Lost River – dziwny film Goslinga – recenzja

Prywatny pokaz filmu. Sala kinowa tylko dla dwóch osób. Miejsca w ostatnim rzędzie i pełna swoboda w komentowaniu tego, co właśnie widzi się na wielkim ekranie. Zainteresowanie najnowszą produkcją Ryana Goslinga było naprawdę małe. I w sumie nic dziwnego, bo najszybszą, najprostszą i najtrafniejszą recenzją wydaje się jeden polski przymiotnik: dziwny. Spróbuję przejść do wyjaśnień…

Ten film to wielkie dzieło Goslinga, który podjął się zarówno reżyserii, jak i napisania scenariusza a ostatecznie wyłożył także pieniądze na powstanie filmu. Utrzymany w klimacie fantastyki mocno zmieszanej z nurtem neo-noir, Lost River to dawka ciekawych wrażeń.

Lost Blood

Ryan Gosling lubi krew i ogień. Lubi bawić się światłem i fascynują go piękne widoki. Takie wrażenie można odnieść już w połowie filmu, gdy krew jeszcze nie leje się strumieniami – później bywa że się leje – a tajemnicze miasteczko Lost River wydaje się spokojnym, intrygującym miejscem.

Przez cały film nie do końca wiadomo, w jakich latach toczy się akcja. Czasami wydaje się, że jest to współczesność, teraz i dziś, innymi razy wszystko przypomina lata 80-te albo jeszcze wcześniejsze. Czas akcji w gruncie rzeczy nie ma żadnego znaczenia, bo fabuła jest tak skomplikowana, że dodając do niej konkretny rok wszystko mogłoby się jeszcze bardziej skomplikować.

Lost Home

Już w zapowiedzi filmu opowiedziano, że Lost River to miasteczko, z którego wszyscy się wyprowadzają. Miasteczko z tajemnicą, w którym pozostały zaledwie dwie rodziny. To właśnie ich historia opowiadana jest w filmie. Każda z rodzin ma swój powód, aby mimo wszystko pozostać w Lost River i każda musi zmierzyć się z Bullym, – o nim też opowiada trailer – chłopakiem ubranym, jak z pokazu mody Jeremy’ego Scotta, który korzystając z nieobecności władzy postanawia zawładnąć miastem.

Z pozoru prostą fabułę komplikuje jednak drugi wątek – przyległego miasta, którego mieszkańcy oddają się dziwnym przyjemnościom polegającym na oglądaniu ludzkiego cierpienia. Te dwa wątki łączy postać matki, głowy jednej z dwóch rodzin, ale pytanie brzmi: dlaczego godzi się ona pracować w takim miejscu, skoro kurczowe trzymanie się podupadłego domu w Lost River nie ma przyszłości?

Odwieczna walka

Napisanie czegoś konkretnego o Lost River naprawdę nie jest łatwe. Docenić można ładne zdjęcia i ciekawe ujęcia, co z resztą przewija się w prawie każdej recenzji, ale ciężko jest zrozumieć, co autor miał na myśli. Jeśli kiedyś uda mi się spotkać Goslinga, to będzie pierwsze pytanie, jakie mu zadam. Może będzie umiał na nie odpowiedzieć.

Jeśli chciał pokazać, że matka zrobi dla swoich dzieci wszystko – pokazał. Jeśli chciał udowodnić, że bardzo często nieświadomie kurczowo trzymamy się pewnego miejsca, bo ściany, okna i drzwi mają dla nas głębsze znaczenie – udowodnił. Jeśli chciał uświadomić, że ludzie coraz częściej szukają przyjemności w rzeczach nad wyraz dziwnych, niezrozumiałych i często leżących na pograniczu jakichkolwiek wartości – uświadomił.

Ale jeśli po prostu chciał zaszaleć, miał szaloną artystyczną wizję, to żadne moje słowa nie będą w stanie wyjaśnić, tego co obejrzałam siedząc w ostatnim rzędzie w pustej sali kinowej w słoneczny środowy dzień.