Nie ma wielu rzeczy, które tak wkurzają na koncercie, jak stojący przed Tobą osobnik z wiecznie podniesionym do góry telefonem. Taki, co to nagrywa pół koncertu, a jak mu bateria pozwoli to i cały nagra, licząc, że powstanie z tego świetnie DVD godne miliona wyświetleń na YouTube. Nagrywa nawet koncert, który bez problemu będzie można obejrzeć w telewizji bądź w Internecie. Nagrywa, żeby nagrywać, chyba w ogóle nie myśląc o tym, że ta telewizyjna jakość będzie o niebo lepsza od jego jakości.
Po koncercie wraca do domu. Cały koncert obserwował z perspektywy małego wyświetlacza telefonu – nawet mając telefon XXL, widział mniej i mniejsze niż zobaczyłby patrząc przed siebie, bez komórki na wysokości oczu. Pytany, jak było powie pewnie, że fajnie, że głośno, że światła świeciły i że nagrał. Co? A co się dało. Wszystko.
Wyspał się. Może nawet coś już zjadł. Siada przed monitorem komputera, zrzuca nagrania, wrzuca je do sieci. Linki podsyła na wszystkie swoje profile na portalach społecznościowych. A niech znajomi widzą, że był na koncercie, że taki z niego światowiec, że bywa tu i tam. I że ma dobry telefon komórkowy. Taki, który potrafi nagrać obraz, dźwięk też, choć niekoniecznie zdatny do słuchania. Obserwuje wyświetlenia, odpisuje na komentarze. Daje ludziom radość – bo nie byli, a zobaczyć mogą. Problem pojawia się, gdy materiał zostaje z sieci usunięty, bo prawa autorskie do muzyki nie jego. Wtedy człowiek jest smutny, bo się napracował, namęczył, a złe internety skasowały jego dzieło.
Niedługo takie dzieła mogą przestać powstawać.
Artyści już od lat apelują do uczestników koncertów, aby ci schowali telefony komórkowe do kieszeni i zamiast bawić się w video-realizatorów, cieszyli się z muzyki. Marka Apple, po siedmiu latach od wpłynięcia do urzędu wniosku, oznajmiła, że wymyśliła patent, który pozwoli blokować na terenie imprez masowych aparaty znajdujące się w telefonach komórkowych. Wszystko ma działać na mikrofalowych przekaźnikach, które będą wysyłały do telefonów marki Apple informacje – bazując na podczerwieni – o niemożliwości wykorzystania aparatu fotograficznego wbudowanego w telefon. Na razie jest to wstępny projekt, o którego opatentowaniu chyba nikt nie myśli na poważnie. Ale Apple ma w rękach patent, który może zastrzec i tym samym konkurencyjne firmy będą musiały się potrudzić, aby opatentować swoje odpowiedniki.
Apele artystów, których zachowanie publiczności irytuje, to pewnie tylko jeden z mniejszych powodów, dla których Apple w ogóle wzięło się za ograniczanie współczesnej technologii. Niedawne badania przeprowadzone przez Ticketfly pokazały, że 31% osób w wieku od 18 do 34 roku życia przyznaje się do używania telefonów komórkowych przez połowę trwania koncertu. Niektórzy nagrywają, niektórzy robią zdjęcia, a jeszcze inni robią te dwie rzeczy i po chwili wrzucają do sieci pierwsze relacje. Paradoksalnie niewiele osób ma w ogóle świadomość, że video-rejestracja koncertu jest zabroniona. Zawsze. Zakazy są zazwyczaj zaznaczone na biletach wstępu, często także specjalne tabliczki wiszą w okolicach sceny.
I dobrze!
Pamiątkę z koncertu miło jest mieć. Nie ma co udawać, że jadąc na wymarzony koncert nie chce się mieć choćby tego jednego zdjęcia swojego autorstwa, które można pokazać znajomym, bliskim, czy zwyczajnie popatrzeć sobie na nie i powspominać. Nagrać fragment jednej lub dwóch piosenek też jest przyjemnie, ale nigdy nie przyszło mi do głowy nagrywanie całego koncertu. Powodem nie było lenistwo, tylko świadomość bezsensowności takiego działania. Nawet mając najdroższego smartfona na świecie, albo najdroższy sprzęt rejestrujący obraz i dźwięk, nie uda nam się nagrać świetnej jakości dźwięku i obrazu stojąc w tłumie ludzi albo pod głośnikiem. Przecież nie tak nagrywa się koncerty, które oglądamy na DVD i nie tak powstają live teledyski, które tak bardzo się nam podobają.
Umiar. Trochę umiaru. Myślenia o drugim człowieku, który stoi za nami i chciałby zobaczyć coś więcej niż ten wypasiony telefon komórkowy. I podniesione do góry ręce spełniające rolę statywu. Nie wiem, czy chciałabym wejść w posiadanie telefonu, który ograniczałby mi pamiątkowe zdjęcia. Przyzwyczaiłam się już do tego, że to jedno, czy dwa zdjęcia z koncertu przywożę ze sobą do domu. Ale gdybym mogła zabronić wszystkim tym, którym już udało się zasłonić mi widok w czasie koncertu nagrywania – zabroniłabym. W takich sytuacjach moje 174cm wzrostu to ciut za mało.