Siostrzany duet Tegan and Sara wybrał się do Europy promować wydaną w ubiegłym roku płytę Love You to Death, której w mojej recenzji całkiem nieźle się oberwało – można ją poczytać tutaj. Na szczęście w tym przypadku, jak z resztą w większości, niezadowolenie z płyty tylko podsycało moją ochotę posłuchania jej na żywo. Tegan and Sara wystąpiły w londyńskim Roundhouse, miejscu w Londynie kultowym, które wypada odwiedzić.
Niewtajemniczonym powiem, że Roundhouse to miejscówka, w której odbywają się wszystkie koncerty z serii iTunes Festival, od niedawna organizowane pod nazwą Apple Music Festival. Na małej scenie, w relatywnie małym klubie mieszczącym jakieś dwa tysiące ludzi występują największe gwiazdy światowego formatu. Fajnie jest zobaczyć takie miejsce z bliska, poczuć atmosferę, na własne oczy zobaczyć, jak wygląda. I przy okazji posłuchać dobrej muzyki, zobaczyć znane twarze i spełnić stare marzenie o zobaczeniu Tegan and Sara na żywo.
O dziewczynach po raz pierwszy usłyszałam w okolicach 2010 roku, gdy wybrały się z Paramore w trasę koncertową. Brzmiały wtedy inaczej, bardziej organicznie, inaczej też się ubierały i aż tak dosadnie nie podkreślały, że są lesbijkami. Wspominam o tym nie bez powodu, ale o tym za moment.
Która to Tegan, a która to Sara?
Niektóre bliźniaki jednojajowe łatwo rozróżnić, inne trudniej. W tym przypadku jest piekielnie trudno! Dla ułatwienia, gdy spojrzycie na zdjęcie ilustrujące wpis, Sara ma kucyk, a Tegan rozpuszczone włosy. Normalnie nie potrafię ich rozróżnić, co chyba bardziej mnie wkurza niż bawi. Na koncercie jest nieco łatwiej.
Tegan uwielbia dużo gadać, docinać Sarze, która z resztą nie pozostaje jej dłużna, ale jej historie są jednak krótsze. Sara świetnie czuje się w elektronicznym brzmieniu zespołu, radośnie tańczy, wczuwa się w ten klimat, natomiast Tegan woli schować się za konsoletką, okazjonalnie się pobujać (lub zaczepiać Sarę) i wychodzi z niej muzyk artysta, gdy trzeba zagrać coś na akustycznej gitarce. Wtedy ewidentnie jest w swoim żywiole, opowiada anegdotki z prac nad piosenkami sprzed dziesięciu, piętnastu lat i widać, że trochę brakuje jej dawnego stylu grania.
W całej tej relacji chodzi właśnie o ich obecne brzmienie
Wszystko zaczęło się w 2013 roku wydaniem albumu Heartthrob, którego brzmienie dziewczyny próbowały odtworzyć na Love You to Death. Płyta z 2013 roku pokazała ich nowe oblicze. Odeszły od charakterystycznego dla siebie przez trzynaście lat indie popu i przeszły w pop ozdobiony syntezatorami. Brzmienie było nowe, ciekawe, przysporzyło im wielu nowych fanów, światowego uznania i świetnej sprzedaży.
W Roundhouse okazało się jednak, że fani o wiele lepiej reagują na piosenki z wcześniejszych płyt. Wzdychają na wspomnienia wydanej dziesięć lat temu płyty The Con i marzą o posłuchaniu na żywo piosenek z So Jealous. Mają to szczęście, że setlistę zbudowano tak, że jest przekrojem wszystkich płyt Tegan and Sara – są piosenki z dwóch ostatnich płyt, wszystkie single i utwory kluczowe, są utwory z wcześniejszych płyt.
Rozbrzmiewa Back in Your Head, Nineteen, Alligator i Walking with a Ghost. Fani się cieszą, wznoszą radosne okrzyki. Na scenie staje Tegan z kolorowymi gitarami, obok niej Sara. Przenosimy się do dawnego muzycznego świata tych sióstr. A potem wracamy do domu i dochodzimy do wniosku, że szkoda, że poszliśmy na ich koncert dopiero teraz.
Nowe piosenki nie wypadają źle, cały koncert nie wypada źle
Jest dobra produkcja, dziewczyny są uśmiechnięte, radosne, otwarte. Co pewien czas wygłaszają mowy motywacyjne, w których starają się uświadomić ludziom, że miłość do osoby tej samej płci nie jest niczym złym. A takich par w tłumie było naprawdę sporo i fajnie, że na takim koncercie nie czują się dyskryminowane, czy obrażane. Pojawiają się też anegdotki o “klątwie,” jaka ciąży na zespole. Jedne z zabawniejszych z całego koncertu! Zaraz obok momentu, w którym Tegan chyba przez pięć minut szukała pośród publiczności osoby, która niedawna rozstała się z partnerem (lub partnerką), a później przez kolejne pięć tłumaczyła, że czas leczy rany…
Okazało się, że gdy w 2016 roku Tegan and Sara były w Anglii promować album, ogłoszono wyniki referendum o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, a gdy były w Waszyngtonie Donald Trump został wybrany nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Morał tych historii miał być taki, że lepiej nie zapraszać sióstr na ważne wydarzenia, bo potoczą się one odwrotnie niż powinny.
Wracając jednak do muzycznej części koncertu. W drodze powrotnej dotarło do mnie, że kolejny koncert Tegan and Sara, na jaki się wybierzemy ma szansę być zbliżony do tych, jakie grały przed 2013 rokiem. Płyta Love You to Death nie powtórzyła sukcesu swojej poprzedniczki, muzycznie też nie jest krokiem na przód, a Tegan wyraźnie chętnie wróciłaby do grania na gitarze i rzuciła w cholerę syntezator. Sara pewnie też nie miałaby nic przeciwko pójściu w taką stronę, skoro wariant się wyczerpał. Słowem, trzeciego Heartthrob chyba nie będzie!
Będę śledzić ich poczynania, bo to są naprawdę świetne babki! Utalentowane, sympatyczne, pełne ciepła i pozytywnych wibracji, które są na scenie od osiemnastu lat i cały czas mają grono wiernych, oddanych fanów, dzięki którym mogą koncertować nie tylko po rodzinnej Kanadzie, ale też po świecie.