Pamiętam czas, w którym dostęp do bezprzewodowego, szybko działającego internetu, w którym można było znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania zaczął wypierać encyklopedie. Później internet przerodził się w narzędzie, instrument, który zrzeszał ekspertów, specjalistów od wszystkiego. Przez lata namnożyło się ich wielu i zaczęli nam mówić, jak mamy żyć, co nosić i co jeść. Aż wreszcie dotarła do Polski moda wydawania ich książek.
Rok 2016 upłynął pod znakiem literackich debiutów blogerów i vlogerów. Bardziej i mniej znanych.
10 dzień POPventu upływa pod znakiem Wielkiej księgi inspiracji. Poradnika, który trafił do sprzedaży we wrześniu tego roku, a jego okładka wygląda, jak lifestylowe zdjęcia z Instagrama. Przeglądałam ją pewnego dnia w księgarni. Duża, ciężka. Przypomniała mi jedną z książek, którą w dzieciństwie kupili mi rodzice.
Tam obok wiedzy wrzucano przepis na ciasteczka domowej roboty, pomysły na ludziki z plasteliny i do dziś stosowany przeze mnie, i moją mamę, idealny przepis na naleśniki.
Z Wielką księgą inspiracji jest pod tym względem podobnie. To zdecydowanie idealna propozycja dla miłośników domowych robótek, coś z niczego i niczego z czegoś. Osób, które lubią ozdabiać dom, mieszkanie, pokój swoimi małymi dziełami, a potem wrzucać ich zdjęcia do sieci i kolekcjonować likes.
W tłumie wydanych w tym roku poradników, które mówią o idealnym życiu, minimalizmie albo pokazują, że ludzi idealnych nie ma, Wielka księga inspiracji to taka mała oaza spokoju, wulkan kreatywności, kopalnia pomysłów. A ponieważ mamy grudzień, i okres poszukiwania prezentów pod choinkę, to powiem, że to dobry prezent dla manualnie uzdolnionych.
Jeśli zastanawiacie się, po co Wam taka książka – zakładając, ze handmade to nie jest Wasze drugie imię – to zapytam Was, po co Wam książka o (nie)idealnej Pani domu albo poradnik DIY?