Po dużym sukcesie serialu 13 Reasons Why, który powstał na podstawie książki dla młodzieży o tym samym tytule trzeba ostrożniej przechodzić obok tego typu książek. Zwłaszcza, jeśli w treści również nie chodzi o słodkie wyimaginowane kłopoty nastolatek, ale o faktyczne problemy, z jakimi się zmagają. Nawet, jeśli nie są tego do końca świadome. Książkę Sary Barnard chciałam przeczytać głównie z jednego powodu – dostała bardzo dobre recenzje od poważnych recenzentów.
Gdy ja miałam 15-cie lat nieszczególnie ciągnęło mnie do książek dla mojej grupy wiekowej. Jakoś zawsze tak się składało, że wolałam czytać inne rzeczy i byłam jednym z tych uczniów, którzy czytali wszystkie lektury obowiązkowe i niezbyt z tego powodu cierpieli. Co mnie teraz ciągnie do takich książek?
Spoglądam na stojące za mną książki, które już powoli przestają się mieścić na półce, i stwierdzam, że nadal niezbyt mnie ciągnie do czytania o problemach nastolatek. To jest chyba druga, albo trzecia książka o takiej tematyce, jaką mam. Nie wiem, czy ktokolwiek zaproponuje kiedyś Sarze napisanie scenariusza do jej historii i zekranizowanie jej na mały lub duży ekran, ale uznałam, że nie chce popełnić błędu z 13 Reasons Why. Wówczas błąd polegał na tym, że obejrzałam serial bez czytania książki. Teraz przeczytałam książkę.
Przez całą lekturę próbowałam znaleźć odpowiedź na jedno pytanie – co dla recenzenta The Guardian było w tej książce zaskakujące?
Historia zaczyna się dość niepozornie. Postaram się nie zdradzać całej, żebyście sami mogli przeczytać i ocenić, czy było warto, ale muszę zaznaczyć, że zaczyna się nijak. Poznajemy dwie przyjaciółki, takie które znają się całe życie, poznajemy ich świat, ich wzajemne relacje. Chwilę później dołącza do nich nowa osoba. I tutaj myślałam, że będzie jakieś bum, zwrot akcji… Tymczasem przez kilka pierwszych rozdziałów, gdy zaczynamy poznawać Suzanne nic poza jej rodzinnymi kłopotami nie jest zaskakujące.
Gdy już trochę zaczęłam żałować, że w ogóle chwyciłam do ręki Piękne Złamane Serca zaczęło się robić ciekawie! Zaczęła wychodzić cała toksyczna relacja, jaka dość niepozornie tworzyła się pomiędzy Caddy, Rosie i Suzanne. Nawet trochę zaczęło mi to siadać na psychice i nieźle się wciągnęłam. Oczywiście wszystko opisane jest z perspektywy 15-latki, która niekoniecznie zdaje sobie sprawę, że fascynuje ją przyjaźń z osobą, która wywiera na nią silny, negatywny wpływ.
Pytanie tylko, czy będąc osobą starszą potrafiłaby dojść do takich wniosków? Mam wrażenie, że Sara Barnard mogłaby napisać książkę z perspektywy 20, 30, 40-latków i przesłanie byłoby takie samo. Nawet większość pierwszych razów byłaby dla bohaterów identyczna, bo wiek odgrywa tutaj najmniejszą rolę.
Piękne Złamane Serca to w pierwszej kolejności książka o przyjaźni. W drugiej o przemocy w domu i bierności otoczenia. Jednak w rzeczywistości dużo bardziej jest to książka o tym, jak olbrzymi wpływ na nasze zachowanie, postrzeganie świata mają przypadkowo napotkane przez nas osoby. Jak mocno potrafimy się od nich uzależnić, jak bardzo potrafią zafascynować nas rzeczami i zachowaniem, które dotychczas uważaliśmy za takie, które nam nie przystoi, które do nas nie pasuje. Zachowanie, o którym myśleliśmy i mówiliśmy, że należy do innych osób, tych w naszej głowie uchodzących za ciekawszych, fajniejszych.
Jasne, jest to książka o przyjaźni, ale myślę, że wiele zachowań Caddy i Rosie podyktowane jest ślepą, szczerą wiarą w moc słowa przyjaźń bez świadomości, co ono dokładnie oznacza i że przyjaźń nie zawsze kończy się na akceptacji zachowań tej drugiej strony.
Zastanowiłabym się, czy to jednak nie jest książka o fascynacji drugim człowiekiem? Zupełnie bez kontekstu erotycznego. Po prostu człowiekiem, który otwiera przed nami świat do tej pory dla nas niedostępny, tajemniczy, a jednocześnie świat, którego częścią bardzo chcielibyśmy się stać.
Książka Piękne Złamane Serca jest już w sprzedaży. Jeśli macie chwilę, a czyta się ją naprawdę bardzo szybko, zwróćcie na nią uwagę. Uważam, że jest uniwersalna, niekoniecznie dla nastolatek, a chyba wręcz przeciwnie. Poza tym jest w niej dużo opowieści o Brighton, a to urocza mieścina i zawsze przypominają mi się moje krótkie wakacje, jakie tam spędziłam!
Ostatecznie, jeśli uznacie, że Wam się nie podoba, i tak będzie to jedna z najładniejszych książek na Waszej półce. Wystarczy spojrzeć na okładkę!