Gdy w 2015 roku poznałam Halsey jej kariera dopiero się rozkręcała. W Stanach Zjednoczonych znali ją miłośnicy alternatywnych festiwali i baczni obserwatorzy sceny muzycznej, w Europie byli to naprawdę nieliczni. Było po premierze jej pierwszej EPki, przed premierą debiutanckiej płyty. Teraz Halsey wróciła z drugą. Czy hopeless fountain kingdom to płyta na miarę, albo lepsza, od Badlands?
Śmiało mogę powiedzieć, że stałam się fanką Halsey na długo przed premierą jej dotychczasowego największego hitu. Myślę o utworze Closer The Chainsmokers, w którym gościnnie udziela się piosenkarka. To jedna z najpopularniejszych piosenek dekady. Nie sądzę natomiast, żeby zmieniła ona wiele w twórczości samej Halsey. Jedyne co się zmieniło to jej popularność. Teraz może grać duże halowe trasy koncertowe po Stanach z wielką sceną na miarę Taylor Swift i Katy Perry. No i ma pewnie kilka zer na koncie więcej.
Płyta Badlands była bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Podobnie, jak emocje na berlińskim koncercie. Uświadomiłam sobie na nim, że z Halsey może wyrosnąć naprawdę wielka gwiazdę muzyki. I to gwiazda, która jak mi się wtedy wydawało, i w sumie nadal tak uważam, dostaje wystarczająco dużo swobody od wytwórni, żeby nagrywać płyty według własnej wizji.
Badlands – przeczytaj tekst o debiutanckiej płycie Halsey
W przypadku Badlands zachwycałam się tekstami, jakie pisze Halsey. Momentami ostre, momentami bezczelne. Zachwycałam się tym, jak jej brzmienie wyróżnia się na tle choćby tego, które latami lansował Max Martin. Uwielbiałam słuchać Badlands i cieszyłam się, że hopeless fountain kingdom ukaże się w tym roku.
Czy zastanawialiście się kiedyś, czy płyta może być przegadana?
Przyszło mi to do głowy, gdy po raz pierwszy słuchałam hopeless fountain kingdom. Autentycznie zaczęłam się zastanawiać, czy album muzyczny można uznać za przegadany. Jeśli można, to hopeless fountain kingdom właśnie takie jest. Jeśli nie można, to hopeless fountain kingdom w wersji podstawowej nie traci niczego względem wersji rozszerzonej.
Dobra, traci jedną ciekawą piosenkę, ale tylko jedną i jest nią Heaven in Hiding. Pozostałe cztery (na razie odkładam na bok piosenki udostępnione przed premierą płyty), które uważam za udane to Alone, Sorry, Walls Could Talk i Bad at Love.
W temacie tekstów piosenek Halsey nadal trzyma poziom, nadal został w niej ten zbuntowany pierwiastek, który, podobnie, jak zmieniane dwa razy w tygodniu fryzury wyróżnia ją na tle innych mainstreamowych wokalistek. Podoba mi się ten zadzior, ale większy problem mam z muzyczną, instrumentalną stroną tej płyty. Halsey wpadła do wielkiej dziury zwanej muzyką z komputera, w której sztuka polega na tym, żeby nałożyć na siebie, jak najwięcej ścieżek, jak najwięcej sampli i zrobić z tego coś, co na 16 utworach brzmi zabójczo. Zabójczo męcząco. Ani do tego nie potańczysz, ani nie poskaczesz.
Mam spory problem z przetrawieniem tego albumu, bo gdy już coś brzmi interesująco, to nagle wskakuje na to nowa ścieżka, która wprowadza straszne zamieszanie. Nawet zniknęło to stopniowanie emocji, które było słyszalne na Badlands. Wymienione wyżej piosenki doceniam głównie za wokal Halsey, bo w kilku rzeczywiście wychodzi z niej coś, czego na Badlands nie udało jej się pokazać. To jest super!
W wywiadzie udzielonym Beats 1 Halsey mówiła, że chciała na tej płycie śpiewać mocniej, ale główny producent kazał jej kilkakrotnie śpiewać lekko, delikatnie i zmysłowo. W Heaven in Hiding jest odrobinka takiego niepokoju i odrobinka chrypki Halsey. Z kolei Alone zaczyna się bardzo fajnymi klawiszami, słychać nawet jakieś instrumenty dęte (oczywiście raczej z magicznej maszyny), które ciągną się przez cały utwór. Zwróciło to moją uwagę, chociaż w ogólnym wydźwięku Alone to starsza siostra poprzedzającej ją Heaven in Hiding. To chyba efekt tego, że ta płyta to koncept album.
Myślę, że Sorry znajdzie się na liście ciekawych piosenek z hopeless fountain kingdom w wielu recenzjach i tekstach poświęconych tej płycie. Oto Halsey doczekała się swojej pierwszej typowej, dość sztampowej, ale dzięki tekstowi jednak przyjemniej, popowej ballady. Nie jest to najbardziej zarąbista ballada, jaką świat słyszał, ale takiej Halsey jeszcze nie było i jest to bardzo ciekawe zaskoczenie na tym albumie.
Don’t realize how mean I can be
‘Cause I can sometimes treat the people
That I love like jewelry
‘Cause I can change my mind each day
I didn’t mean to try you on
Znacie singiel Toxic Britney Spears? Włączcie Walls Could Talk i powiedzcie mi, że refren nie przypomina Wam Toxic. To było pierwsze skojarzenie, które mi się nasunęło i do teraz nie potrafię się go pozbyć. Chętnie wracam do tej piosenki i podoba mi się jej smyczkowe otwarcie i zakończenie. Cieszę się, że trwa zaledwie 1:41, bo mam wrażenie, że tylko dzięki temu nie jest męcząca.
Czy Bad at Love to najlepsza piosenka na hopeless fountain kingdom? Z pewnością jedna z lepszych. Czy Bad at Love to najlepsza propozycja singlowa z hopeless fountain kingdom? Zdecydowanie tak! Wielka szkoda, że właśnie ten utwór nie stał się pierwszym singlem z tego albumu, bo przypuszczam, że byłabym nieźle podjarana całą płytą. Jest tam inny, drapiący wokal Halsey, są chwytliwe dla ucha fragmenty i nawet instrumentalnie nie jest to tak wymęczone, jak większość utworów na tej płycie.
Widziałam Halsey w Berlinie! – przeczytaj relację z koncertu
Oprócz tego na mojej liście piosenek ulubionych jest jeszcze kawałek Strangers, którego bardzo miło mi się słucha i który moim zdaniem dostaje drugiego życia, gdy zaczyna śpiewać Lauren. A to naprawdę dużo, bo na przykład utwór Lie zabija Quavo, który pojawia się tam tak agresywnie, że zdominował cały utwór, a ja słysząc jego głos od razu wciskam przycisk “następna piosenka”.
Trochę smutno mi to pisać, ale ze swoją nową płytą Halsey dołącza do listy artystów, którzy zawodzą.
Zaczęliśmy ostatnio z Kotem robić sobie taką listę, bo nazbierało się naprawdę sporo płyt, na które czekamy i coraz więcej z nich nie spełnia naszych oczekiwań. Może mamy je zbyt wygórowane? Może czas poszukać sobie nowych twórców?
Podobno w muzyce wszystko już wymyślono. Podobno coraz trudniej jest być oryginalnym, bo wszystko już było, wszystko ktoś już zrobił. Podobno tak jest, ale ukazują się przecież płyty, które potrafią zaskoczyć w pozytywny sposób. Halsey się to nie udało, chociaż z drugiej strony udało mi się wymienić pięć piosenek, dla których będę wracała do hopeless fountain kingdom, więc nie jest tak najgorzej. Ten tekst pewnie nie nastroił Was szczególnie optymistycznie, ale jedno w moim odczuciu się nie zmieniło – warto posłuchać płyt Halsey, warto ją poznać, bo to jest artystka, która szybko z czołówki amerykańskiej muzyki nie zniknie.
W Polsce wciąż pozostaje mało znaną artystką, ale w Stanach jej debiutancka płyta, wydana w 2015 roku, nie znika z zestawienia 200 najchętniej kupowanych/streamingowanych albumów. To jest wielkie osiągnięcie, z którym trudno polemizować.