Istnieje wiele rodzajów powrotów. Takie, na które warto czekać i którym warto kibicować i takie, które są wymuszone i nie powinny nigdy się wydarzyć. Zespół Now, Now co prawda nigdy nie zawiesił działalności, nigdy nie rozstał się z muzyką, ale zniknął z muzycznej sceny na kilka lat. I to po świetnej płycie. W maju wrócili jako duet i chyba bardziej zadowoleni z życia twórcy. Album Saved to płyta, na którą warto było czekać!
Nie jest regułą, że amerykański zespół rozpoczyna promocję swojej nowej studyjnej płyty koncertami w Europie. Regułą nie jest też udostępnianie w sieci nowego albumu na tydzień przed premierą i danie fanom szansy na zapoznanie się z nowym materiałem na tyle, żeby podczas koncertów nie mieli oni problemów z rozpoznaniem piosenek i zaśpiewaniem fragmentów tekstów. Now, Now wszystko to zrobili – najpierw udostępnili Saved na jednej ze stron internetowych, a później ruszyli z trasą koncertową po Europie.
Nietypowo pisze się o albumie, którego słuchało się na żywo. Ostatnio jadąc autobusem włączyłam Saved z myślą, że odświeżę sobie w głowie te utwory, a potem raz, dwa napiszę, co mi się w tym albumie podoba. Problem wyczułam już po chwili, gdy dotarło do mnie, że chociaż słucham studyjnego nagrania, w uszach mam cały czas dźwięki piosenek granych na żywo i koncertowy wokal Cacie. A że relację z berlińskiego koncertu Now, Now już publikowałam (jest dostępna tutaj), zaczęłam się zastanawiać, jak mam podejść do tematu, żeby przypadkiem nie napisać drugiej relacji. Będzie więc tak trochę w starym stylu…
Powrót wart czekania
Na kilka dni przed oficjalną premierą albumu Now, Now udostępnili w sieci pierwszą część krótkiego dokumentu, który jest opowieścią o tym, kim są obecnie, dlaczego tyle czasu zajął im powrót do muzyki. Pełni też rolę nagrania pokazującego kulisy koncertów i prac nad nowym albumem. A nad nim, co jest ważne, nie pracowali w wypasionym studiu nagraniowym na bezludnej wyspie, a we własnej piwnicy. Ważne jest też to, że sześć lat przerwy pomiędzy albumami nie było efektem lenistwa, walk z wytwórnią płytową, czy braku pomysłów na nowe utwory, a próbą odnalezienia siebie po intensywnym okresie.
Opowiadając o tej długiej przerwie Now, Now wymieniają przede wszystkim dwie rzeczy – problemy ze zdrowiem psychicznym oraz pewnego rodzaju walkę z wypaleniem zawodowym. Takie sformułowanie nie pada wprost, ale przyznają, że po dwóch latach intensywnego koncertowania poczuli, że muzyka stała się ich pracą i znaleźli się w sytuacji, która nie do końca im odpowiadała. Ostatnio coraz większe grono twórców otwarcie przyznaje się do problemu z depresją albo faktu, że za ich sukcesem (mniejszym lub tym naprawdę wielkim) nie zawsze stoi uśmiechnięty i pełen optymizmu człowiek. Na szczęście w przypadku Now, Now warto było czekać na nowy album.
Saved to z jednej strony to samo Now, Now, które wydało album Threads w 2012 roku.
Z drugiej strony to zespół zdecydowanie mniej gitarowy, a bardziej osadzony w elektronice. Nie można im jednak zarzucić, że robią coś na siłę, że usilnie próbują dopasować się do mody na elektroniczne brzmienie. Wręcz przeciwnie. W ich przypadku pójście w bardziej popową i taneczną stronę wydaje się czymś naturalnym, rozwojem a nie krokiem wstecz. Zwłaszcza, że jeśli wsłuchamy się w teksty piosenek wciąż słychać, że to jest bardzo emocjonalne, otwarcie wyrażające swoje myśli i przeżycia Now, Now.
W dodatku elektronika w ich wydaniu zupełnie mnie nie męczy. Brad ma taką umiejętność, że dźwięki, które tworzy są po prostu przyjemne. Dzięki temu muzykę z Saved można wrzucić do worka z tymi albumami z elektronicznymi dźwiękami, które odprężają człowieka, a od czasu do czasu zachęcają do zabawy, a nie do worka z muzyką męczącą i drażniącą. Działa na to korzyść płyty. Dowodem jest fakt, że chętnie do niej wracam mimo iż od jej premiery zaraz miną dwa miesiące.
Na krążku znalazły się single, które udostępniono kilka tygodni i miesięcy przed premierą płyty. Najstarsza kompozycja nosi tytuł SGL i wydano ją już we wrześniu 2017 roku. Później zaprezentowano jeszcze Yours i AZ, a na chwilę przed premierą MJ. Pierwsze trzy piosenki słyszałam na żywo podczas londyńskiego koncertu Now, Now i po przesłuchaniu całego albumu mogę stwierdzić, że były adekwatną zapowiedzią całości. Są też dobrą wizytówką płyty, bo oddają jej charakter i brzmienie, ale nie są to najlepsze piosenki na albumie. A przynajmniej nie wszystkie z tej trójki.
O MJ mogę powiedzieć jedynie tyle, że to siostra bliźniaczka Yours, która na żywo wypada dobrze i pobudza ludzi do zabawy, ale i tak ma się wrażenie, że zespół gra drugi raz to samo. Nie chcę powiedzieć, że zapycha album, bo aż takiego złego wrażenia nie powoduje, ale słychać, że to utwór, który mógłby stanowić przedłużenie Yours.
Mam trzy ulubione piosenki i cztery, do których posłuchania zachęcam, jako do wprawki przed posłuchaniem całej płyty. Faworytem numer jeden jest tytułowe Saved. Drugim jest Holy Water, a trzeci to piosenka zamykająca album, utwór Powder.
Saved i Holy Water to najprawdopodobniej dwie najbardziej klimatyczne kompozycje na albumie – nieco mroczne, nieco melancholijne, nieco depresyjne, bardzo emocjonalne. Powder to z kolei jedyna piosenka na Saved, w której Brad śpiewa tak długą partię, a mostek w wykonaniu Cacie jest wręcz psychodeliczny! Piękna jest to piosenka, najbardziej wyróżniająca się na całej płycie. A czwarty utwór to Yours, o którym już wiele napisałam.
W ostatnim roku wielokrotnie zachęcałam do poznania muzyki Now, Now. Pisałam, że po przerwie stali się o wiele lepszym zespołem koncertowym. A teraz, po przesłuchaniu Saved niezliczoną ilość razy, mogę napisać, że muzycznie najlepsze najpewniej dopiero przed nimi. I jest to komplement, bo Saved otwiera nowy rozdział ich muzycznej przygody. Mam nadzieję, że tym razem nie znikną na kolejne lata! Album można znaleźć w serwisach streamingowych.