O nowym serialu stacji Showtime pisałam na początku tego roku od razu nazywając go petardą. Wtedy chodziło mi gł głównie o to, że stacji udało się zachęcić 7 milionów Amerykanów do obejrzenia pilotowego odcinka. Jeśli myślicie, że to mało – dla Showtime to rewelacyjny wynik! Po obejrzeniu całego sezonu z pełnym przekonaniem wrzucam Billions do POPventu i zachęcam do oglądania.
Serialem zainteresowałam się po obejrzeniu zapowiedzi, w której z basenu przy wypasionej willi wynurzał się Damian Lewis. Aktor dobrze mi znany z serialu Homeland i przez wielu sugerowany na nowego Bonda. Raczej niezbyt często sięgam po seriale o bogatych, cwanych ludziach, działających na granicy prawa i zawsze wychodzących cało z każdej opresji. Tym bardziej miejsce w POPvencie musi coś oznaczać… Co spodobało mi się w Billions?
Nie ma jednego, dobrego bohatera, z którym chciałoby się zaprzyjaźnić, zakolegować albo po prostu wspierać go w serialowym życiu. W Billions roi się od czarnych charakterów, każdy ma coś za uszami, a z odcinka na odcinek coraz więcej. Ten świat pełen intryg jest niesamowicie wciągający.
Spoglądając na moją listę nowych seriali oglądanych w 2016 roku Billions jest w czołówce najciekawszych.
Może kluczem do mojego serca był odcinek z gościnnym udziałem zespołu Metallica? Nie chce robić spoilerów. Powiem tyle, że to był bardzo sympatyczny odcinek o tym, jak miliarder spełnia swoje marzenia.
Przeczytaj także: Billions – nowa petarda od Showtime