Nowy Prison Break trochę jak pendolino

Skończyły się sezony kilku moich ulubionych seriali, w tym Homeland, Colony i The Walking Dead, więc musiałam oddać się jakiemuś nowemu. Całkiem przypadkowo padło na nowy sezon Prison Break. Przypadkowo, bo rok temu obiecałam sobie, że jeśli mam zacząć oglądać nowy sezon tego serialu, najpierw muszę przypomnieć sobie stare. Nie zrobiłam tego, ale w Wielkanoc trafiłam w telewizji na pierwszy odcinek piątego sezonu.

Właśnie się rozpoczynał, leciała czołówka, a w niej pojawiła się Sarah Wayne Callies. Od kilku lat jedna z tych aktorek, którym szczerze zazdroszczę ról w świetnych serialach. I to ról, z których serialowy świat będzie ją pamiętał na długo. Obejrzałam ten odcinek i pomyślałam, że w zasadzie, żeby w miarę orientować się w fabule nie muszę oglądać czterech poprzednich sezonów.

Po obejrzeniu pięciu odcinków miałam już wyrobioną opinię na temat nowego sezonu. Po obejrzeniu szóstego doszłam do wniosku, że scenarzyści są o kilka kroków od zepsucia fenomenu, jakim Prison Break stało się w latach 2005-2009. W szóstym odcinku nawet dziecko nie będzie miało żadnych trudności z odgadnięciem zachowań poszczególnych bohaterów.

Stworzenie dobrego scenariusza do serialu, który przez siedem lat uważano za zamknięty, zakończony, a głównego bohatera za zmarłego, nie jest łatwe. Osadzenie akcji serialu w kraju ogarniętym wojną to niezły chwyt, ja nawet takie lubię przez, co dzielnie trwam oglądając Homeland, ale zbyt oryginalne to to niestety nie jest.

Komu może podobać się nowy sezon Prison Break?

Tym, którzy zbyt dobrze nie pamiętają pierwszych czterech sezonów, tym którzy w ogóle ich nie znają i oczywiście tym, którzy uwielbiają aktorów wcielających się w głównie role i mają do nich olbrzymi sentyment. Bo o ile na scenariusz można ponarzekać, to jedno trzeba producentom oddać – postarali się o zatrudnienie kluczowych postaci. Michael, Lincoln, T-Bag, Sara to w końcu kluczowe postaci całej tej zabawy w uciekanie z więzienia, prawda? Bez aktorów wcielających się w te role przez cztery pierwsze sezony zabawa w piąty nie miałaby sensu.

Przeglądałam fora internetowe i dyskusje poświęcone serialowi. Chciałam sprawdzić, czy tylko ja jestem taka marudna, czy innym też przeszkadza to, że akcje rozgrywają się bardzo szybko, że mało w scenariuszu momentów napięcia. Oczywiście opinie są różne. Łącznie z takimi, że bawienie się we wskrzeszanie umarłych jest bezsensu, po takie, że powinien powstać szósty, siódmy i najlepiej też dziesiąty sezon.

A ja sama nie wiem. Ten nowy sezon jest trochę, jak pendolino… kluczowe akcje rozgrywają się błyskawicznie.  Zanim się zorientuję, że oto przede mną najważniejsza scena odcinka, scena się kończy. Odcinki kończą się bez większego znaku zapytania i chyba tylko raz, może dwa, coś mnie zaskoczyło. Nie jest to najlepszy prognostyk na przyszłość, ale z drugiej strony Homeland też miało dwa gorsze sezony, a w ostatnim scenarzyści poradzili sobie całkiem nieźle. Tak w zasadzie to jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Do końca piątego sezonu pozostało kilka odcinków.