medleyland.pl

Hanni Münzer wraca, tym razem z Marlene

SponsoredWydawnictwo Insignis

Jeśli tak samo, jak ja uwielbiasz książki fabularne z historią w tle, jeśli uwielbiasz hollywoodzkie filmy inspirowane konfliktami zbrojnymi, w których walczyli (bądź walczą) dzielni Amerykanie lub jeśli byłeś wielkim fanem serialu Czas Honoru to ten post jest dla Ciebie! W innym wypadku nie sądzę, żeby Ci się spodobał. Chyba, że uwielbiasz książki i czytałeś Miłość w czasach zagłady Hanni Münzer.

Lada moment na księgarniane półki trafi najnowsza powieść Hanni, kontynuacja bestsellera Miłość w czasach zagłady. Od razu mówię, jeśli dalej czytacie, a nie wiecie, o czym opowiadała Miłość w czasach zagłady, nie jest to książka podążająca za historycznymi faktami. Hanni stara się nie przekręcać tych oczywistych wydarzeń z II Wojny Światowej, zachowuje zgodność czasu, miejsca i akcji, gdy tylko jest to możliwe, ale cała historia jest literacką fikcją.

Przede wszystkim chciałabym zaznaczyć, że pisząc tę powieść, posłużyłam się najważniejszym narzędziem każdego pisarza: twórczą wolnością – czytamy w Posłowie

Piszę o tym nie przez przypadek. Od kilku tygodni telewizyjna Jedynka emituje pierwszy sezon serialu Wojenne dziewczyny. Po premierowym odcinku polała się niezła fala krytycznych ocen, krytykujących wszystko i wszystkich – fabułę, aktorów, reżysera, zdjęcia. Oczywiście nie pominięto samej Telewizji Publicznej.

Nie rozwodząc się zbytnio nad serialem chciałam tylko powiedzieć, że nikt nigdy nie mówił, że Wojenne dziewczyny będą filmem dokumentalnym w odcinkach. Nikt nie obiecywał, że będą brutalnie wierne faktom, brutalnie realistyczne i kręcone z hollywoodzkim budżetem. Jako wielka fanka Czasu Honoru pamiętam pierwszy sezon, który daleki był od najlepszych odcinków, jakie nakręcili potem. A merytorycznie także do kilku aspektów można byłoby się przyczepić. Także, albo dajmy Wojennym dziewczynom szansę, albo dajmy sobie spokój.

Uwielbiam powieści historyczne prowadzone w formie biografii głównego bohatera

Dość paradoksalnie, bo na co dzień bardzo trudno jest mi znaleźć biografię znanej, cenionej, osoby z dorobkiem godnym podziwu, która nie znudziłaby mnie już w połowie pierwszego rozdziału. Zdecydowanie łatwiej przychodzi mi przeniesienie się w świat, w realia, w których dorastała i żyła Marlene. Zwłaszcza, że książka zaczyna się, jakby od końca!

Jest to o tyle luksusowe, że przez ponad 500 stron nie trzeba się zastanawiać, czy nastolatka z pierwszego rozdziału przeżyła, co robi i jak się jej powodzi. Kto sporo czyta ten wie, że czasami niesamowicie korci, żeby zajrzeć na ostatnią stronę i poznać zakończenie będąc w połowie historii. Tutaj można zaspokoić ciekawość już na wstępie.

W jaki okres II Wojny Światowej przenosi nas Münzer? Kim jest Marlene i wokół czego toczy się główna historia?

Przenosimy się do Monachium z lipca 1944 roku. Marlene Kalten, nasza główna bohaterka, znajduje się przed zbombardowaną kamienicą przy Prinzregentenplatz. Sądzi, że jej przyjaciółka Deborah i jej mały braciszek Wolfgang nie żyją.

Jak w przypadku wielu wojennych historii, rozpacz i żal napędzają ją do działania, przez co bardzo szybko staje się najbardziej poszukiwaną kobietą w Rzeszy. Poznaje niezwykłe osoby i nawiązuje wyjątkowe przyjaźnie, aż w końcu, bo jakżeby inaczej, spotyka miłość swojego życia – mężczyznę, który gotów jest zrobić wszystko, by uratować niewinne dzieci.

Wątki miłosne w tego typu książkach zawsze kręcą mnie najmniej, ale mają ubarwiać historię, pokazywać ludzkie uczucia bohaterów, których w innych sytuacjach życiowych kreuje się na twardzieli. Zdecydowanie większe wrażenie zrobił na mnie rozdział opisujący pobyt głównej bohaterki w obozie koncentracyjnym.

Jeśli lubicie thrillery i powieści historyczne, a miłosne wątki jesteście w stanie zaakceptować, polecam przeczytać Marlene. To z jednej strony faktycznie książka o wojnie, ale to życie w czasach wojny pokazane jest w sposób przystający do każdych czasów. Tamtych, tych, przyszłych.

Nie jest to podręcznik do historii, książka która przygotuje Was na jakiś ważny egzamin, czy do matury. Lepiej jej nie cytować, jako źródła prawd, ale spokojnie można potraktować ją, jako wstęp do rozważań na temat tego, czym faktycznie jest wojna, jak niewiele potrzeba, żeby do niej doszło i jak piękny jest pokój. Mimo że kruchy.

PS Rozdziały zaczynają ciekawe cytaty, często wstępami są wpisy z pamiętnika – niby mała rzecz, ale bardzo uprzyjemnia czytanie!