwieranie drzwi
Pamiętam moje pierwsze spotkanie z teledyskiem do Misery Business. Wydał mi się zabawną parodią amerykańskich nastolatków, dziwnie agresywny – co zupełnie nie pasowało mi do tego zespołu – i miał w sobie coś, co mogło przyciągnąć grono fanów Avril Lavigne. I choć Paramore od Avril zawsze chcieli stać daleko to jednak nie można udawać, że jej przemiana z 2007 roku nie sprawiła, że wielu fanów zaczęło rozglądać się za nowym idolem. Paramore wydawało się idealną alternatywą. Pewnie dla każdego z innego powodu. Dla mnie w tamtym czasie mieli coś, co Avril straciła już dawno temu (albo wręcz to, czego nigdy nie miała) – byli mało znani. Nie rozpisywano się o nich z byle powodu, nie biegali za nimi paparazzi a w zawodowym kalendarzu mieli tylko kilka dni wolnych od koncertowania. W dodatku bardzo dbali o świetny kontakt z fanami.
Bardzo szybko po posłuchaniu Misery Business zaczęłam szukać całego krążka. Pamiętam, że był to lipiec 2007 roku, czyli chwila po premierze płyty. Moim ulubionym utworem stało się That’s What You Get i Let the Flames Begin. Klip do tego pierwszego cały czas uważam za najlepszy w całym klipowym dorobku zespołu – prosty, naturalny, przyjacielski i niewymuszony. A Let the Flames Begin? Wyróżnia się na tej płycie, odkrywa inną stronę Paramore. Może mocniejszą, może dojrzalszą, może troszeczkę zawiązuje do All We Know Is Falling? Każdy fan Paramore uwielbia Let the Flames Begin za emocjonalne wykonania.
Wspólne przygody
Udało mi się przetrwać z Paramore cały cykl promocji RIOT!, patrzeć jak z zespołu otwierającego koncerty rozmaitych kapel w USA, stają się zespołem potrafiącym wyprzedać małe, ale jednak, sale w Europie i zagrać swoją pierwszą pełnoprawnie solową trasę koncertową. Jak trafiają na okładki poważniejszych pism, jak zdobywają nominacje do nagród MTV i Grammy, jak zaczynają być rozpoznawalni na rynku muzycznym.
Z perspektywy czasu można chyba powiedzieć, że RIOT! był eksperymentem w rękach Paramore. Może jakby zacząć analizować płyty, które ukazywały się w 2007 roku, udałoby się znaleźć potwierdzenie teorii, że to miała być płyta z komercyjnym sukcesem w zamierzeniu. Na szczęście udało im się pozostać autentycznymi i do dziś nie sprzedali swojej twórczości tak bardzo, jak mogliby choćby po sukcesach sprzed dwóch lat.
Wspólne wspomnienia
Ta jedna płyta otworzyła mi kilka inspirujących drzwi i pokazała, że rzeczy niemożliwe są tylko w naszych głowach. Dopiero 4 lata po wydaniu RIOT! poszłam na ich koncert. Tego samego dnia spotkałam się z Hayley, Jeremy’m i Taylorem na mój pierwszy w życiu wywiad. Porozmawialiśmy o ich planach na przyszłość, o nowej muzyce i oczekiwaniach, które po odejściu braci Farro były bardzo niesprecyzowane z obu stron. To wtedy moje wówczas nieskazitelnie czerwone conversy doczekały się komplementu od Hayley i tego samego dnia zostały na całe życie naznaczone śladami błota.
Spotkanie powtórzyliśmy jeszcze dwa razy w 2013 roku. W momencie, w którym Paramore stanęli u szczytu kariery. Nie zauważyłam, żeby stali się innymi ludźmi. Fakt – wyuczyli się schematów, opanowali do perfekcji podpisywanie rozmaitych przedmiotów. Nauczyli się też podziału ról i pilnowania, aby przypadkiem Hayley nie gadała za dużo, a Jeremy za mało. Chociaż tutaj równowagi chyba jeszcze nie znaleźli, bo Taylor wciąż potrafi udawać, że go nie ma.
Mają swoje wady, bo po ośmiu latach wnikliwej analizy ciężko byłoby udawać, że są zespołem idealnym, ale połączyła nas intrygująca internetowa przyjaźń, którą pielęgnujemy.
Historia jednej płyty
Album RIOT! ukazał się 12 czerwca 2007 roku i rok po premierze otrzymał status platynowej płyty w Stanach Zjednoczonych. Był też pierwszą w dorobku Paramore płytą z certyfikatami sprzedaży w Europie – platyna w Irlandii i złoto w Wielkiej Brytanii.
Płyta doczekała się czterech singli, z czego trzy zostały bardzo dobrze przyjęte na amerykańskim rynku wydawniczym. Do dziś Misery Business pozostaje jedną z najchętniej kupowanych piosenek Paramore w Stanach Zjednoczonych i obowiązkowym utworem każdego koncertu. Od premiery albumu właśnie mija 8 lat.