Jeden z huczniej zapowiadanych filmów 2014 roku. Miał wprawić wszystkich w osłupienie, odświeżyć pamięć o trudach okupacji i przybliżyć ją tym, którzy znają ją jedynie z książek do nauki historii. Polskie media różnie podchodziły do tego, z czym przyszło im się zetknąć, ale te najbardziej wpływowe zgodnie twierdziły, że film jest dobry.
Reżyserowi wręczono Paszport Polityki, aktorce grającej główną rolę nagrodę na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Niedawno trafił do niemieckiej telewizji ZDF. Mowa oczywiście o filmie Miasto 44, który mnie na łopatki nie rozłożył. Nie wywołał łez. Nie zmusił do głębszych refleksji i nie skłonił do rozmyśleń o wybraniu się do kina po raz drugi. Czy to oznacza, że jest ze mną coś nie tak?
Jeden z faworytów
Jesienią 2014 roku Miasto 44 trafiło na moją, nawet całkiem okazałą, listę krajowych produkcji, na które chce się wybrać do kina. Trafił na nią szybko, bo filmowa tematyka wojenna, powstańcza i waleczna działają na mnie niczym magnes. Dość naturalnie Miasto 44 zajęło czołowe miejsce na mojej liście a i oczekiwania, co do filmu miałam spore. Ale już w trakcie seansu wiedziałam, że za dużo tych wojenno-powstańczych produkcji zwaliło się na polskie głowy.
Wojna, walka o wolność, o Polskę i godność to nasze tematy narodowe. Otoczona od maleńkości patriotycznymi świętami, rocznicami i pamięcią o tych, którzy byli gotowi oddać za mnie życie, żeby teraz żyło mi się lepiej polubiłam wojenne klimaty. Filmy z wojną w tle, najlepiej oparte na faktach i wszystkie te, w których wpleciono setki efektów specjalnych i wykorzystano dużo sztucznej krwi. Od czasu do czasu nawet przyjemnie jest pójść do kina ze świadomością, że zobaczysz film oparty na faktach. O ludziach, którzy w swojej młodości wierzyli we własny kraj. Tylko w tym przypadku rocznica Powstania Warszawskiego chyba działa na niekorzyść.
Zabarwione historycznie
W przeciwieństwie choćby do Amerykanów mamy bardzo długą listę dni w roku, które mają mocne zabarwienie historyczne. I chyba nie ma dla Polaków ważnej rocznicy, która jeszcze nie doczekałby się swojej kinowej prezentacji. Lubimy kręcić podniosłe filmy, przypominać sobie i naszym dzieciom, jak to kiedyś było ciężko i jak to bili nas po twarzach, a my dzielnie trzymaliśmy się pionu nie puszczają pary z ust.
Po obejrzeniu Miasta 44, które rozmachem produkcji, ilością nawiezionego gruzu – podaną w tonach jeszcze przed rozpoczęciem filmu – i młodzieńczym spojrzeniem na Powstanie, w jakiś sposób złapało mnie za serce, naszła mnie jedna refleksja: po Katyniu i Kamieniach na Szaniec za dużo monotematycznych produkcji trafia do polskiego kina. Za dużo cierpienia, za dużo krwi, za dużo… patriotyzmu? Kamienie na Szaniec to było to, na czym 2014 rok w temacie wojny w Polsce powinien się zakończyć.
Jasne, można powiedzieć, że wspomniani przeze mnie Amerykanie też kręcą całe mnóstwo filmów z patriotyzmem w tle. To prawda, ale oni zawsze prezentują siebie, jako bohaterów, dzielnych, walecznych gigantów, którym nikt i nic nie podskoczy. Nawet słynny Pearl Harbor pokazuje ich, jako bogów wojny, których po twarzy nikt nie bije. W naszych filmach za dużo martyrologi.
Wersja dla najmłodszych
Nie chce obrażać uczuć tych, którzy filmy rocznicowe traktują niezwykle poważnie, – macie prawo – ale idąc do kina na kolejną produkcję o tej samej treści (wojna, walka, patriotyzm, Polska) ja mam z góry określone oczekiwania, wiem co chce zobaczyć, a co nie spodobało mi się w filmach, które nie tak dawno obejrzałam. I tutaj pojawia się problem. Gdyby było ich mniej, wrażenie byłyby lepsze, a porównywania mniej.
Doceniam Miasto 44 tylko, gdy próbuję postawić się na miejscu osoby sporo ode mnie młodszej. Gdybym była dzieckiem wychowanym na Disney XD, krwawych grach komputerowych i The Walking Dead to forma Miasta 44, realność scen, hektolitry krwi i flaki spadające z nieba zrobiłyby na mnie wrażenie.
Tylko, że to nie zrobi wrażenia na osobach starszych. Na pokoleniu, które walki pamięta z opowiadań rodziców, na osobach, dla których jest to cały czas osobista historia. One poczują się urażone. Powiedzą, że to złe, niegodne i haniebne. Pytanie, czy młodzi Polacy, którym Miasto 44 zostanie za 10, 15 lat zaserwowane na lekcji historii zrozumieją, że jest to film opowiadając o prawdziwych wydarzeniach, czy zmusi ich do jakiejkolwiek refleksji.
Trzymam kciuki, żeby wtedy, przed albo po prezentacji filmu, stał przed nimi ktoś, kto będzie umiał wytłumaczyć, co w filmie zostało wyolbrzymione, a co rzeczywiście równa się prawdzie historycznej. Naocznych świadków, którzy murem będą bronili prawdy o tamtych czasach może już wtedy zabraknąć…