Pamiętacie film Pierwszy człowiek z Ryanem Goslingiem i Claire Foy? Opowiadał o Neilu Armstrongu i wyprawie na Księżyc. Teraz przyszedł czas na spojrzenie na podróże kosmiczne z kobiecej perspektywy. Francuska reżyserka i scenarzystka Alice Winocour opowiada o nich filmem Proxima, w którym główną rolę gra Eva Green. To spojrzenie oczami matki, kobiety z marzeniami i aspiracjami, odważnej i kruchej na przygotowania do lotu w kosmos, który wiążę się z rozstaniem.
Kolejność wymieniania tych cech nie jest przypadkowa. Proxima to przede wszystkim opowieść o astronautce, która wracając do domu po pracy jest troskliwą, samotną matką. Alice Winocour postanowiła stworzyć film, którego główna bohaterka, Sara, uosabia astronautki-matki, które wybrały się w podróż kosmiczną. Jej opowieść nie jest oparta na faktach, ale jest hołdem dla kobiet, które lecąc w kosmos zostawiły na Ziemi dzieci. Czy Winocour chciała tym filmem pokazać światu, żeby sukcesy człowieka w kosmosie to nie tylko sukcesy mężczyzn? A może chciała zwrócić uwagę na to, że kobieta zostająca matką nie musi rezygnować z marzeń i aspiracji?
Sara (Eva Green) jest astronautką. Jako jedyna kobieta bierze udział w wyczerpującym szkoleniu Europejskiej Agencji Kosmicznej. Każdego dnia, pod kontrolą maszyn i specjalistów, poddana ekstremalnym warunkom jakie panują na statku kosmicznym, ćwiczy wytrzymałość swojego organizmu. Jej codzienność to nie tylko mordercze treningi, ale również ciągłe udowadnianie męskiej części załogi, że zasługuje na miejsce w zespole. W domu zrzuca skafander i jest mamą 7-letniej Stelli. Kiedy zostaje wybrana na członka załogi misji „Proxima”, jej dotychczasowe życie zaczyna się komplikować. Jako astronautka jest gotowa, by spełnić swoje marzenia i polecieć w kosmos, jako mama boi się rozłąki z córką. Każda decyzja jest dobra i zła jednocześnie. Wyprawa w kosmos czasami okazuje się mniejszym wyzwaniem niż zwykłe życie na Ziemi – opis dystrybutora.
W filmie Proxima nie pada jasna odpowiedź na te pytania. Poznajemy Sarę, młodą i bardzo pracowitą kobietę, która otrzymała szansę odbycia podróży kosmicznej. Towarzyszymy jej w trudnych, męczących i wymagających przygotowaniach, które nie pozwala, żeby zostały złagodzone ze względu na jej płeć. Otacza się mężczyznami, z różnych krajów, różnych kultur. Jest jedyną kobietą na tak wysokim stanowisku, jedyną matką w ekipie, ale dla ekipy ten fakt nie jest przeszkodą. O ile w Proximie można wyłapać kilka bolących stereotypów, głównie na tle kulturowym, to wszelkie próby udowodnienia Sarze, że jako kobieta jest słabsza, są od razu pacyfikowane.
Sara zachowuje się tak, jakby całe życie wiedziała, że któregoś dnia poleci w kosmos. I właśnie w takim przekonaniu wychowuje córkę, Stellę. W tej roli fantastyczna, bardzo naturalna Zélie Boulant. Gdy przychodzi moment, w którym Sara musi pożegnać się z córką na czas zintensyfikowanych przygotowań wydaje się, że dziewczyny są na to gotowe. Stella doskonale zna niektóre procedury, bo stały się jej bajką na dobranoc. Szybko okazuje się jednak, że przygotowanie teoretyczne nijak ma się do realiów, w których emocje zaczynają brać górę. Zarówno Sara, jak i Stella muszą się nauczyć żyć osobno, a później przyzwyczaić się do tego, że ich relacja się zmieniła. To wszystko dzieje się pomiędzy dość pieczołowicie pokazanymi przygotowaniami do roku w kosmosie – treningi, badania, nauka, ćwiczenia, testy, walka z samym sobą.
W dzieciństwie każdy z nas ma wymarzony zawód, który chciałby wykonywać. Niektórym udaje się to marzenie spełnić, inni odnajdują się w czymś odbiegających od dziecinnych fantazji, a jeszcze inni zarażają się zawodami wykonywanymi przez rodziców. Oglądając Proximę nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Stella jest tak bardzo zafascynowana matką, że za kilka lat będzie chciała pójść w jej ślady. Pod koniec filmu wiedziałam już, że Alice Winocour nie chciała stworzyć filmu, w którym zawód astronauty będzie w jakikolwiek sposób wyjątkowy. Choć przecież jest, bo łatwiej zostać lekarzem czy prawnikiem niż pracować na międzynarodowej stacji kosmicznej, spędzić rok w kosmosie. Stworzyła obraz, w którym nie ma wychwalania astronautów, robienia z nich bohaterów i wielkich gwiazd. Wszystkie momenty, w których główni bohaterowie spotykają się z dziennikarzami, widzą swoje twarze na magnesach na lodówkę okraszone są ironią.
Proxima daje ciekawe spojrzenia na jeden z najciekawszych, najbardziej wymagających i najbardziej niebezpiecznych zawodów świata. Bez efektów specjalnych, typowego dla amerykańskiego kina obrazu superbohatera. To zgrabnie napisana opowieść o dzieciństwie, marzeniach, poświęceniu. W pewnym momencie jeden z rosyjskich astronautów mówi Sarze, że psychiczne przygotowanie się do wylotu, żegnanie się z bliskimi wcale nie jest najtrudniejsze. Jego zdaniem najtrudniejszy jest powrót po setkach dni nieobecności, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że niegdyś najbliższe mu osoby nauczyły się już żyć bez niego. Myślę, że to najbardziej wymowne zdania z całego filmu. Bo w trakcie napisów końcowych, gdy pokazywano zdjęcia różnych astronautek, oczywiście z dziećmi, pomyślałam, że chciałabym zobaczyć, jak żyło się Sarze w kosmosie i jak potoczyło się jej życie po powrocie.
Proxima, choć pokazuje przygotowania do wylotu, co może fascynować miłośników tego tematu i podejmuje próbę pokazania, jak trudne jest rozstanie matki z dzieckiem, pozostawia wiele pytań. Od tych najbardziej oczywistych, czyli czy załoga wykona powierzoną im misje, po te o przyszłe relacje Sary ze Stellą.
Przeczytałam gdzieś komentarz, że Eva Green nie urzeka w tym filmie, bo nie pokazuje emocji. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Fakt, że nie jest płaczliwą kobietą, która nie rzuca wszystkiego, gdy córka dzwoni do niej ze łzami w oczach, że nie rozumie matematyki nie oznacza, że nie okazuje emocji. Pokazuje je oczami, gestami, zachowaniem. A że rzadko pozwala sobie na okazywanie słabości i tęsknoty jedynie dowodzi tego, że decydując się na dziecko wiedziała, że nie zrezygnuje z własnych marzeń.