Gdy czujecie, że zawodzą Was krajowe propozycje serialowe z pomocą zawsze przychodzą produkcje zagraniczne. Z naszymi polskimi premierami na jesień zawsze staram się być na bieżąco, szukać seriali, które albo fabułą, albo doborem aktorów mogą mnie wciągnąć. Najlepiej, żeby i scenariusz i aktorzy byli dobrzy, ale czasami z długiej listy serialowych nowości na jesień wykluwa się tylko jedna perełka. Inaczej podchodzę do seriali amerykańskich.
Tam bardzo rzadko sprawdzam premiery, a chętniej wracam do seriali, które oglądam od kilku sezonów. Oto 4 amerykańskie seriale godne jesiennych wieczorów. Niektóre już wróciły na antenę!
The Walking Dead: Jego obecność na tej liście nie powinna nikogo dziwić. Tekstów o nim pojawiło się tutaj już sporo, a ja nie ukrywam, że jest to jeden z moich ulubionych seriali. Chociaż coraz częściej zadaje sobie pytanie: dlaczego? Bo każdy sezon rozkręca się na kilka odcinków przed końcem, gdy mam ochotę porzucić go na zawsze.
Przygotowując się do napisania tego tekstu trochę mi zajęło przypomnienie sobie, jak się zakończył poprzedni sezon! Dacie wiarę? Krytycy uznali zakończenie poprzedniej transzy za scenariusz z jedną z najlepiej zawieszonych dubeltówek w historii telewizji. Tymczasem ja zapomniałam, że część głównych bohaterów schwytano i postawiono przed facetem z maczugą owiniętą drutem kolczastym. I że wprowadzono postać Króla z Tygrysem i niczym przybysze z innej planety pojawili się rycerze w zbrojach jeżdżący konno. Dla mnie to było śmieszne, dziwne. Zakończenie gorsze niż ostatni odcinek Fear the Walking Dead. Ale scenarzystom The Walking Dead wybaczam wszystko. To już jest taka relacja z cyklu: oglądam do grobowej deski, dopóki nie zdejmą z anteny.
Siódmy sezon The Walking Dead zostanie wyemitowany 23 października. Nakręcono 16 odcinków, pierwsze osiem będzie wyemitowane do połowy grudnia, pozostałe od lutego. Zwiastun tego sezonu, pokazany w wakacje na Comic-Con:
The Affair: Trafiłam na ten serial przez przypadek, kilka odcinków po premierze i od tamtej pory uważam go za jeden z lepszych dramatów obyczajowych, jakie widziałam. Moje słowa potwierdza Akademia, która wręczyła serialowi i aktorom kilka statuetek, m.in. za najlepszy dramat.
To nie jest ckliwy serial o relacjach damsko-męskich, gdzie facet zdradza kobietę i wiąże się z tą drugą. To bardziej opowieść o tym, jak życie potrafi być złośliwe, jak nasze wybory z przeszłości wypływają na przyszłość i że od tej przeszłości nie da się uciec. Nawet zmieniając miejsce zamieszkania, zakładając nową rodzinę i zupełnie zmieniając otoczenie. Cała akcja toczy się w klimatycznej, nadmorskiej wiosce, a wszystkim wydarzeniom towarzyszy wiszący w powietrzu wątek kryminalny pomieszany z silnym poczuciem, że bohaterowie są nieszczerzy i mają dużo tajemnic.
Do tej pory wyemitowano dwa sezony. Charakterystyczny dla The Affair jest sposób narracji. Te same wydarzenia poznajemy z perspektywy różnych bohaterów, którzy dodają do wydarzeń już nam znanych własną perspektywę i wiedzę. Mnie się to bardzo podoba! Teraz będzie jeszcze ciekawiej, o ile to możliwe, bo mijają trzy lata od wydarzeń z drugiego sezonu!
Premierę trzeciego zaplanowano na 20 listopada. Łącznie Showtime wyemituje 10 odcinków. Zapowiedź połączona z komentarzami aktorów:
Arrow: Nie czytam komiksów, a ten serial jest jedynym o super bohaterach, który oglądam. Już nawet nie pamiętam, jak na niego trafiłam, ale zawsze najbardziej lubiłam w nim wątki retrospekcyjne. Okazuje się, że przeciętny fan tego serialu niespecjalnie je lubi i podobno w piątym sezonie ma ich być mniej, lub nawet wcale.
Mam tylko nadzieję, że rola Emily Bett Rickards nie została okrojona, bo tworzona przez nią Felicity jest fenomenalna! Kiedyś miałam pomysł, żeby spisywać jej najśmieszniejsze powiedzonka, ale uznałam, że po polsku nie brzmiałyby tak dobrze, a wyrwane z kontekstu już zupełnie straciłyby sens.
O co chodzi w tym serialu pisałam kiedyś w tym tekście. Tam też znajdziecie zarys fabuły. Teraz dodam tylko, że nowy sezon emitowany jest od 5 października i przywraca wiarę w to, że pomysł na Arrow się nie wypalił. Będzie dużo scen walk, dużo krwi, dużo nowych bohaterów. I 23 odcinki, co współcześnie jest już niezwykle rzadkie:
Younger: O Younger nigdy nie pisałam. Trafiłam na ten serial przez Hilary Duff, która zaczęła w nim grać na chwilę przed premierą ostatniej studyjnej płyty. Wsiąkła tak mocno, że odwołała wszystkie promocyjne kwestie związane z albumem. Chyba nawet wprost powiedziała, co stało się jej priorytetem. Aktorsko Hilary pamiętałam tylko z filmów dla nastolatek, jakie kręciła za dzieciaka, więc taka serialowa Duff mnie zaintrygowała.
Younger jest komedią, każdy odcinek trwa ze dwadzieścia minut. Można to porównać trochę do polskiej Singielki, jaką aktualnie emituje TVN. Produkcja bardzo lekka, nagrywana z jajem i dużym dystansem do wieku kobiet. Dla mnie to jest idealna propozycja na piątkowy wieczór, gdy człowiek ma już serdecznie dość całego tygodnia i potrzebuje chwili na reset mózgu.
Od 28 września emitowany jest trzeci sezon. Ja swoją przygodę zakończyłam w połowie drugiego, ale zamierzam to nadrobić, bo czuję, że brakuje w moim katalogu seriali mniej wymagających. Zwiastun powie wiem wszystko, co o komedii z udziałem Duff powinniście wiedzieć: