Zawsze z zapartym tchem śledzę wyprawy polskich alpinistów, podziwiając ich odwagę, kibicując, ale też zachodząc w głowę, co takiego mają w sobie góry, że ludzie są gotowi do takich poświęceń. Film Broad Peak chciałam obejrzeć od dnia, w którym dowiedziałam się, że powstanie a do listy wyczekiwanych premier na Netflixie dodałam go, gdy tylko było to możliwe. Ireneusz Czop wyrósł na nową, główną polską gwiazdę platformy, a partnerują mu aktorzy, których dorobek zachęcał do seansu. Reżyserem filmu jest Leszek Dawid.
W obsadzie znalazła się również Maja Ostaszewska grająca filmową żonę Ireneusza, Tomasz Sapryk, Łukasz Simlat wcielający się w Krzysztofa Wielickiego oraz Paweł Głowacki. Obsada fantastyczna, niestety w trakcie oglądania filmu błyskawicznie doszłam do wniosku, że większość mogła przyjąć role chcąc wziąć udział w niecodziennej realizacji filmu.
Po wejściu na Broad Peak Maciej Berbeka dowiaduje się, że jego sukces nie jest tak wielki, jak się spodziewał. Po 25 latach postanawia zmierzyć się z przeszłością i dokończyć to, co rozpoczął.
Pod względem produkcyjnego wyzwania Broad Peak musiał być dla aktorów filmem-przyjemnością. Oczywiście nie od strony samej realizacji, puchowych kurtek, śniegu i górskich wspinaczek, których trud należało pokazać, ale pod względem możliwości wzięcia udziału w tworzeniu obrazów, które nie są dla polskiego kina typowe. My lubujemy się w kryminałach i komediach romantycznych, nie chodzimy po pas w śniegu i nie dajemy sobie zamrozić pół twarzy. Im bardziej wchodzi się w polskie kino, tym wyraźniej widać, kto decyduje się zaangażować w film właśnie dlatego, że widzi w nim wyzwanie, inność na tle setek identycznych projektów.
Pod tym względem Broad Peak należy obejrzeć. Należy zobaczyć, co stworzono i wyrobić sobie własne zdanie – czy zdjęcia są wiarygodne? Czy wywołują emocje? Czy oddają trud, mróz, niewyobrażalne warunki i ekstremalność sportu, jakim jest przecież alpinizm? Pod względem wizualnym film ogląda się wyśmienicie – góry śniegu, sople lodu, imponujące szerokie ujęcia i doskonała charakteryzacja widoczna na zbliżeniach. Monumentalne, piękne, tajemnicze, nieokiełznane góry, które przejmują nad człowiekim władze. Twórcom udało się pokazać wysiłek alpinistów próbujących zdobić szczyt. Nie udało się za to pokazać emocji, opowiedzieć historii, pokazać prawdziwych ludzi. A to w filmie szalenie ważne, najważniejsze przecież.
Bohaterowie mówią niewiele. Alpinizm ma to
do siebie, że nie ma w nim czasu (warunków i możliwości) na dialogi. Bohaterowie są oszczędni w słowach, a ich twarze to jedyne nośniki emocji. Wewnętrzne monologi widz musi odczytywać z oczu, z twarzy. Ireneusz Czop dobrze radzi sobie z tą emocjonalną stroną swojej postaci, gdy przebywa w górach – śpiąc w jamie, wspinając się, upadając, po prostu walcząc o przeżycie. Gorzej, gdy wraca do rodziny, przyjaciół, gdy ma pokazać Macieja Berbekę nie będącego alpinistą, nie wspinającego się po marzenia. Zabrakło mi opowiedzenia jego emocji, ujawnienia motywacji wielu działań, wyjaśnienia, dlaczego po tylu latach wrócił na Broad Peak. Zabrakło mi sensu w wielu działaniach, bo powrót w tak wysokie góry z perspektywy tego filmu był trudny tylko dlatego, że bohater miał rodzinę, kochającą żonę, która najpewniej przeczuwała, że on już nie wróci. Zabrakło mi pokazania przygotowań do tego powrotu, które pozwoliłyby zrozumieć, że było to wyzwaniem również dlatego, że główny bohater nie wracał tam jako młodzieniaszek. Tak naprawdę gdyby nie radiowy wywiad, w którym Berbeka opowiadał o powrocie, niespełnionym marzeniu i oszustwie, nie poznalibyśmy jego motywacji. Domyślam się, że tym zabiegiem twórcy chcieli skrócić czas opowiadania kulis jego decyzji, ale stało się to kosztem pokazania emocji, prawdy.
Jestem pewna, że osoba nie interesująca się polskim alpinizmem, czy alpinizmem w ogóle, nie odnajdzie w Broad Peak inspirującej historii interesującej postaci. Leszek Dawid podjął się realizacji filmu o prawdziwych ludziach, bohaterach, wojownikach, osobach które zostawiły górom swoje życie oraz o tych, którzy wciąż żyją. Pojawiający się w filmie Adam Bielecki jedynie przemyka przez scenę, osoba niekojarząca tego nazwiska przejdzie obok zupełnie obojętnie. Jasne, nie da się poświecić 100 minutowego filmu wszystkim bohaterom tamtych zdarzeń, ale wiem, że można było napisać scenariusz, który nie pominie faktu, że Broad Peak opowiada o prawdziwych zdarzeniach. Niech dobrym przykładem pokazującym, jak można to zrobić będzie film Everest.
Wizualnie nie mamy się czego wstydzić, scenariusz mógł być lepszy, postaci głębsze, historie opowiedziane, a nie jedynie muśnięte. Wtedy film można byłoby przeżywać, nie po prostu oglądać w oczekiwaniu na zaskoczenie. W Broad Peak można przeżywać pierwszą próbę zdobycia szczytu, a to za mało.