Ewa Farna zagrała w poznańskiej Sali Ziemi + zdjęcia

Na muzycznym rynku jest od prawie dekady, ale dopiero drugi raz odwiedziła Poznań. Tej jesieni Ewa Farna koncertuje w najsłynniejszych polskich salach koncertowych i pokazuje, jak bardzo wydoroślała, jaki wielki ma głos i jak niewiele straciła z uroku, jakim oczarowała Poznań kilka lat temu.

Na polskim rynku jest fenomenem. Niełatwo wskazać drugą osobę, która w tej branży zaczynała już jako 12-letnie dziecko i bezustannie cieszy się przychylnością fanów, słuchaczy i mediów.

Jazz i rock’n’roll

W lecie z gitarą elektryczną, jesienią z kontrabasem. Tak w skrócie można byłoby opisać koncertowe poczynania Ewy. Miałam przyjemność oglądać ją na żywo już wielokrotnie, przed bardzo zróżnicowana publicznością – oddanymi fanami, przypadkowymi ludźmi chcącymi zobaczyć na własne oczy dziewczynę z telewizji, kibicami piłki nożnej i sylwestrowym tłumem. Z każdym z nich radziła sobie świetnie, ale przyszedł czas na nowe wyzwania.

Jazzowo-akustyczna trasa to nowość w dorobku Ewy, i to z dwóch powodów. To jej pierwsza polska tego typu trasa koncertowa i pierwsza ze specjalnie zaaranżowanym materiałem. A ten wypada na żywo dużo ciekawiej niż na właśnie wydanej płycie Inna. Na koncercie można usłyszeć aż czternaście nowych wersji dobrze znanych piosenek Ewy choć płyta oferuje takich przeróbek zaledwie dziewięć. Setlistę urozmaicono trzema nowymi utworami oraz dwoma coverami, dołączono także utwory, które w pierwotnych wersjach były akustyczne. Całość, choć z założenia akustyczna i jazzowa, była mocno energetyczna i nie zabrakło sympatycznego, dziewczęcego rock’n’rolla.

Klimatyczny wulkan energii

Skojarzenia z jazzem są z reguły dość oczywiste – zadymiony klub, przytłumiony mocny wokal i radośni muzycy dookoła. Ta definicja sprawdza się w tym wypadku idealnie, ale zasługuje na uwzględnienie kilku istotnych szczegółów.

Zacznijmy od klimatycznego oświetlenia, które próbowało oddać intymność tego koncertu. Dodajmy do tego poszerzone grono muzyków, bo teraz Ewie towarzyszy także trzyosobowy chór, dwóch bębniarzy i dwóch gitarzystów. Łącznie na scenie znajduje się więc dziesięciu muzyków, pośród nich lokomotywa napędowa, powszechnie znana, jako Ewa Farna.

Wulkan energii, który ze scenicznego dzikusa potrafi szybko zamienić się w spokojną, liryczną wokalistkę. Jej głos zaskakuje za każdym razem na nowo, bo w jednym gardle mieści ogromny talent i to talent należycie pielęgnowany. Ewa nie raz udowadniała, że z panem playbackiem znają się tylko na odległość, bo taka bliższa znajomość jest im kompletnie zbędna. Trwająca właśnie trasa mocno pokazuje, że Ewa to jeden z najlepszych polskich głosów, jakie można usłyszeć w radiu. Pokazuje też coś innego – Farna nie jest piosenkarką trafiającą jedynie do dzieci.

Na koncert do Sali Ziemi przyszli przedstawiciele całego naszego narodu. Byli rodzice z dziećmi, były nastolatki doskonale znające każdą piosenkę, i prawdopodobnie dorastające muzycznie razem z Farną, byli też ludzie bez dzieci, którzy lata szkolne już dawno mają za sobą. Tłum mocno wymagający, który genialnie przyjmował każdą muzyczną propozycję i równie genialnie reagował na wszystko, co Ewa miała do zaproponowania. A poza muzyką oferowała także żarty, krótkie rozmowy z fanami i maleńkie etiudy teatralne. Człowiek orkiestra. Artystka w swoim żywiole.

Dobre wibracje

Kontakt z fanami to, poza wielkim talentem i charyzmą, ważny klucz do sukcesu Ewy. Nie trudno zauważyć, że bycie starszą siostrą bardzo mocno pomaga jej w nawiązywaniu kontaktu z młodszymi fanami. A oni z radością reagują na urocze zaczepki, próby nawiązywania małych dialogów i zabawne gesty Ewy.

Gestów teatralnych, tanecznych kroków i rozdawania uśmiechów naprawdę nie brakowało. Momentów z przymrużeniem oka również było pełno, m.in. w momentach, gdy kolejna osoba musiała nagle wyjść z Sali. Ewa nie mogła tego nie zauważyć, bo koncert siedzący a wyjście przodem, więc w pewnym momencie zaczęła żartobliwie żegnać tych, którzy wychodzą i dziękować, że przyszli. Ewidentnie udzieliła jej się pozytywna atmosfera wieczoru i przychylny jej tłum.

Dobre wibracje udzielały się też zespołowi, który zachęcany przez Ewę chętnie włączał się do wspólnej zabawy z fanami. Było to o tyle istotne, że ideą jazzowej płyty (a więc i samej trasy) było wyeksponowanie zespołu, z którego większość członków koncertuje z Ewą od lat. Panowie, bo o nich mowa, zdecydowanie zasłużyli na wyjście z cienia i chwilę aplauzu ze strony fanów.

Tej jesienni nie można narzekać na brak muzycznych doświadczeń, a wybranie się na koncert Ewy to jedno z tych wydarzeń, na które trzeba pójść. Ja czekałam wiele lat, żeby móc oglądać Ewę nie tylko w swoim mieście, ale przede wszystkim na imprezie, na którą każdy przychodzi z pełną świadomością. Być może granie w małych miasteczkach ma swój urok, ale granie przed publicznością, która przyszła tylko i wyłącznie dla ciebie, wydała pieniądze na bilet i do tego świetnie się bawi, to środowisko, w jakim chętnie oglądałabym Ewę w przyszłości. Pozostaje czekać na kolejne klubowe koncerty!

This slideshow requires JavaScript.